Niesłychanie sprawnie zrealizowana przez braci Coen komedia o skutkach braku płodności. Zwariowane to od początku do końca, gag pogania gagiem niczym w kreskówkach z wytwórni Warnera. Widac już na wczesnym etapie pracy braci, że wyróżniali się warsztatem i niekonwencjonalnym podejściem do gatunków. Wszyscy niemal bohaterowie w "Raising Arizona" wydają się półgłówkami (Cage za sprawą fryzury, Hunter przez swój ciężki akcent, uciekinierzy Goodman i Forshythe to już w ogóle ciężkie półgłówki), z tymże wypadają przy tym również sympatycznie. Jako całośc zatem da się ten film lubic na pewno, gorzej jest jednak z samą historią, która w gruncie rzeczy ociera się o telewizyjny banał. Z całym szacunkiem i sympatią dla Coenów, lecz Arizona nie ma w sobie tego, co u nich lubię najbardziej; zaskakującej puenty i odrobiny więcej psychologizmu. Niemniej, jako rozrywka to kawał świetnej roboty.
PS. Kawały znajomka Cage'a o Polakach były tak żenujące jak on sam że aż... śmieszne.