Pewnie nie uwierzycie, ale obejrzałem ten film głównie przez ... reżyserkę. Również mnie wcześniej nieznana Kirsten Sheridan, córka Jim'a Sheridana - mojego najlepszego twórcy. Ten Irlandczyk ma w swojej kolekcji takie dzieła jak:
- "Moja lewa stopa"
- "Bokser"
- "Pole"
- "W imię ojca" ^^.
Kiedy zobaczyłem, że Kirsten to jego córka, pomyślałem: "musiała odziedziczyć tę magię po ojcu", czy "Sheridan nie pozwoliłby jej na słaby film".
Tak jak w tytule, to co zobaczyłem było niebywałe. Oglądałem ten film wczoraj, oglądałem dzisiaj i pewnie zobaczę go również jutro. To co zrobiła "młoda" Sheridan przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Można tutaj polemizować, że to banalna, ckliwa historia, z zakończeniem, o którym wszyscy wiedzą od początku, wyciskacz łez. Ale co z tego? Czyż nie takich opowieści oczekujemy?
Pełnych marzeń, cierpienia, dążenia do wyznaczonych celów, łez, smutków, życiowych wyborów... i szczęścia w Miłości? Skoro jest to trochę film fantasy, podejdźmy do niego z lekkim dystansem, starajmy się w nim odnaleźć.
"Muzyka nas otacza. Wystarczy tylko się wsłuchać." Ścieżka dźwiękowa jest wspaniała w każdym momencie trwania tego filmu. To ona, za pomocą pięknych zdjęć, pozwala nam się odszukać w tym bajkowym świecie.
"August Rush" po prostu mnie urzekł. A zrobił to z wielkim hukiem. Przypomniały mi się "czasy" po oglądnięciu takich filmów jak "W imię ojca", "Ostatni Mohikanin", czy "Forrest Gump".
Mam 19 lat, a mama powiedziała do taty: "pierwszy raz widziałam Przemka, żeby płakał na filmie." Pierwszy raz to nie był, ale jeden z nielicznych. : )
Jeszcze raz - NIEBYWAŁE!
Pokłony do stóp dla Kirsten i odtwórców głównych ról.
Dla takich filmów warto Kochać Kino, warto czekać. Pozdrawiam : )