PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=816518}
7,1 1 399
ocen
7,1 10 1 1399
The Outer Worlds
powrót do forum gry The Outer Worlds

Fallout: New Vegas zdobył serca graczy i jest nazywany jedynym prawdziwym trójwymiarowym Falloutem. Obsidian miał ochotę stworzyć kolejną odsłonę tej marki, prawa do niej posiada jednak Bethesda, która tym razem nie zdecydowała się zlecić Obsidianowi produkcji czy to pełnoprawnej gry, czy to dużego dodatku do FO4. The Outer Worlds to gra ludzi, którzy najpierw pracowali w Interplay nad pierwszym Falloutem, potem tworzyli kolejne tytuły w ramach Troiki, po czym ich drogi się rozeszły, a kilka, kilkanaście lat później spotkali się w Obsidian chcąc stworzyć produkcję, którą sobie wymarzyli.

Pierwszy plus należy się za zgrabne wprowadzenie gracza w sytuację. Wcielamy się w niedoszłego kolonistę/kolonistkę ze statku Nadzieja, który to zaginął i dryfował bez celu po przestrzeni kosmicznej z setką tysięcy ludzi zamrożonych na jego pokładzie. Praktycznie nikt już o nim nie pamiętał, a opowieści o nim traktowano jako legendy. Jedynie lekko szalony naukowiec Phineas Welles zmartwił się bardzo losem biednych ludzi, a przy okazji potraktował to jako okazję do zmiany sytuacji na Arkadii opanowanej przez wszędobylskie korporacje i tajemniczą Radę. Jako jedyny odmrożony pasażer Nadziei musimy znaleźć dużą ilość specjalnego specyfiku, który pomoże bezpiecznie odmrozić resztę. Przyjemnie przebiega kreacja postaci, doktor żywo komentuje wysokość poszczególnych statystyk. Po kilku godzinach i wykonaniu ważniejszych misji w pierwszej napotkanej mieścinie zostajemy kapitanem statku o wdzięcznej nazwie Zawodny.

Cała historia jest utrzymana w dość lekkim klimacie, choć nie brak tu także dość poważnych tematów, zawsze jednak polanych sosem lekkiego sarkazmu i czarnego humoru. Sporo poświęcono tutaj wszechobecnym korporacjom, które niczym Wielki Brat z "Roku 1984" Orwella kontrolują każdy aspekt życia swoich pracowników, a raczej niewolników. Ci zwykle niechętnie z nami rozmawiają, bojąc się by przypadkowo nie powiedzieć nic złego o korporacji dla której pracują. Na koniec rozmowy zwykle żegnają się sloganem reklamowym. Sam główny wątek nie jest przesadnie zajmujący ani odkrywczy, bardziej ciekawiły mnie lokalne problemy, które musiałem rozwiązać by zrealizować cel wątku głównego. A jest to zazwyczaj konflikt między dwiema frakcjami. Można opowiedzieć się po jednej ze stron albo spróbować osiągnąć jakiś kompromis.

Dialogi prowadzi się z przyjemnością, są odpowiednie rozbudowane, często możemy przycisnąć rozmówcę przy pomocy umiejętności społecznych. Kwestii dialogowych do wyboru nie brakuje i praktycznie każdą rozmowę można poprowadzić w dowolny sposób co się wyróżnia in plus na tle gier dzisiaj wychodzących. Są i kwestie dialogowe dostępne, jeśli posiadamy daną umiejętność na odpowiednio wysokim poziomie np. perswazję. Sporo jest kwestii w których nasz bohater może zażartować z rozmówcy czy odpowiedzieć z sarkazmem. Specyficzny humor występuje we wszelkiego typu tekstach, emailach, które możemy przeczytać na komputerach, podobnie jak w serii Fallout. Nie raz i nie dwa uśmiałem się czytając o kolejnych absurdalnych procedurach uchwalonych przez daną korporację albo widząc kolejną kozacką kwestię dialogową, którą możemy wybrać.

Towarzysze są umiarkowanie ciekawi, nie zżywamy się z nimi jakoś za bardzo (tak jak chociażby w grach BioWare), choć możemy poznać ich przeszłość i pomóc w rozwiązaniu obecnych problemów. Obok towarzyszy warci zapamiętania są: ADA - SI sterująca Zawodnym (co od razu kojarzy się z EDI z Mass Effect) oraz oczywiście doktor Phineas Welles. Fajne jest to, że nasi towarzysze często ze sobą rozmawiają, tego typu dialogów jest całkiem sporo. Także i na statku wchodzą ze sobą w interakcje. Reszta postaci niezbyt zapada w pamięć, czasami nie wiedziałem o jaką postać chodzi.

Frakcji jest kilka, choć nie są tak istotne jak te w Fallout: New Vegas. W zasadzie najważniejszy wybór to ten czy pomagamy Phineasowi w realizacji jego planu czy wydajemy go i wykonujemy questy dla Rady składającej się z przedstawicieli największych korporacji. Fajne jest to, że niemal każdą postać da się zabić, a grę tak czy inaczej można ukończyć. Ogólnie liczba sposobów na podejście do poszczególnych questów jest satysfakcjonująca.

Konstrukcja świata przypomina gry z serii KotOR, złożony jest z niezbyt rozległych otwartych lub półotwartych lokacji. Tego typu światy jednocześnie nie przytłaczają ogromem terenu jaki jednorazowo się przed nami otwiera i oferują dobrze zbalansowane tempo rozgrywki, gdzie dialogi, walka i eksploracja się równoważą. Brakuje jednak trochę ciekawszych miejscówek, które nie są związane z żadnym zadaniem. Nie ma zbyt wielu okazji by zapuścić się nieznane. Pod tym względem jest zbyt sterylnie, więc eksploracji jako takiej brakuje. Nie ma po co zbaczać ze ścieżki, chyba, że chcemy postrzelać do potworków. Zwykle w grach staram się nie korzystać z szybkiej podróży, a tutaj robiłem to często, bo niezbyt chciało mi się ganiać wte i wewte po niezbyt interesujących miejscówkach w których na dodatek respawnują się przeciwnicy.

Rozwój postaci budzi skojarzenia z tym co możemy zobaczyć w nowych Falloutach. Mamy atrybuty, umiejętności posegregowane w poszczególnych grupach oraz atuty, czyli odpowiednik falloutowych profitów. Wadą jest to, iż stosunkowo łatwo stworzyć dość wszechstronną postać, która dobrze radzi sobie w walce, obchodzeniu zabezpieczeń, a i erudytą jest niezrównanym. Umiejętności do 50 punktów rozwijamy w ramach całych grup. Dopiero powyżej tej liczby punkty wydajemy na pojedynczą umiejętność. W walkę bronią białą nie inwestowałem wcale, a i tak potrafiłem dość skutecznie rozprawiać się z przeciwnikami ulepszoną kosą. Zbyt łatwo też można się wzbogacić kradnąc wszystko co napotkamy na swojej drodze. Sporo wartościowych przedmiotów leży z dala od jakiejkolwiek postaci i nie są pilnowane. Paczki, którą trzeba ukraść w ramach questa pilnował jeden strażnik chodzący w kółko po korytarzu. Bez problemu włamałem się do pomieszczenia i jeśli nikt nie przyłapie nas bezpośrednio na kradzieży albo otwieraniu zamków to nie reaguje na to, że jesteśmy w pomieszczeniu w którym być nie powinniśmy. Ba, nawet gdy zostaniemy przyłapani na kradzieży dość łatwo jest się wymigać od kary i jeszcze dostaniemy expa za skorzystanie z umiejętności perswazji. Amunicji i środków leczących miałem pod dostatkiem i nigdy nie musiałem uzupełniać zapasów u handlarzy. Kasy również zgromadziłem sporo i jedynym sensownym sposobem na wydanie pieniędzy jest ulepszanie ulubionej pukawki o kolejne poziomy. Brakuje tutaj porządnego balansu i głębi.

Walka jest w porządku, strzelanie na pewno jest przyjemniejsze niż w Fallout 3 czy New Vegas. Przyrównałbym model strzelania w TOW do Destiny 2. Każda pukawka ma swój feeling i inaczej strzela się z rewolweru, inaczej z broni plazmowej, a inaczej ze strzelby, Choć odmian broni palnej zbyt wiele nie ma, ot po kilka modeli dla każdej z grup. Broni białej jest trochę więcej, więc jak ktoś lubi siekać przeciwników to będzie miał czym. Sami przeciwnicy nie są zbyt różnorodni, więc w kółko walczymy z tymi samymi grupami.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem screeny z The Outer Worlds pomyślałem sobie: "Co to za brzydactwo?". Na pierwszych screenach gra nie wyglądała zbyt dobrze. Jednak gdy uruchomiłem grę na najwyższych detalach to w ruchu wygląda naprawdę ładnie. Stylistyka i pstrokata kolorystyka zaś nie każdemu musi przypaść do gustu, ale wg mnie dzięki nim TOW wyróżnia się na tle innych gier. Retrofuturyzm nawiązujący do lat 50. i 60. XX wieku robi swoje. Muzyka jest w porządku, choć nie przykuwa zbytniej uwagi i nie zachęciła mnie do tego by słuchać jej poza grą. Na plus zaś należy zaliczyć głosy postaci, bo są dobrane i zagrane świetnie co tylko uprzyjemnia rozmawianie z kolejnymi postaciami.

Gra nie była głównym projektem Obsidianu, tylko czymś pobocznym, jak Tyranny i przeznaczono na nią mniej środków przez co mieści się w segmencie AA. To nigdy nie miał być jakiś mega ambitny projekt, który zrewolucjonizuje gatunek, a raczej coś co dostarczy podobne doświadczenie do Fallout: New Vegas. Wyszła z tego solidna produkcja oparta o klasyczne rozwiązania bez udziwnień, która daje sporo frajdy. Dzięki niej obejrzałem też świetny serial Firefly o którym wspominano w kilku recenzjach The Outer Worlds, a o którym do tej pory nigdy nie słyszałem. I fakt, jest dość sporo podobieństw począwszy od postaci, jak i westernowym klimacie. Od czasu do czasu w ładowni Zawodnego można zobaczyć kilka wełnistych krów co też miało miejsce w serialu. Jest potencjał by The Outer Worlds przerodziło się w serię. Obyśmy zobaczyli sequel, a twórcy wsłuchali się w głosy graczy i poprawili te elementy, które nie do końca się udały.

Przy The Outer Worlds bawiłem się dobrze, choć pod koniec czułem już lekkie znużenie. Przejście zajęło mi niecałe 34 godziny i był to dobrze spędzony czas. TOW ograłem w ramach Game Passa, ale może za kilka lat uda się wyrwać ją na steamowej promocji ze wszystkimi DLC to z chęcią do niej powrócę podejmując inne decyzje.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones