Po siedmiu latach przerwy
Agnieszka Holland zakończyła pracę nad nową wersją przygód Janosika. W rozmowie z Robertem Ziębińskim z
"Newsweeka" autorka genialnej
"Kobiety samotnej" opowiada o problemach z producentami, nagości w XVIII wieku, inspiracjach westernami
Sama Peckinpaha i nowym serialu dla HBO.
Newsweek: Pani Agnieszko, czy kręcąc "Janosika", którego podtytuł brzmi "Prawdziwa historia", myślała pani, dla kogo jest ten film? Czy Polacy potrzebują nowej wersji przygód rozbójnika, którego pokochali w dzieciństwie? Agnieszka Holland: Panie Robercie, nie mam pojęcia czego chcą Polacy. Nie można kręcić filmu lękając się, czy ktoś go będzie chciał obejrzeć, czy ktoś go potrzebuje, bo myśląc w taki sposób niczego dobrego się nie zrobi. Pomysły na film nie biorą się z badań opinii publicznej, w coś się po prostu mocno wierzy i ma się nadzieję, że uda się ludzi do swej wizji i swojego filmu przekonać. Czasem się udaje, czasem nie. Ale zaprogramowany sukces zawsze pachnie bylejakością.
Chodzi mi o to, że "Janosik" z Markiem Perepeczką był u nas wielbiony, tymczasem w pani filmie nie ma tak ukochanych przez Polaków bohaterów jak choćby Pyzdra czy Kwiczoł. No tak, ale oni zostali już przecież opowiedzeni! Zaznaczam, że nasz
"Janosik" to projekt słowacki, a scenariusz napisała Słowaczka
Eva Borušovičová. To raczej Słowacy przed laty mogli czuć się urażeni, że w starym "Janosiku" nie zaistniał niemal żaden z ich archetypów. Zresztą tamten film i serial wydają mi się dziś bardzo jednak stareńkie. I forma i przekaz są (to był zresztą w zamierzeniu serial dla dzieci) dość anachroniczne. Sądzę, że uwielbienie do niego można tłumaczyć słodkimi wspomnieniami z dzieciństwa. Każdy z nas do czegoś w dzieciństwie się przywiązywał, coś lubił… W każdym pokoleniu, w każdej kulturze są takie sentymenty. Co nie znaczy, że te tematy konserwują się raz na zawsze w nostalgii, że nie można ich aktualizować, potraktować inaczej. Oświetlić innym światłem, uwspółcześnić, nowocześnie zrealizować.
To jaki jest pani Janosik? Przede wszystkim oparty na faktach historycznych i na losach prawdziwego człowieka, Jura Janosika, młodziutkiego pasterza, żołnierza i zbójnika z początku XVIII wieku. Film
Jerzego Passendorfera był ahistoryczną bajką skierowaną do bardzo młodych ludzi. Kiedy oglądałyśmy to z Kaśką (
Adamik – córką i współreżyserką) i aktorami, którzy, co tu kryć, nieźle się z tej wersji
"Janosika" nabijali, odkryłyśmy, że pojawiały się tam małe, malutkie aluzje do słowackiej historii Janosika. Jest taka scena, gdy do osadzonego w więzieniu Janosika podchodzi Słowak, który mówi – hej, ty Janosik się nazywasz. U nas też był taki jeden co to bogatym zabierał a dawał biednym. Ta scenka pokazuje, że autor scenariusza chyba nie chciał być posądzony o zawłaszczenie słowackiego bohatera narodowego, więc z Janosika granego przez Perepeczkę zrobił kogoś na kształt naśladowcy. Tyle, że tej scenki nikt nie pamięta, bo ginie ona w całości. Nasz Janosik jest bohaterem egzystencjalnym, który nie mogąc zmienić świata wokół próbuje żyć w zgodzie z sobą. Bawiąc się losem przestrzega reguł, które wydają mu się słuszne i ma nadzieję, że zabawa może stać się sensem życia i zastąpić rzeczywistość. Niestety, za taki sposób życia płaci się najwyższą cenę. Jest to więc historia o dojrzewaniu i nieuchronnych konsekwencjach pewnych życiowych decyzji. Mam nadzieję, że się nie zaszarżuję ale nasz film trochę przypomina mi w wymowie egzystencjalne westerny
Sama Peckinpaha – chodzi mi tu o filozofię życiową bohatera.
Oglądając trailer do filmu można pomyśleć, że idąc tropem Peckinpaha postanowiła pani porozbierać tak jak on w "Patcie Garretcie i Billym Kidzie" większość aktorek? Bez przesady, nie rozbierają się cały czas!(śmiech). Po prostu w trailerze wybrano takie sceny, z których wynika, że tam każda kobieta paraduje nago. Nie mówię jednak, że nie ma u nas nagości. Ten film się dzieje w XVIII wieku w górach, myśli pan, że wtedy, gdy ktoś miał jakiś romans czy miłosną przygodę, ukrywał ją pod pierzyną? Jestem pewna, że wtedy nie byli purystami. (śmiech). Wracając jeszcze do postaci Janosika – ten bohater przypomina mi odrobinę naszych chłopców z czasów okupacji, którzy ubierali oficerki, chwytali za broń i robili małe lub większe sabotaże.
Mówiąc o naszych chłopach z czasów okupacji, co pani myśli o projekcie Tomka Bagińskiego "Hardkor 44", czyli komiksowej opowieści o powstaniu warszawskim? Nie mam poczucia, że istnieje jeden sposób opowiadania o powstaniu czy wojnie. Pamięta pan komiks "Maus", w którym Żydów pokazano jako myszy, Niemców jako polujące na nich koty a Polaków jako świnie? Wywołał on u nas sporo negatywnego zamieszania, ale fakty są takie, że było w nim dużo interesującej, zaskakującej prawdy, oczywiście pokazywanej tylko z jednego punktu widzenia. Mam nadzieję, że inspirowany komiksami film
Bagińskiego poza kalką z amerykańskich filmów będzie zawierał też głębszy ślad własnej artystycznej koncepcji i własną narodową tożsamość. Wtedy to może się udać, jeśli nie, to wyjdzie rzecz wtórna i niekoniecznie mądra.
Cały wywiad znajdziecie
TUTAJ.