Artykuł

Uwaga! Kruchy lód

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Uwaga+Kruchy+l%C3%B3d-106269
Seriale to literatura epicka naszych czasów. Podczas gdy kino często zatrzymuje się w pół kroku, one idą coraz dalej i wciąż przesuwają granicę tego, co w głównym nurcie dozwolone. Bywa, że sami boimy się tego, co czeka na nas w następnym odcinku.

Trochę rubaszny moralitet, trochę pachnąca absurdem zagadka. Jedno jest pewne: wygląda znajomo. Nowe "Fargo" dostało błogosławieństwo i zastrzyk gotówki od samych braci Coen, a sceptycy zostali uspokojeni: czasy, w których reinterpretacje kultowych filmów lepiej omijać szerokim łukiem, nareszcie mamy za sobą.


"Fargo" (1996)

"What if you're right and they're wrong?"

Wydarzenia te miały miejsce w Minnesocie w 2006 roku. Na prośbę ocalałych ich nazwiska zostały zmienione. Z szacunku dla zmarłych, reszta została opowiedziana zgodnie z prawdą – głoszą napisy otwierające kolejne odcinki nowej produkcji stacji FX. Twórcy, w ślad za pierwowzorem, za pomocą kilku prostych zdań wyczarowują iluzję prawdy. I chociaż serial, podobnie jak film braci Coen, nie został oparty na faktach (co w razie potrzeby wytykają wkręconym jednostkom co sprytniejsi internauci), w tym momencie w głowach widzów zapala się ostrzegawcza lampka. No bo w końcu jak: na niby, czy – chociaż częściowo – naprawdę? A jeśli na niby, to czemu pokazywane zagrożenie jest tak realne? I tak dalej, tą drogą, z tymi pytaniami na ustach. W świat prawdziwej telewizyjnej magii.


"Fargo" (2014)
W rzeczywistość serialowego "Fargo" wprowadza nas Lester Nygaard, naczelna fajtłapa Minnesoty. Przygarbionego, jąkającego się sprzedawcę ubezpieczeń przed napływającymi zewsząd ciosami chroni jedynie przyduża, pomarańczowa kurtka. Niestety – mało skutecznie. Lester to prostoduszny człowiek, którego głównym problemem jest to, że nie ma się gdzie schować. W pracy użera się z klientami, w domu poniżają go brat i własna żona, a na ulicy dokucza mu głupkowaty osiłek – balast jeszcze z czasów szkolnych. I nagle pojawia się ktoś, kto wyciąga do Lestera pomocną dłoń. Ktoś, kto zaprzecza istnieniu jakichkolwiek zasad, burzy hierarchie i zabrania dawać przyzwolenie na opresję. Wreszcie – ktoś, kto swój system wartości opiera na znamiennym stwierdzeniu: "byliśmy kiedyś gorylami". To niejaki Lorne Malvo.

I jeszcze jeden, i jeszcze raz!


Reaktywowane "Fargo" to kolejna produkcja, która dołączyła do pokaźnego grona telewizyjnych spadkobierców X muzy. I choć wśród podobnych realizacji znajdziemy sporo hitów (vide: obsypany Złotymi Globami "M*A*S*H" czy "Buffy: Postrach wampirów", którego bohaterka – na całe szczęście – jest powszechnie rozpoznawalna właśnie jako postać serialowa), zmiana formatu nie zawsze wychodzi pierwowzorowi na dobre, a przepis na sukces też można błędnie zinterpretować (kto zachwycał się telewizyjną wersją "Dirty Dancing", niech pierwszy rzuci kamieniem). Widmo porażki nie odstrasza jednak producentów  z wypchanymi portfelami – poza bezbłędnym "Fargo" w samym 2014 roku wzięto na warsztat jeszcze parę takich "pewniaków". I tak: Robert Rodriguez zaproponował nową odsłonę "Od zmierzchu do świtu",  zderzając się z falą zjadliwej krytyki, ale też żarliwego entuzjazmu (co zabawne, film Rodrigueza wypuszczono w 1996, czyli dokładnie w tym samym roku, co wskrzeszone dziecko Coenów). Sprawdzoną komedię "Był sobie chłopiec" oraz (mniej sprawdzoną) "Złą kobietę" przerobiono na "zawsze-chętnie-oglądane-sitcomy". Powszechnie obowiązującej modzie na recykling uległa nawet sama Agnieszka Holland – reżyser pokusiła się o romans z "Dzieckiem Rosemary" i przygotowała dla stacji NBC miniserial, który – tym razem w miarę zgodnie – został okrzyknięty klapą. Kolejni artyści sięgają także po sprawdzone literackie formaty; na swoje premiery czekają ponoć serialowe ekranizacje "Mgły" i "Sin City".


