Relacja

T-Mobile Nowe Horyzonty: Umieranie na ekranie

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/T-Mobile+Nowe+Horyzonty%3A+Umieranie+na+ekranie-97595
Kolejny dzień festiwalu zaczęliśmy od pokazywanego w konkursie głównym "Nigdy nie umrzeć" z Meksyku. Potem dla orzeźwienia wybraliśmy się na nowy film Takashiego Miike – thriller sensacyjny "Słomiana tarcza". Oto nasze wrażenia.

Czas, który nam pozostał

"Nigdy nie umrzeć" otwiera scena będąca kwintesencją kina Nowych Horyzontów.  Drewniana łódź przemierza rzekę, milcząca pasażerka kontempluje przyrodę, a odgłosy równomiernego wiosłowania zastępują tykanie wskazówek zegara. Czas, choć powoli, płynie nieubłaganie.

Łódź dociera wreszcie do celu. Rozpoczyna się historia Chayo, która w oddalonej od cywilizacji meksykańskiej wioseczce opiekuje się 99-letnią matką. Obie kobiety przeczuwają, że to ostatnie spędzone wspólnie chwile. Śmierć krąży już wokół zagrody, odwiedza Chayo w snach, anonsując swoje rychłe nadejście. Bohaterka postanawia zrezygnować z posady pokojówki w mieście, aby czuwać przy starowince do samego końca.


Fabularnie wątły, skąpy w dialogi film Enrique Rivero zbudowany jest na długich statycznych scenach. Prozaiczne czynności (gotowanie, spacery, uprawa roli)  przeplatają się z surowymi, choć nakręconymi z malarskim zacięciem obrazami natury. Te ostatnie to ilustracja popularnego przysłowia:  Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las. Jeśli mieliście okazję zetknąć się z twórczością takich latynoamerykańskich reżyserów jak Lisandro Alonso czy Carlos Reygadas, ów nieśpieszny, medytacyjny rytm opowieści i schowana za kamiennymi twarzami psychologia bohaterów nie zrobią na was większego wrażenia.  To wciąż ten sam rodzaj kina, w którym – jak pisał kiedyś Michał Burszta – przewidywalność każdej godziny i minuty jest warunkowana jakimś kruchym sojuszem z opatrznością. Sojuszem, który może w każdej chwili zostać wypowiedziany.  

"Nigdy nie umrzeć" najlepiej sprawdza się jako poruszający portret silnej kobiety, która w obliczu rzeczy ostatecznych traci grunt pod nogami.  Mająca na głowie  nie tylko umierającą rodzicielkę, ale i męża-nieudacznika, dwójkę dzieci oraz gospodarstwo Chayo zaczyna się buntować: przeciwko śmierci, przeciwko losowi, przeciwko nicości. Ów opór skazany jest porażkę, z czego doskonale zdaje sobie sprawę pogodzona ze światem matka. Czy zanim wybije jej ostatnia godzina, zdoła wyleczyć córkę z egzystencjalnego kryzysu? Jeśli jesteście anielsko cierpliwi i będziecie uważnie patrzeć, powinniście znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Na tarczy

Punkt wyjścia w nowym filmie Takashiego Miike mógł być fabularnym zapalnikiem wysokooktanowego kina akcji. Oto policja znajduje zwłoki kilkuletniej dziewczynki. Dziadek ofiary, jeden z najbogatszych ludzi w Japonii, wyznacza za głowę mordercy nagrodę w wysokości miliarda jenów (w przeliczeniu na naszą walutę to około 36 milionów złotych).  Sprawca zbrodni Kiyomaru dochodzi do wniosku, że rozsądniej będzie oddać się w ręce wymiaru sprawiedliwości, niż wieść niepewny żywot łownej zwierzyny. Problem w tym, że proces ma się odbyć w Tokio, a zabójca przebywa na oddalonym o kilkaset kilometrów posterunku. Sześciu doskonale wyszkolonych funkcjonariuszy dostaje więc misję przetransportowania Kiyomaru do stołecznego sądu. Tymczasem każda napotkana osoba może być wynajętym mordercą.



Miike kręci średnio dwa, trzy tytuły rocznie. Przy takim przerobie nie ma szans, by wszystkie filmy były spełnione, nawet jeśli reżyser jest zdolną bestią i potrafi poradzić sobie w każdym gatunku. "Słomiana tarcza" to dzieło ewidentnie odpuszczone. Pal licho, że dialogi brzmią sztucznie i deklaratywnie, a do zawartych  w nich informacji dochodzi się w większości samemu. Przymykam oko na słabych aktorów i karykaturalny czarny charakter – nastoletniego demiurga z demoniczną emo grzywką. Sęk w tym, że film niemożebnie nudzi. Półgodzinna introdukcja jest przegadana, a kiedy Miike próbuje wreszcie rozkręcić karuzelę atrakcji i podnieść ciśnienie, finalny efekt przypomina polskie kino gatunkowe. Ciężarówki eksplodują, faceci w ciemnych garniturach urządzają w pociągu Dziki Zachód, a psychopata z nożem czai się na stacji kolejowej. Wygląda prawie jak w Hollywood. Niestety, "prawie" robi dużą różnicę.

W miarę rozwoju akcji "Słomiana tarcza" skręca w kierunku thrillera psychologicznego z ambicjami. Punktem odniesienia było tu ewidentnie "Siedem" Davida Finchera. Zło nabiera mocy, dobro staje się słabe i kruche, a seria tragicznych zdarzeń okazuje się częścią szatańskiego planu. Stawką jest już nie tylko wymierzenie sprawiedliwości, ale i ocalenie duszy. Finał filmu, choć ciut efekciarski, pokazuje, jaki ten film mógłby być, gdyby Miike przystopował linię produkcyjną i doszlifował scenariusz. A tak zostaje tylko gigantyczny facepalm na wieść o tym, że "Słomiana tarcza" walczyła w tym roku o Złotą Palmę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones