Nigdy nazwisko reżysera nie powinno być brane przy ocenie filmu. Fajnie, że Donner i wgl ale zupełnie pozbawiony życia jest to film. Wenk to scenarzysta przeciętny w najlepszym razie. Jego pracę można porównać do sinusoidy. Jesteśmy przy tym filmie w dołku jego możliwości. Schemat, oklepane jak schabowe na niedzielę mało angażujące dialogi i fabuła. Dla mnie trudno w ogóle powiedzieć, że to film Donnera. Tego Donnera, który zmienił kino. Gdzie podziały się żywe kolory? Czemu film jest taki mętny i sprany? Bruce Willis na główną rolę? Serio? On od pierwszego ujęcia wygląda jakby przyszedł tam tylko po czek. Mos Def ma być tym comic reliefem. Problem w tym, że komikiem nie jest a jego kwestie są pozbawione zupełnie jakiejś iskry. Ten film to takie patrzadlo do kotleta i nic więcej. Nie jest to opus Magnum reżysera a wypadek przy pracy, który na nieszczęście okazał się być jego finalny dziełem i to zrobionym dla podrzędnej wytwórni.