"Dziecko Rosemary" (2014) / "Dziecko Rosemary" (1968)
Skąd taka tendencja? Po pierwsze – seriale są w modzie. Po drugie – jeśli historia rzeczywiście ma potencjał, dobrze jest poszerzyć ewentualne uniwersum. Po trzecie – i najbardziej oczywiste – kasa. Zawsze jest szansa, że odgrzewany kotlet uda się sprzedać. A jeśli dołożymy do tego dobry pomysł i trochę pasji, właściwie nie ma się co dziwić, że kolejni twórcy chcą smażyć się w świetle reflektorów i dzielić los producentów "Sherlocka" i "Hannibala". Jedyną przeszkodą są wygórowane oczekiwania widzów – skoro przyszło nam żyć w szczęśliwych czasach telewizji jakościowej i na co ciekawsze zapowiedzi czekamy z wypiekami na twarzy, niełatwo uniknąć gorzkich rozczarowań.

Ciągle, ciągle ta sama historia

Co więc zostało z filmu braci Coen? Nastrój – to na pewno. Poza tym miejsce (zamiast Minneapolis mamy Bemidji, ale wciąż z Fargo w tle), wojująca policjantka przy nadziei i oczywiście tony śniegu, a w nim porzucona, wypchana banknotami walizka. Są też dziwaczni, wiecznie niezadowoleni mieszkańcy, których bezpieczeństwa strzegą nieudolne władze, ale jeśli chodzi o warstwę fabularną, to by było na tyle. Poza nielicznymi nawiązaniami, wprowadzonymi prawdopodobnie ku uciesze fanów, stacja FX proponuje narrację, która jest zupełnie odmienna od oryginału, a jednocześnie mogłaby się bez większych przeszkód toczyć w zaproponowanym przez niego świecie. Dalsze skojarzenia z oryginałem budzi czytelny, wyjątkowo udany dialog ze stylem Coenów: niespieszne tempo, statyczne kadry, na wpół niedorzeczne dialogi, balans między brutalną intrygą a czarnym humorem.


"Fargo" (2014)
Serial, zainspirowany dziełem braci, z powodzeniem obnaża kolejne absurdy codzienności. Wystarczy skupić się na wybranym detalu, by koniec końców obnażyć jego bezsens: zwyczajna, zepsuta pralka szybko okaże się niewyczerpanym źródłem farsy. Pomijając oczywistą grę z motywami pierwowzoru (często na zasadzie antytezy, tak jak w alternatywnej scenie z wlepieniem mandatu), pojawiają się też subtelne aluzje w stronę innych produkcji braci Coen. Gdzieś w tle można dostrzec tablicę reklamującą White Russian ("Big Lebowski"); innym razem słychać zawodzenie nieskutecznego szeryfa, który nie potrafi przeboleć zmian obyczajowych – zwłaszcza gdy po spokojnym mieście biega niezrównoważony płatny morderca ("To nie jest kraj dla starych ludzi"). Wszystko to sprawia, że świat wykreowany w "Fargo" sprawia wrażenie znajomego, a nawet oswojonego. I choć wyjątkowo łatwo się w nim odnaleźć, nie traci przy tym świeżości. Być może produkcja zawdzięcza swój sukces właśnie tej elementarnej decyzji: wyborze alternatywnej, a przecież jakby zasłyszanej już historii?

Stąpając po cienkim lodzie

Wkrótce po tym, jak Lester (Martin Freeman) zawiera znajomość z Malvo (Billy Bob Thornton), jego życie zmienia się o 180 stopni. Szybko jednak okazuje się, że przymierze z nieznającym kompromisów mordercą niesie swoje przykre konsekwencje. Malvo – nie wiadomo, czy jeszcze chochlik, czy już Mefistofeles – jeśli akurat nie ucieka się do fizycznej przemocy, po prostu ją odwleka, nakłaniając ofiary do zejścia na złą drogę. Odkąd Lester bierze sprawy w swoje ręce, stąpa (i to dosłownie!) po cienkim lodzie. Prawdziwie ironicznie robi się dopiero wtedy, kiedy na powrót musi poradzić sobie ze swoim stałym problemem – niemożnością znalezienia skutecznej kryjówki. Intryga, rozpisana na planie trójkąta Lester-Malvo-Molly (lokalna policjantka), przypomina gęstą sieć zasadzek i aktów podwójnej lojalności. Nieustanna pogoń drapieżników i ofiar odbywa się na narzuconych przez Malvo prawach dżungli. I chociaż zło zawsze wychodzi na jaw, nie zostaje sprawiedliwie ukarane. Da się je wykryć raczej z powodu nieudolności przestępców niż instynktu stróżów prawa.


