Śmiać mi się chciało nie tylko z umyślnych, zabawnych sytuacji, ale też przez cały czas trwania filmu... To się troche zmieniło w film science fiction dla małych dzieci: brakowało tylko strusia pędziwiatra czy królika buksa. A niektóre sceny to mnie normalnie rozwaliły!! Drew całuje się z "chudeuszem" i on już ma coś powiedzieć, ale... no właśnie. A scena na crossach?! Czy zawsze aniołki muszą ratować kolesi, którzy później okazują się poszukiwanymi przestępcami?! To już staje się monotonne... Dużo też było niepotrzebnych skoków bez odpowiedniej wyskoczni (kłaniają się prawa grawitacji, niezgodności i wątpliwości: proszę kierować się do praprapraprapraprawnuczków Izaaka Newtona), kopów, kul ukazanych w charakterystyczny sposób ("Matrix"), wybuchów, salt, gorących lasek ukazanych w dziwnych sytuacjach, np. biegnąca z deską surfingową Demi Moore (myślę, że scenarzysta "Słonecznego patrolu" może pozwać autorów Aniołków...) itd. Nie tego się spodziewałam po kontynuacji całkiem przyzwoitego filmu akcji z niezłymi efektami specjalnymi... Co to wogóle ma być?!