W swoim pierwszym filmie braciom Cohen udało się osiągnąć klimat kojarzący się z wczesnymi filmami Lyncha. Jest oczywiście klika znaczących różnic.... Widzowie Lyncha pozbawieni są racjonalnej wersji historii, u Cohenów to jedynie widz wie co się tak naprawdę dzieje... Bohaterzy Śmiertelnie Proste kompletnie nie wiedzą co jest grane... musieliby z przerażeniem stwierdzić, że dzieją się u nich rzeczy "JAK U LYNCHA", Jednak dokładnie w tym samym czasie na twarzy widza po raz kolejny pojawi sie uśmiech politowania nad głupotą postaci, źródłem wszelkich komplikacji i głównych wątków Śmiertelnie Proste (jak zresztą i pozostałych filmów specyficznego duetu).
Tego typu "gra" z widzem jest głównym atutem tego filmu....
Mroczny klimat podobnie jak u Lyncha budowany jest w oparciu o tajemnice skrywane w małych amerykańskich miasteczkach oraz ciężar mało dynamicznych długich i ciemnych ujęć.
Po za tym, film stara sie "prawie" jak u Lyncha być naprawdę mroczny. Oczywiście to się nie udaje, bo u Lyncha jest psychodelicznie, a u Cohenów tylko Śmiertelnie Prosto, a nawet nudno. Na własne ryzyko.
Też tak uważam i chyba dlatego tak bardzo mi się ten film podoba. Wogóle uwielbiam kino Coenów i takie dzieła jak "Big Lebowski" czy "Fargo" wręcz pochłaniam, wracając coraz to do nich. A "Śmiertelnie proste" jest dla mnie najlepszym dokonaniem tych braci. Najdoskonalszy w każdym calu, każdym ujęciu, trzyma w napięciu, czasami bawi, klimat pierwsza klasa, świetnie zagrany. Po prostu majstersztyk!
Patrząc na datę filmu - 1984 r. można stwierdzić że to raczej Lynch czerpie garściami z tego filmu. Lynch
podobny klimat rozwija dopiero w Blue Velvet, nakręcone kilka lat później.
Dla mnie ten film to arcydzieło!
Również nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ten film równie dobrze mógłby wyjść spod ręki Lyncha. Sprawdzam potem czas powstania i... szok. Czyżby to wielki David zżynał z braci?
Ogólnie film jest bardzo dobry. Rewelacyjny debiut. Klimat, zdjęcia, prosta, aczkolwiek komplikująca się (co z resztą u Coenów nie nowość) intryga. Szacunek dla Joela i Ethana. Już w pierwszym filmie wypracowali swój orginalny i charakterystyczny styl. Zauważmy, że reżyserem jest sam Joel. Czyżby to on stwarzał tą mroczną atmosfere? Porównując do późniejszego "Fargo", jest tutaj o wiele mniej tego czarnego humoru.
Polecam
Doprecyzuję tylko, że ani Cohenowie, ani Lynch nie mają raczej powodów, by z żynać od kogokolwiek. Moje porównanie nie miało inspirować do weryfikowania dat, ale do próby zestawienia twórczości tych autorów dla celów poznawczych. Zapraszam na mojego bloga!
Piszesz "W swoim pierwszym filmie braciom Cohen udało się osiągnąć klimat kojarzący się z wczesnymi filmami Lyncha". Świadczy to o tym, że dla Ciebie Lynch był przed Cohenami. Myśl człowieku i nie naginaj rzeczywistości.
Bardzo trafna obserwacja. Co do podobieństwa między Coenami a Lynchem to jedna scena wręcz od razu rzuca się w oczy. Mam na myśli nocną podróż autostradą. Daleki jestem od oskarżania tak wielkiego twórcy jak Lynch o "inspirację" filmem Coenów, ale ta scena jest wręcz IDENTYCZNA z czołówką "Lost Highway".
Dodam, że dla mnie "Blood Simple." stanowi kwintesencję stylu Coenów. Absurd idealnie bilansuje się z realizmem i naturalizmem plus mroczny klimat i ciekawa fabuła, w odróżnieniu na przykład od "Big Lebowski" (nudny), czy "Raising Arizona" (za bardzo absurdalny). A najbardziej lynchowskim w formie obrazem Coenów jest chyba jednak "Barton Fink"... Poza tym plastyka tego filmu jako żywo przypomina "Blue Velvet", a raczej na odwrót bo tutaj znowu bracia byli pierwsi!
Dobra, nic już nie mówię ;-)
""""Dodam, że dla mnie "Blood Simple." stanowi kwintesencję stylu Coenów. Absurd idealnie bilansuje się z realizmem i naturalizmem plus mroczny klimat i ciekawa fabuła, w odróżnieniu na przykład od "Big Lebowski" (nudny), czy "Raising Arizona" (za bardzo absurdalny). A najbardziej lynchowskim w formie obrazem Coenów jest chyba jednak "Barton Fink"... Poza tym plastyka tego filmu jako żywo przypomina "Blue Velvet", a raczej na odwrót bo tutaj znowu bracia byli pierwsi!
Dobra, nic już nie mówię ;-)""""
Dla mnie nie stanowi kwintesencji, a świetny debiut, po którym kręcili filmy lepsze ( i będące lepszą kwintesensją stylu ;)). Od razu widać, że u Coenów lubimy co innego. Jako słabe wymieniłeś akurat dwa ich filmy, które ja uważam za rewelacyjne. Prawdopodobnie, dla mnie filmy braci im bardziej absurdalne i śmieszne, tym lepsze. Wiadomo, każdy lubi co innego.
"Barton Fink" najbardziej lynchowski...