"Fargo" (2014)
Piekielnie zdolny Martin Freeman ("Hobbit", "Sherlock", "Autostopem przez galaktykę") przeżywa obecnie najlepszy okres w karierze, a jego warsztat jest wprost skrojony pod rolę Lestera – aktor potrafi udźwignąć zarówno postać znerwicowanej ofermy, jak i nowo narodzonego człowieka sukcesu. Pożenienie go z Thorntonem, którego zastygły, nieodgadniony wyraz twarzy wyraża więcej niż tysiąc gróźb, można z powodzeniem zaliczyć do jednej z najlepszych decyzji obsadowych we współczesnych serialach. Sekunduje im świetny drugi plan, na którym brylują Kate Walsh (w roli Giny Hess) czy Bob Odenkirk (Bill Oswalt). "Fargo" urzeka piękną muzyką i drobnymi, dyskretnie przemycanymi zabiegami formalnymi (komentujący wydarzenia plakat, zniuansowany motyw perkusyjny zarezerwowany dla rozbrajającego duetu Mr. Numbersa i Mr. Wrencha). Akcji wprawdzie nie brakuje, lecz nie jest to telewizja przepychu i przesytu: w "Fargo" rządzi sugestia, umiarkowanie. W końcu i tak wszystko przykryje śnieg.

Trochę puzzle, trochę moralitet

Spośród wysypu seriali, w których protagonista i antagonista stają się jednym ciałem, śnieżną wersję "Breaking Bad" wyróżnia nietypowa, niemalże postsekularna oprawa. Zakurzone plagi egipskie stają się kontekstem niezbędnym do pełnego odczytania drugoplanowej historii Stavrosa (żeby było ciekawiej, mękom bogacza wtóruje głos z offu, wskazujący przydatne fragmenty Starego Testamentu). Dosłowne nawiązania do Biblii przeplatają się z serią mniej lub bardziej świeckich przypowieści, jakie serwują sobie w rozmowach bohaterowie. Z kolei często przywoływane symbole religijne – czy to wizerunek świętego, czy żywa postać księdza – okazują się pustymi, fałszywymi odsyłaczami. To właśnie spod nawału tych jałowych odniesień wyłania się naiwna, tęskniąca za ciepłem Minnesota – świat bez Boga, którego brak powoli zaczyna być dokuczliwy. Poza refleksją nad współczesną kondycją religii, serial wnosi do filmowej historii także szereg łamigłówek. Kolejne tytuły odcinków nawiązują albo do tradycji buddyzmu, albo do słynnych paradoksów i zagadek logicznych ("Kto goli golibrodę?", "Paradoks stosu", "Widelec Mortona"). W diegezie serialu powracają coraz to wymyślniejsze zagwozdki – od pytań o to, czy bakterię można zaliczyć to zwierząt, po bardziej skomplikowane dylematy (patrz: wariant zagadki o lisie, króliku i kapuście). Bohaterowie, uwięzieni w kryminalnej dżungli, zamiast ułatwić sobie życie choćby poprzez język, porozumiewają się ze sobą za pomocą  enigmatycznych przypowieści, których często nie potrafią rozszyfrować. Aż się prosi, żeby zapytać: po co? Z jednej strony – w ten sposób uczą się przetrwania, bo żeby przeżyć, muszą przewidzieć wszystkie ewentualności. Z drugiej – z tej przyspieszonej lekcji logiki, podobnie jak z odbitej w krzywym zwierciadle codzienności, wyłania się niepokojąca prawidłowość: każdy element życia, wzięty pod lupę, ujawni w końcu swoje absurdalne oblicze.

Wyścig po Emmy


Autor scenariusza do "Fargo", Noah Hawley (mający na koncie współpracę przy "Kościach"),  od początku mierzył się z niemożliwym. A jednak, zamiast zbeszcześcić oscarowy hit Coenów, napisał wciągającą, klimatyczną opowieść, jakiej nie powstydziliby się bracia. Nie ma jeszcze pewności co do tego, jak i czy w ogóle będzie wyglądał drugi sezon (podobno, jeśli do niego dojdzie, opowie zupełnie nową historię), ale wierzę, że nie ma się czego obawiać. Wygląda na to, że Hawley – w przeciwieństwie do Lestera Nygaarda – potrafi stąpać po cienkim lodzie.


"Fargo" (2014)
Dosłownie parę dni temu ogłoszono nominacje do 66. edycji Emmy. Ku mojej uciesze "Fargo" otrzymało ich aż osiemnaście, dzięki czemu uplasowało się na zaszczytnej drugiej pozycji (pierwsze miejsce, z dziewiętnastoma nominacjami, dzierży niepokonana "Gra o tron"). Co ciekawe, propozycję FX zakwalifikowano jako miniserial, mimo że pokrewny formalnie, także 10-odcinkowy "Detektyw" walczy o nagrody (a dokładniej: o 12 nagród) z innymi serialami dramatycznymi. "Fargo" i "Detektyw" to podobnie skomponowane kryminały (przypominające bardziej 10-godzinne filmy niż poszatkowane serie), które – jakkolwiek górnolotnie to brzmi – na nowo ważą ludzkie szanse w odwiecznej walce dobra i zła. "Fargo" daje na postawione pytania pokrętną, ale całkiem satysfakcjonującą odpowiedź: w rozpadającym się świecie logika, tak jak szukanie sensu, nie daje już żadnego oparcia. Podobnie jak u Coenów, nie wygrywa ani dobro, ani zło, lecz zwyczajny absurd. I właśnie za ten absurd zamierzam trzymać kciuki.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones