zamiast Phelpsa i Stefana (tzn. nie wiem czy Stefana nie zabiją, albo nie okaże się jakimś łajzą czy innego tego typu rzeczy - bo dopiero gram początek), gralibyśmy Sonnym (albo Tubbsem, do wyboru), śmigałoby się Testarossą po Miami, a Rockstar na latach 80tych zna się jak mało kto (Vice City), a sam gameplay wyglądałby w 100% tak samo, takie moje małe marzenie :D
bo w zasadzie, LA Noire należy traktować jako serial kryminalny, gdzie każda sprawa jest nowym odcinkiem, przy takim podejściu gra nie nudzi, jest wręcz kapitalna