Recenzja filmu

Lot nad kukułczym gniazdem (1975)
Miloš Forman
Jack Nicholson
Louise Fletcher

If I were a madman, jaba dibi-dibi-dam...

Kilkadziesiąt lat temu Michel Foucault napisał studium postaw wobec chorób psychicznych, "Historię szaleństwa w dobie klasycyzmu". Postulował w nim przede wszystkim zmianę poglądów na to, jak
Kilkadziesiąt lat temu Michel Foucault napisał studium postaw wobec chorób psychicznych, "Historię szaleństwa w dobie klasycyzmu". Postulował w nim przede wszystkim zmianę poglądów na to, jak leczyć zaburzenia psychiczne. Przeszliśmy długą drogę, od trepanacji czaszek i krępowania łańcuchami - do komfortowych szpitali i leczenia farmakologicznego. Efektem ubocznym tych rozważań było zaś stwierdzenie, że tak naprawdę - to nikt nie jest normalny. Każdy z nas w jakimś stopniu odbiega od "idealnego" wzorca normalności - i można powiedzieć, że jest troszkę szaleńcem... Na pewno wielu nazwałoby szaleńcem Kena Keseya. Kontestator, hippis, narkoman, słynny z powodu poddania się zabiegowi elektrowstrząsów tylko po to, by sprawdzić "jak to jest". Gdy w 1962 roku napisał jednak "Lot nad kukułczym gniazdem", niemal z miejsca stał się - on i jego dzieło - obiektem kultu. Historia walki niepokornego McMurphy'ego o godność; wieloznaczna, alegoryczna - doskonale wpisała się w nurt książek krytykujących nie tylko stosunek nasz do chorych psychicznie, ale też kulturę ówczesną i władzę totalną. Powieść stworzona niemal została do ekranizacji - kino kocha wszak anarchistów, buntowników, wariatów, którzy tak naprawdę wariatami są mniejszymi niż wszyscy inni. Już w 1975 znany reżyser pochodzenia czeskiego Milos Forman stanął za kamerą, by takiej ekranizacji dokonać. I dokonał. A nawet chce się napisać: DOKONAŁ. Bo stworzył prawdziwe arcydzieło. To film o walce. Główny bohater, Randy Patrick McMurphy, zostaje zamknięty w szpitalu psychiatrycznym jako "osoba antyspołeczna". Rzeczywiście, jest przestępcą - nie chciał jednak dać się zamknąć w więzieniu, toteż zasymulował chorobę psychiczną. W szpitalu czeka go spotkanie z całą "menażerią" typów zaburzeń - jest wśród nich wielki Indianin, zapewne autystyczny niemowa, jest cała gama zboczeńców i dewiantów. Jest też personel - z sadystyczną siostrą Ratched na czele. I zaczyna się walka - która stopniowo, z dziecinnej, sztubackiej błazenady staje się wojną o najwyższe wartości. McMurphy w naszych oczach "awansuje" do poziomu rzecznika inności, ułomności - i przez to rzecznika wszystkich wartości indywidualistycznych, twórczych, niebanalnych. On jako jedyny traktuje chorych jak normalnych ludzi. Czyli tak naprawdę jest w stanie przyjąć ludzkość taką, jaką jest... Alegoryczny scenariusz oparty był głównie na antagonizmie dwójki ludzi - i aktorom udało się go odegrać wspaniale. Nicholson stworzył - nie boję się powiedzieć - najwybitniejszą kreację w swej karierze. Jest w nim zwierzęca niemal energia, rozsadzająca pręty krępujących go ram. Biega, krzyczy, śmieje się, jest głośny, jest go pełno w każdym kadrze - porywa za sobą. Jednocześnie jest też kwintesencją archetypowej męskości: to, jak ogląda mecz, jak gra w koszykówkę, jak jedzie z innymi nad morze łowić ryby, jak opowiada o swych miłosnych podbojach - przyprawia o dreszcz; w jakiś "magiczny" sposób Nicholson staje się jednocześnie trenerem, mentorem, ojcem i kapłanem życia - by pod koniec stać się religijną niemal ofiarą za nasze przebudzenie. A jego antagonistka? Przypomnijcie sobie panią z okienka na poczcie. Złośliwą sąsiadkę, dzwoniącą na policję, gdy w mieszkaniu na piętrze ktoś włączy radio. Kontrolera w autobusie. Zimną panią dyrektor. Każda z tych postaci ma w sobie tę cechę, którą genialnie wydestylowała Louise Fletcher, odgrywając siostrę Ratched. Ten niemy rozkaz absolutnego poddania się, wyzbycia się wszystkiego, co indywidualne - Fletcher odgrywa w prosty sposób, pozbawiając swą twarz jakichkolwiek emocji. Mamy do czynienia z idealnym robotem - tym straszniejszym, że zestawionym z "szalejącym" Nicholsonem. Cały ten obraz jest naprawdę wiekopomny - a poszczególne sceny, np. wspomniane wcześniej oglądanie wyłączonego meczu, komediowy wyjazd na ryby, gra w koszykówkę, pierwsze słowa Wodza czy wielki finał - każdy znać powinien... I jeszcze ten rozpoznawalny rys reżyserii Formana (zastosowany przez niego także w późniejszym "Amadeuszu" z 1984 roku) - ewolucja klimatu filmu od nieomal komediowego do dramatu, tyczącego się spraw najwyższych. Cóż, sprawdza się "Lot..." z pewnością na każdym z poziomów interpretacji - jako analiza stosunku do chorych psychicznie; apoteoza walki z wszystkimi "systemami"; konflikt potrzeb indywidualizmu z "ucieczką od wolności"; freudowska analiza psychiki ludzkiej (gdzie Nicholson-Id walczy z siostrą Superego-Ratched o Wodza, czyli zagubione Ego). Forman stworzył dzieło wybitne, film "wgryzający" się w duszę i pozostający w niej na zawsze. Czy jesteś więc normalny? Co więcej zaś - czy jeśli tak, to możesz być z tego dumny?
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Lot nad kukułczym gniazdem" opowiada historię pospolitego skazańca, który trafia na oddział... czytaj więcej
Pewna teoria zakłada, że każdy z nas jest trochę szaleńcem. Normalne jest to, co jest powszechne i uznane... czytaj więcej
Gdy Ken Kesey kończył pisać "Lot nad kukułczym gniazdem", nikt jeszcze nie wiedział, czym i dla kogo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones