Felieton

Wilcze echa

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Wilcze+echa-86734
Choć dziś może się to wydawać niepojęte, "Młode wilki" były kiedyś najznamienitszym reprezentantem rebelianckiego kina o młodych i dla młodych.

Polsko-ukraińskie Euro otworzyło nowy rozdział w moim burzliwym, pełnym gwałtownych rozstań i powrotów, związku z telewizją. Wcześniej nam się nie układało, przynajmniej odkąd razem z adekwatną rubryką w "Tygodniku Powszechnym" zniknęło moje dziennikarskie alibi na seanse programów o psich detektywach, giwerach z przyszłości i poszukiwaniach przyjaciela dla Paris Hilton. Od teraz będzie inaczej.

Na potrzeby mistrzostw kupiłem antenę DVB, wychodząc z tradycyjnego polskiego założenia, że mój dostawca Internetu to złodziej. Sygnał odbijał się od żoliborskich topoli niczym menel po libacji, więc bywało, że o zmianie wyniku informowali mnie albo rozentuzjazmowani sąsiedzi (Weszło Roman, no kurwa weszło!!!), albo surfująca po sieci żona. Nie potrafię powiedzieć, czy godziny spędzone na zaklinaniu kawałka drutu były wygórowaną ceną za uczestnictwo w sportowym święcie. Zadaję sobie natomiast inne, fundamentalne pytanie: czy mając "kłopoty bogactwa", czyli trzysta kanałów i krystalicznie czysty obraz, przyszłoby mi kiedykolwiek do głowy, by w nudny wtorkowy wieczór obejrzeć raz jeszcze "Młode wilki" Jarosława Żamojdy - film, który "śnieży" nawet w HD? 

Wiadomo, kult. Kino gatunkowe, na jakie było nas stać w połowie lat dziewięćdziesiątych i dokładnie takie, na jakie sobie zasłużyliśmy. Anita Lipnicka zachęcająca, by pocałować noc (?) i to w najwyższą z gwiazd (!?); wariujący na zielonym Kawasaki po zamkniętej ulicy Kolumba kaskader (mój brat zwykł chwalić się znajomością z tym odważnym młodzieńcem); bohater, odbierający za "szóstkowe" świadectwo maturalne nagrodę w postaci komputera; Jarosław Jakimowicz jako bożyszcze nastolatek - jego biała marynarka i buntowniczy kodeks (Jeśli złapią cię za rękę, mów, że to nie twoja ręka); Alex Murphy, czyli aktor, który dzielił personalia z samym RoboCopem i charakteryzowało go podobne bogactwo ekspresji; obciachowe, gangsterskie ksywki wymyślane najpewniej pod wpływem lektury "Detektywa": "Czarny", "Scorpion", "Kobra", "Biedrona"; wreszcie - pamiętny, zakończony obowiązkową eksplozją, „dzwon” Dużego Fiata w drzewo. Choć dziś może się to wydawać niepojęte, "Młode wilki" były kiedyś najznamienitszym reprezentantem rebelianckiego kina o młodych i dla młodych. Echa ich popularności słychać zresztą do dziś: swoją płytę bohaterom filmu zadedykował m.in. zespół Verba - trzydziestoparoletni faceci w przetartych dżinsach, amarantowych koszulach i zamszowych mokasynach, bez ustanku wieszczący koniec niewinności: Idealny świat upadnie tak, jak Twoja róża, którą zdepcze czas.



Opowiadając o chłopakach, którzy zamiast trudów edukacji wybrali dolę przemytników, Żamojda - wtedy uznany operator i traktowany jeszcze poważnie reżyser-debiutant - postanowił podpatrzeć świat za oknem. Drugim okiem cały czas spoglądał jednak w telewizor, w którym wyświetlano zalewający publiczną telewizję sensacyjny szrot z USA. Prawda ekranu szybko zastąpiła u niego prawdę czasu. Filmowa Polska jawiła się rzeczywistością z pogranicza westernu i kina gangsterskiego, w której paczka kumpli tuż po szkole mogła ustanowić nową klasę społeczną: zepsutych bon-vivantów i obdarzonych absurdalnie rozwiniętą jak na taki wiek samoświadomością nihilistów.

Przewodnikiem po tym świecie był świeżo upieczony maturzysta Robert (Piotr Szwedes z fryzurą pamiętającą czasy polskich triumfów na mundialu) - utracone sumienie młodych Polaków, którzy zachłysnęli się wolnością i zamiast walczyć z amerykańskim stylem życia, stali się jego częścią. I tak, kiedy samiec alfa wraz z resztą watahy balują na plaży, Robert zabiera swoją amerykańską dziewczynę do kościoła, każe jej gładzić dłońmi posadzkę i wypala, że od trzystu lat ludzie przychodzą tam po nadzieję. Następnie wznosi wzrok ku ołtarzowi i dodaje: Jeśli chcesz dowiedzieć coś o Polsce, to właśnie tutaj powinnaś zacząć. Amen.

Chłopak był zresztą nie tylko katolikiem, ale i "robotnikiem". Umiłowanie cerkiewnego dziedzictwa Pomorza Zachodniego i wakacyjna praca na wykopach przy Jana Matejki miały być przeciwwagą dla "rozsądnej stopy zysku" - jedynej rzeczy, w którą wierzyli jego bogaci i zepsuci kumple. Paradoks tej sytuacji jest oczywisty: to oni byli atrakcyjniejsi, gdyż to oni realizowali atrakcyjniejszy filmowy topos buntowników z wyboru. Skompromitowanie rzeczonej postawy i śmierć kolejnych członków watahy nic tu w zasadzie nie zmieniały. Komunikat był jasny: co się nabawili, to ich!

Chciałoby się napisać, że "Młode wilki" były tym dla Szczecina, czym "Ulice nędzy" dla Nowego Jorku, ale kto w to uwierzy? Mimo miernego scenariusza, fatalnych dialogów i kulawej reżyserii, udało się jednak Żamojdzie uchwycić fotogeniczny nimb, którym popkultura otacza wszystkie filmowe "wilczki". Pozostaje pytanie, kim jego bohaterowie byliby dziś? I - to chyba ciekawsze - gdzie szukaliby pieniędzy na niekończące się wakacje?



 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones