Meryl Streep jak zawsze genialna, ale film nużący i ciągnący się jak flaki z olejem. Fabularnie dno - właściwie uczciwie przyznając nie ma fabuły, zamiast historii życia legendarnej Margaret Thacher mamy staruszkę z demencją, gadającą ze zmarłym mężem.
Zmarnowano tu wszystko - ciekawą historię niebanalnej kobiety, którą możnaby było przedstawić tak, że widz wpatrywałby się w ekran z wypiekami na twarzy, potencjał Merlyn, która w tej miałkiej i nijakiej historii nie wiele ma do zrobienia, talent innych aktorów, a nawet czas widza...
Mógł być genialny film, jest nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Jedynym powodem dla którego da się tą historię dooglądać do końca jest Meryl Streep, gdyby nie ona wyłączyłabym gdzieś po 30 minutach.