Recenzja filmu

Coś (1982)
John Carpenter
Kurt Russell
Wilford Brimley

Siedemdziesiąt procent Carpentera

John Carpenter podarował nam coś naprawdę wspaniałego. Ja, prawdę mówiąc, nie przepadam za horrorami, chyba tylko za tymi naprawdę klasycznymi, takimi jak "Drakula", "Noc żywych trupów" czy,
John Carpenter podarował nam coś naprawdę wspaniałego. Ja, prawdę mówiąc, nie przepadam za horrorami, chyba tylko za tymi naprawdę klasycznymi, takimi jak "Drakula", "Noc żywych trupów" czy, bezwzględnie najlepsze z tego grona, "Lśnienie".  Recenzowany przeze mnie film zalicza się do tych klasyków. Przebija nawet swoim kunsztem dzieło George'a Romero, wymienione wyżej. Podam może kilka przykładów, dlaczego tak się stało. A więc:   Fabuła. W przypadku horroru ten aspekt filmu często zawodzi widza. Scenariusz jest do bólu przewidywalny, postacie jakieś niewiarygodne, a sama akcja, choć obecna, w połowie seansu siada i obraz zaczyna nas niemiłosiernie nudzić. W "Coś" lekko niemrawy jest tylko początek, jednak ja ze swojego doświadczenia z produkcjami Carpentera wiem, że taki początek ma na celu jedynie uśpienie widza, by w końcu zaskoczyć go czymś niesamowitym. Nie inaczej jest w tym wypadku. Niby atmosfera w bazie nie jest napięta, ale znikąd pojawia się dziwny pies, który przerywa tę pozorną. Wszystko zostało zrobione z niesamowitym wręcz wyczuciem. Efekty specjalne są bez zarzutu, w niektórych scenach nawet wyróżniają się spośród innych. Spece od techniki odwalili kawał dobrej roboty. Wracając do fabuły, po zmutowaniu psa w odrażającego kosmitę, nasi bohaterowie orientują się, że coś może im grozić. Szczególnie bojaźliwy jest jeden z członków ekipy, który w swoich obliczeniach odkrywa przykrą prawdę. Postanawia wtedy wyeliminować nie tylko tajemniczego przybysza z kosmosu, ale i swoich kolegów, którzy, być może, są już zainfekowani przez obcy organizm. Atmosfera bardzo się zagęszcza, nikt nikomu nie ufa, każdy się boi. Ten strach aktorzy pokazali bardzo wiarygodnie, a dobre aktorstwo w horrorach należy do rzadkości. Narracja jest prowadzona dość leniwie, co ma na celu stopniowe denerwowanie widza. Nie wiem jak Wy, ale ja denerwowałem się przez cały seans, więc chyba cel reżysera został osiągnięty. Kurt Russell po raz kolejny udowadnia, że w filmach Carpentera zawsze tworzy dobre kreacje. Pierwsza była w "Ucieczce z Nowego Jorku". Snake Plissken w jego wykonaniu powalał widza na kolana swoim wyluzowaniem i błyskotliwym, czarnym humorem. W "Coś" grany przez niego R.J. MacReady jest postacią podobną, zmaga się z alkoholizmem, pogrążony w ponurych myślach ma mały kontakt z pozostałymi członkami załogi. Mimo tego od początku wzbudza w nas szacunek. Reżyser filmu tworzy atmosferę odizolowania, jego bohaterowie są jacyś nieprzystępni, niby zawsze wyluzowani, ale jednak... "Coś" z pewnością jest jednym z lepszych horrorów w historii kina. Jak już mówiłem, przebija ten obraz jedynie kilka tytułów. To w siedemdziesięciu procentach zasługa Carpentera, w dwudziestu scenariusza, a dziesięcioma procentami podzielili się Kurt Russell i kompozytor znakomitej muzyki, Ennio Morricone. Gorąco polecam tę produkcję, nie tylko fanom horroru.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najpierw był klasyczny film science-fiction Christiana Nyby "Istota z innego świata", powstał w okresie... czytaj więcej
Horrory to gatunek filmowy, który w ostatnich latach przeżywa prawdziwy zastój. Współczesnym dreszczowcom... czytaj więcej
Twórczości Johna Carpentera nie trzeba nikomu ani przedstawiać, ani polecać. Wspaniałe klimaty i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones