Artykuł

Znudzeni, spaleni, błyskotliwi

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Znudzeni%2C+spaleni%2C+b%C5%82yskotliwi-81860
Wiadomość o zakończeniu produkcji serialu "Znudzony na śmierć" poraziła fanów. Tak bardzo, że aż wyciągnęli najgroźniejszą broń w arsenale każdego internauty – założyli stronę z petycją przeciw zakończeniu serialu na Facebooku. Ba, w geście protestu dzwonili nawet masowo do biura producenta, czyli HBO. Bez skutku.

HBO nie zdecydowało się kontynuować "Znudzonego na śmierć". Fakt, serial stworzony przez Jonathana Amesa, choć cieszył się sporą popularnością we wtórnej dystrybucji (HBO Go),  nie gromadził przed telewizorami milionów Amerykanów. Nigdy też do tego nie dążył. Przecież ta płatna stacja telewizyjna i najambitniejszy producent seriali w jednym myśli szerzej niż tylko w kategoriach oglądalności. A przynajmniej wszyscy zdają się o tym przekonani.
 

   

Serial z założenia był kierowany do niszy, jednak niszy prestiżowej i stosunkowo licznej. Ames, autor powieści, opowiadań i komiksów, w potencjalnym odbiorcy na pewno widział swoją bratnią duszę – wykształconego nowojorczyka wolnego zawodu, aspirującego do towarzyskiej lub intelektualnej elity czytelnika "New Yorkera"; pozornie ubranego niezobowiązująco, lecz tak naprawdę – z dbałością o każdy szczegół. "Znudzony na śmierć" został naszpikowany odniesieniami do bieżących zjawisk, bliskich takiemu wielkomiejskiemu widzowi: od mody na jedzenie organiczne i weganizm po gentryfikację dzielnicy Park Slope. Oczywiście, wszystkie trendy serial przedstawia z przymrużeniem oka: bohater, Jonathan, jest "niepraktykującym weganinem", a jego kumpel w swojej dzielnicy potyka się o wszechobecne wózki dziecięce czy też dołącza do grupy matek karmiących piersią w parku. To sprawia, że najłatwiej było utożsamić się ze "Znudzonym"  walczącym o społeczny awans hipsterom z Brooklynu. Jednak produkcja HBO obfituje też w czytelne dla szerszej grupy aluzje literackie i popkulturowe.

Każdy odcinek to popis dowcipu i inteligencji jego twórców. Budowa takiego 30-minutowego utworu jest dość prosta: najczęściej widzimy bohaterów na drinku, rzadziej – przy kubku kawy  (napoje bezalkoholowe spożywają chyba tylko przed południem). Ich zwyczajna egzystencja przeplata się ze spektakularnymi wydarzeniami z życia detektywa-amatora, czyli alter-ego reżysera, Jonathana Amesa.

 

Amesa (Jason Schwartzman) dobitnie charakteryzuje już pierwsza scena: potężnie zbudowany Izraelczyk-emigrant, pracownik firmy od przeprowadzek, po głupawej uwadze Jonathana pyta go z nutą pogardy: – Czy ty też jesteś jednym z tych nienawidzących siebie Żydów? Bohater kwituje to jedynie niewyraźnym uśmiechem. Woody Allen powinien być dumny z takiego ekranowego potomka. Kilka minut potem Ames wyznaczy swoich literackich idoli: przeczyta "Żegnaj, laleczko" Chandlera, zamelduje się jako Marlowe w podrzędnym hotelu i rozpocznie odkrywanie swojej drugiej tożsamości, nosząc przy okazji takie samo nazwisko jak autor, który go stworzył (podobnie było z Paulem Austerem w "Szklanym mieście").

Ames to oczywiście detektyw a rebours, śledczy bawiący się w "kryminał" niczym mały chłopiec, tyle że zaopatrzony we wszystkie odpowiednie rekwizyty. I tak, nasz bohater zawsze będzie miał na podorędziu butelkę alkoholu, tyle że nie będzie to tania whisky, jak w przypadku jego starszych kolegów, a wino, którym będzie się raczył z eleganckiego kieliszka. Chwilami Ames będzie sprawiał wrażenie, jakby całą tę maskaradę detektywistyczną uprawiał wyłącznie po to, by móc założyć bogartowski trencz.

Tak naprawdę wątek detektywistyczny jest w produkcji czysto pretekstowy. Służy zabawie z konwencją, a nie rozwojowi akcji, widz nie powinien więc spodziewać się zawiłych śledztw oraz ich zaskakujących rozwiązań. Mimo że Ames, śledząc podejrzanego, zasłania się gazetą i wplątuje się w najgorsze tarapaty, zawsze następuje deus ex machina i detektyw zostaje uratowany, a sprawa szczęśliwie doprowadzona do końca. Chwilami Ames-scenarzysta jeszcze bardziej obcesowo wchodzi na terytorium pastiszu. Jak w odcinku, który kończy piękna scena nocnej strzelaniny wśród mechanicznych koni ze staromodnej karuzeli. Albo wtedy, gdy Ames rozbraja całą grupę rosyjskich mafiosów, mając do dyspozycji jedynie kastet, a używa go w sposób brawurowy – rzuca nim w stronę wroga...

 

Clou programu stanowi jednak drugi wątek, czyli miejskie przygody trzech bohaterów: Jonathana, egotycznego Raya (Zach Galifianakis) i dystyngowanego, choć równie skoncentrowanego na sobie George'a (Ted Danson). Slavoj Žižek swojego czasu przyrównał braci Marx do Superego, Ego i Id (odpowiednio – Groucho, Chico i Harpo). Podobnie jest z bohaterami "Znudzonego na śmierć". Id to Ray – niedojrzały, ślepy na kłopoty innych. Chce być tulony do snu i objadać się słodyczami, marzy o tym, by cofnąć się do okresu niemowlęctwa. Nawet w swojej pracy Ray łączy dziecinność i nietłumione seksualne instynkty: bohater jego komiksu nazywa się Super-Ray, a magiczne siły czerpie z ogromnego penisa. Spośród wszystkich trzech postać Galifianakisa jest najbardziej obcesowa: nie zważając na konwenanse, potrafi wulgarnie i szczerze skomentować dosłownie wszystko.

George, pełniący rolę przyszywanego ojca Jonathana, to Superego. Z racji doświadczenia życiowego będzie doradzał i wyznaczał moralne normy. Tyle że to moralność ponowoczesna, w której zmieszczą się nawet najbardziej liberalne rady. George sam wycofuje się z każdej poważniejszej relacji z kobietą i koncentruje głównie na uprzyjemnianiu sobie egzystencji. Ale cokolwiek będzie robił, będzie to robił z klasą. Nawet najgorsze instynkty są u niego zawsze przepuszczone przez potężny filtr kultury.

Jonathan z kolei to racjonalne Ego. Choć potrafi wplątać się w dziwne sytuacje, działa najrozsądniej z całej grupy. Wciąż analizuje siebie; targają nim wieczne wątpliwości.

W "Znudzonym na śmierć" znajdziemy wraz z rozwojem akcji więcej freudowskich analogii, łącznie z potraktowanym literalnie kompleksem Edypa. Ale to także serial o mieście. A właściwie o Brooklynie, dla którego Manhattan jest raczej kontrapunktem. Miejsce zamieszkania stanowi w dużym stopniu wyznacznik tożsamości każdego z bohaterów. W skutek pomyłki, która mogła mieć straszne konsekwencje, George zostaje wzięty za kogoś o tym samym nazwisku, ale mieszkającego w Queens. A przecież ten wielkomiejski snob nie mógłby mieszkać w Queens! W najbardziej dramatycznym punkcie dyskusji George potrafi zmienić ton i przyłączyć się do utyskiwań swojego prześladowcy na wysokie czynsze w mieście. Za to Jonathan i Ray to dzieci Brooklynu, a kawiarnie Park Slope, księgarnie i kluby Williamsburga i Greenpointu to ich środowisko naturalne. Jonathan ma biuro w charakterystycznym brooklińskim wieżowcu, który w konkursie zorganizowanym przez Amesa (tego prawdziwego) otrzymał miano najbardziej fallicznego budynku na świecie. I tak psychoanaliza łączy się w "Znudzonym..." z urbanistyką. Od czasu "Seksu w wielkim mieście" nie było serialu, którego fabuła podobnie nierozłącznie byłaby związana z Nowym Jorkiem.

 

Bohaterowie serialu Amesa nie promują jednak rozpasanej konsumpcji, tak jak czyniła to Sarah Jessica Parker. Co nie znaczy oczywiście, że odnoszą się w jakiś sposób do kryzysu ekonomicznego. Jego widmo tylko na chwilę zaćmiewa ten beztroski świat. Dzieje się to, gdy pismo George'a tnie koszty. Żaden ze "Znudzonych" nie pójdzie jednak protestować na Wall Street. Oni nie muszą o zbyt wiele walczyć i wciąż mają nieograniczony czas na rozmowy o Tennessee Williamsie.

"Znudzony" nie stara się szokować, bardziej dba o to, by błyskotliwie ripostować, popijać martini i dyskutować z kolejną, piękną kobietą. W serialu znajdziemy jednak element nietypowy, choć od razu przyjmiemy go jako najzwyklejszą rzecz na świecie: przyjaźń mężczyzn w różnym wieku. Jonathana i George'a łączy wspólnota kulturowa i głębokie zaufanie, a nie lata spędzone razem w college'u. Może nie jest to przesadnie wywrotowe, ale na pewno – w kontrze do dzisiejszych serialowych narracji – zaskakujące.

Protestujących przeciw zakończeniu "Znudzonego" jest na Facebooku niecałe trzy tysiące. Prawie tysiąc przyszło na pożegnalnego drinka, na którego Ames zaprosił wszystkich entuzjastów serialu. Na telewizyjną rewolucję ich nie wystarczyło. Na kawiarnianą – było ich w sam raz.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones