Jeśli brać film całkowicie poważnie to można przyczepić się np. po co Detektyw w ogóle zrobił to co zrobił - strzał w kolesia, a nie zabił kogo miał zabić. Jest też kilka innych zapytań tego typu. Np. 10 tyś. za taką robotę. Plus mógłby dać te zdjęcia, wsiąść sare i nikogo nie zabijać. Nie będę wymieniał kolejnych bezsensownych motywów żeby nie opowiadać fabuły.
Z drugiej strony film niesamowicie mroczny w klimacie noir - cienie, muzyka i stylowe dłużyzny - bardzo to lubię. Najbardziej przerażająca i zarazem najlepsza scena to zakopywanie żywcem...Tak więc trzeba mieć dystans do tego filmu.
Oceniam film 10/10...ale równie dobrze można by mu dać 6/10 lub mniej.
Myślę, że chciał zabić nie tego kolesia bo:
- jednego ciała łatwiej się pozbyć
- chciał obrobić sejf
- zostawiając broń kobiety rzucał na nią cień podejrzeń (zabiła męża i uciekła z kochankiem).
Mi tu wszystko pasuje, a film ma u mnie 9/10, głównie właśnie za scenariusz.
- ad. 1. nie pozbył się ciała
- ad. 2. nie chciał obrabować sejfu. domyślał się, że tam jest zdjęcie
detektyw nie lubił typa. Broń wskazywała na żone, więc myślał, że wszystko zaplanował.
Istotnie dobry pomysł na neo noir, ale zabrakło tu czegoś. Ciężko to nazwać, ale klimat noir ma w sobie to coś... tego ten film nie ma. W dodatku niektóre sceny są tak obrzydliwe i sadystyczne, że klimat noir trochę w tym ginie. 6-/10
To jest gatunek Hardboiled. I jak najbardziej pasuje do filmów Noir. Niektórzy nawet utożsamiają Hardboiled z Noir...
decyzja detektywa była bardzo przemyślana:
-zabił Marty'ego ze spluwy Abby. A ponieważ ta miała motyw aby pozbyć się męża, cała wina poszłaby na nią.
-Marty zlecił mu morderstwo, więc gdyby policja zaczęła węszyć wokół zniknięcia kobiety i jej kochanka Marty byłby jedynym, który mógł go wydać.
-detektyw mógłby próbować dotrzec do sejfu i zgarnąc więcej kasy, a wina i tak poszłaby na Abby.
-spokój sumienia - jeden trup to mniej niż dwa :P
Szczerze w to wątpię aby chodziło tu o sumienie detektywa, gościu raczej
był go pozbawiony :) Co do reszty to masz oczywiście rację.
Przecież właśnie do tego nawiązuje tytuł - "Śmiertelnie proste" Detektyw wymyśla idealnie prosty plan. Zamiast zabijać dwójkę osób, i co za tym idzie musieć pozbyć się ciał zabija Martiego, a tym samym:
- dostaje kasę,
- nie musi nic robić z ciałami, po prostu zostawia ciało Martiego tam gdzie padło, zamiast transportować dwoje ciał np. do pieca i tam palić,
- pozoruje to tak, że podejrzaną jest Abby (jako żona M ma silny motyw, plus dowód w postaci spluwy - wprost genialne podsunięcie policji "sprawcę zbrodni"),
- pozbywa się jedynego świadka umowy dotyczącej zabójstwa, czyli Martiego (nikt inny nie kojarzyłby go z tą sprawą, może ewentualnie ta laska co ich widziała gry skręcał szluga).
Tyle.
Myślcie trochę.
jeśli chodzi o zdjęcie to chyba domyślił się dopiero wtedy, kiedy paląc fotografie znalazł zieloną kartkę w kopercie.
Będąc w biurze jeszcze ze zleceniodawcą, detektyw powiedział, że chce mieć zdjęcie spowrotem. Otrzymał 10 k dolarów leżących na kopercie, w której jak myślał jest wspomniane zdjęcie. Marty wyciągając pieniądze zdążył podmienić zdjęcie na ten świstek papieru, mówiący, że pracownicy powinni myć ręce. Detektyw strzelił do Martyego, bo wiedział, że kłamstwo mu nie ujdize na sucho, a był chciwy więc nie przyznał się, że nie wykonał zlecenia (chciwość jest motywem, który gubi bardzo wielu bohaterów filmów Coenów). Oceniam 8/10 za przemyślany scenariusz i klimat.
Świetna opinia, raz że jakoś umknęło mojej uwadze, że to Marty podmienił zdjęcie w kopercie, dwa - z tą chciwością w filmach Coenów to święta racja, wystarczy wspomnieć 'Człowieka którego nie było'!
Zgadzam się,
dobra opinia, jestem fanem filmów Cohenów, a nie zwróciłem na to uwagi.
A chciwość w Miller's Crossing?
Spoiler
Dla mnie ten film jest poświęcony przede wszystkim braku komunikacji. Jest
to sugerowane (ironicznie) w pierwszym narracyjnym monolog; narrator
krytykuje ludzi, którzy się skarżą na życie, a film przedstawia postaci,
które właśnie wolą brać sprawy w swoje własne, przysłowiowe ręce, co
prowadzi do śmierci Martyego i Raya. Abby jest doskonale komunikatywna i
jak jest sugerowane, jest jedyną normalną osobą, choć jej facet myśli
przeciwnie - właśnie przez jej łatwość w nawiązywaniu kontaktów.
Detektyw jest wspaniałą postacią tutaj, to jest osoba która "zna ludzi" i
potrafi wykorzystać ich wady dla własnych nikczemnych celów.
Zakopywanie żywcem jest jedną z najbardziej dosadnych(?) scen jakie
widziałem w ogóle. Nawet kiedy okazuje się, że Marty żyje i mogą sobie
wszystko na spokojnie wyjaśnić - oni chcą się pozabijać... w milczeniu. 0
komunikacji.
Ekhem... Jak dla mnie, jest to bardzo mocny debiut, ale rzeczywiście...
jakby czegoś mi w tym filmie brakowało, choć zakopywanie żywcem... wciska
mocno w fotel.
Filmy braci Coen, co widać zwłaszcza w póżniejszych dziełach mają jedną wspólną własność, która czyni ich kino wyjątkowym - to zawiłość intrygi, opartej przeważnie na schemacie "qui pro quo". Bohaterem tych filmów jest najczęściej "ordinary man", który przez przypadek wplątuje się w zbieg niecodziennych zdarzeń mających zmienić jego życie na zawsze. Mnie osobiście nie ekscytują meandry scenariusza zaplanowane w takch choćby obrazach jak "Ścieżka strachu","Big Lebowski", "Okrucieństwo nie do przyjęcia" czy "Tajne przez poufne", chociaż ten ostatni ma akurat inne jeszcze atuty. Najwyższy poziom, moim zdaniem osiągają ci twórcy w wypowiedziach, w których rezygnuje się ze scenariuszowej koncepcji nagłych zwrotów akcji, a założeniem staje się prostota przekazu. Taką wypowiedzią jest "To nie jest kraj dla starych ludzi" ,"Fargo" i właśnie "Śmiertelnie proste" znakomity i dla mnie samego, zaskakujący film. Poznawszy większą część ich filmografii spodziewałem się filmu zbudowanego na konstrukcji misternego scenariusza z ruchomą osią akcji i drugorzędną funkcją bohatera, zredukowanego psychologicznie do rangi przeciętnego reprezentanta gatunku skonfrontowanego z niezrozumiałą i wyłączoną spod kontroli zewnętrznością. Tymczasem otrzymujemy prosty dramat małżeński z detektywem w tle. Motywacje bohaterów są czytelne psychologicznie od samego początku (zdrada, zemsta, zysk), arsenał środków - przewidywalny (wiemy że będą padać trupy), a mimo to film ogląda się z zapartym tchem! Kilka scen - niektóre już tutaj wspomnaniano - zapada głęboko w pamięci ( scena z nożem - mistrzostwo świata!) No i wspaniała, młodziutka Frances McDormand!
a mnie jeszce zastanawia scena kiedy kochanek odwiedza Martyego już nie żyjącego. Dlaczego sięgnął po broń? przecież w ten sposób zostawił na niej swoje odciski palców? Czyżby był zdenerwowany sytuacją i nie myślał racjonalnie? Nie wyglądał na przestraszonego szczerze mówiąc, i po co go zabrał i wywiózł? Skoro to nie on go postrzelił, to po co zacierał ślady? A nawet jeśli zostawił odciski na broni to mógł ją wytrzeć i zbiec z miejsca. Ta scena nakręciła wszytskie późniejsze wydarzenia, a moim zdaniem jest ona niedopracowana i trochę pogrąża film
Marty został zabity z broni, która należała do Abby (detektyw w trakcie nocnego włamania wykradł ją z torebki kobiety). Zacierając ślady Ray, przynajmniej wedle swojej oceny - krył kochankę. Prawdopodobnie z tych samych powodów dobił konającego męża, co w innej sytuacji rzeczywiście byłoby pozbawione sensu.
Jedyne co mnie zastanawia to skąd detektyw wiedział, że Abby ma broń, przecież jej mąż nie powiedział mu tego.
Film w oczywisty sposób nawiązuje do nurtu kina noir, w którym nie zawsze logika była na pierwszym miejscu. Na przykład w Wielkim Śnie w 1/4 filmu można się pogubić, kto wynajął kogo i do zrobienia czego, na pierwszy plan wysuwa się romans Bogarta i Bacall, który był "czysty" i prosty do zinteretowania. Tu jest podobny chwyt: to nie ma być realistyczne, Śmiertelnie Proste ukazuje jakąś tam sytuację, która rządzi się prawami klasycznego dramatu: jedność czasu, miejsca akcji, trójkąt miłosny ze zbrodnią w tle, natomiast celem nadrzędnym jest przerażenie widza, chwycenie go za grdykę za pomocą mistrzowskiej realizacji. Trochę jak u Hitchcocka. Film jak na debiut jest wyśmienity. Ryzykuję, że lepszy niż To nie jest kraj dla starych ludzi.