Relacja

WENECJA 2014: Tragedie codzienne i niecodzienne

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2014%3A+Tragedie+codzienne+i+niecodzienne-107036
Kolejnego dnia weneckiej imprezy Jakub Popielecki obejrzał najnowszy film kultowego Japończyka Shinyi Tsukamoto – "Nobi: Fires On a Plain". Darek Arest tymczasem zdecydował się na seans chorwackiego "This Are the Rules" w reżyserii Ognjena Sviličića.


Człowiek z żelaza, człowiek z mięsa ("Nobi: Fires on a plain", reż. Shinya Tsukamoto)

Shinya Tsukamoto, film po filmie zawzięcie penetrujący mroczną stronę ludzkiej natury, tym razem – nietypowo – zwraca się ku przeszłości. Reżyser postanowił przenieść na ekran rozgrywającą się w czasie II wojny światowej powieść, której autorem jest Ooka Shohei ("Ognie polne" Kona Ichikawy to poprzednia ekranizacja tej książki). Choć nie jest to w karierze twórcy "Tetsuo – Człowieka z żelaza" precedens w zerwaniu z charakterystyczną urbanistyczną scenerią – Tsukamoto ma już na koncie rozgrywający się w początkach XX wieku "Gemini" na podstawie opowiadania Edogawy Rampo – to i tak "Nobi: Fires on a plan" stanowi pewne novum w jego filmografii. Ale znajome horrory ludzkiej psychologii i ludzkiego ciała pozostają na swoim miejscu.



Książka Shoheia uznawana jest za jedno z najpotężniejszych literackich rozliczeń z doświadczeniem wojennym. Akcja rozgrywa się w filipińskiej dżungli, gdzie zdziesiątkowane oddziały japońskich żołnierzy walczą o przetrwanie. Choć to opowieść z frontu, próżno jednak szukać tu scen batalistycznych, adrenaliny, typowej narracji "my kontra oni". Na największego przeciwnika błąkających się po puszczy Japończyków wyrastają bowiem oni sami. Wróg jest tu niemal niewidoczny, prawie że nieobecny. Od czasu do czasu o jego obecności świadczą jedynie dobiegające nie wiadomo skąd salwy z karabinu. Codzienność nie polega tu na zmaganiach z czającymi się gdzieś Amerykanami, a po prostu próbie przeżycia za wszelką cenę. Uzbrojony po zęby przeciwnik przestaje być problemem, kiedy głód doskwiera tak bardzo, że zaczynasz rozważać opcję kanibalizmu. Człowieczeństwo, zdobycze kultury i moralności, to jedne z pierwszych bagaży, które porzuca się tu w pędzie – czy raczej czołganiu się – ku przetrwaniu.

Tę podróż przez iście dantejskie piekło odbywa szeregowiec Tamura. Krąży on między swoim oddziałem a szpitalem polowym. Dowódca nie chce w oddziale gruźlika, więc odsyła Tamurę do lekarzy. Medycy z kolei nie zamierzają leczyć choroby, która w zestawieniu z pourywanymi kończynami i wyprutymi wnętrznościami wydaje się fanaberią. Bohater otrzymuje rozkaz: jeśli nie wyzdrowieje, ma się zabić – martwy przyniesie więcej pożytku swojemu krajowi. Groteska wojny uderza tu z całą mocą, spotęgowana jeszcze przez japoński kontekst. Nie ma tu ani śladu komitywy wspólnego doświadczenia frontowego. Jest tylko bezlitosna hierarchia społeczeństwa zbudowanego na kodeksach honoru i posłuszeństwa. Bohater grzęźnie w ponurym impasie, skazany na bezcelowe odbijanie się od dwóch instancji władzy. Przemoc autorytetu dotyka nawet w świecie postawionym na głowie. A gdy i ta struktura się rozpadnie, pozostaje już tylko prawdziwe jądro ciemności. CZYTAJ DALEJ

 
Muminki w krainie biurokracji ("This are the Rules" / "Takva su pravila", reż Ognjen Sviličić)

Chorwacki film "This are the rules", pokazywany w sekcji Horyzonty tegorocznego festiwalu w Wenecji, przypomina nieco młode kino rumuńskie, które przebojem brało niedawno serca i umysły. Pozostajemy tu blisko nieefektownego, codziennego życia, problemów tak zwanych "zwykłych ludzi", stając raczej po ich stronie, a nie ogólnie rozumianego "systemu". Tragedia wydobywana jest z tego, co najzwyklejsze i najmniej efektowne i przy użyciu wyłącznie realistycznych narzędzi. Podstawową różnicą jest temperatura. O ile u młodych Rumunów kluczowe jest napięcie, nerwowość i niepokój, chorwacki film - podobnie jak jego bohaterowie - stawia na spokój i rozwagę. Na statyczną, a nie prowadzoną z ręki kamerę. Na podążanie za regułami zamiast silnego dramatycznego wyboru. Wbrew zasadom dramaturgii bohaterowie są ludźmi niezdolni do uczestniczenia w konflikcie.



Ognjen Sviličić składa wizytę w domu zgodnego małżeństwa w średnim wieku. Są absolutnym wcieleniem przeciętności. On prowadzi miejski autobus, ona dom, a ich wspólne życie opiera się głównie na wspólnych posiłkach, oglądaniu telewizji i dyskretnym podglądaniu dorastającego syna. Nastolatek coraz bardziej niechętnie dzieli się z nimi swoim życiem – zamknięty się w pokoju, kryje swoje drobne (także przeciętne) tajemnice, buduje coraz większy dystans. Nie buntuje się jednak przeciwko starym, bo ciężko pokłócić się z kimś tak zgodnym, ustępliwym  i wpatrzonym w niego, jak w obrazek. Nie są szczególnie uciążliwi nawet wtedy, gdy wraca do domu nad ranem, sponiewierany i posiniaczony. Martwią się, załamują ręce, zadają przepisowe pytania, karmią i wysyłają na oględziny do szpitala, ale z bólem serca godzą się na swoją rolę. Pokora, zamiast ukojenia, będzie jednak przynosić im kolejne rozczarowania. Gdy nastolatek straci przytomność podczas kąpieli i trafi do szpitala, zaczną się kolejne bezproduktywne zmagania z biurokratyczną maszyną (szpitalną, policyjną...), a wszystkie zasady, jakich będą trzymać w ciężkich momentach, jedna po drugiej, przynosić będą jedynie zawód.

To film tak prosty, jak jego bohaterowie – trik polega na tym, że przeciwko całej tej grzecznej prostocie i przyzwoitej grzeczności, buntuje się przyzwoitość widza. Wszystko po to, by pokazać, na jak kruchych podstawach zbudowane jest życie społeczne, do którego przysposabiani jesteśmy od dzieciństwa. Jak śmieszne są zasady, które mają nam zagwarantować zdrowe, bezpieczne i moralne życie. "This are the rules" kojarzy się pod tym względem z "A gdy zawieje wiatr" - komiksem Raymonda Briggsa i filmem animowanym, który powstał na jego podstawie. Główni bohaterowie to para podręcznikowych "zwyczajniaków", muminków – niemal groteskowych w swojej naiwnej ufności i poczciwości. Para staruszków z historyjki Briggsa podążą za emitowanymi poprzez radio poradami rządu, pouczającego obywateli, jak przetrwać atak nuklearny. Budują więc schron ze stołu i namaczają ręczniki wodą, a choroba popromienna pożera ich wątle ciałka, drwiąc z tych żałosnych zabiegów. Z pewnej perspektywy całe życie człowieka jest taką żałosną krzątaniną, odrywającą uwagę od niespokojnych myśli, która ośmiesza mocniejszy powiew wiatru. CZYTAJ DALEJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones