Film, w którym fabuła odgrywa rolę epizodyczną i pojawia się tylko czasami, żeby być pretekstem do kolejnych eksplozji z fajerwerkami w roli głównej. Pierwsze sceny, zderzenie aut, wybuchy jakby ktoś detonował dynamit, a niektóre auta (choć nowoczesne) rozpadają jak na filmikach z wypadkami w Rosji i do tego przy każdej eksplozji lecą fajerwerki.
Pomijamy jakikolwiek sens i realistyczne wydarzenia, bo gość nakręcił tyle podobnie wyglądających Transformersów, że doznał upośledzenia umysłowego i kręci już tylko filmy bez fabuły, z aktorami, którzy nie grają, lecz po prostu "są". Powiedziałbym, że to takie klasyczne 4/10 jak to Bay'a, ale jest grupa ludzi, którym ten film może się podobać... takich co nie lubią myśleć jak coś oglądają i broń boże z napisami, bo jak czytają to nie widzą wydarzeń na ekranie i nie wiedzą o co chodzi. Do nich skierowany jest ten film :)
Szkoda, że to kolejny ze słabych filmów ufundowanych przez Netflixa.