W co wierzyć? W harmonię między duszami, które wcześniej czy później się odnajdą, bo o tym jak sądzę jest film, a nie o wirtuozerii gry na gitarze (której istotnie brak). W odróżnieniu od wielu tu krytykantów, uważam film za bardzo udany. Z pewnością jest to zasługa dużej ilość muzyki w tym filmie. Osoby nie lubiące muzyki nie powinni oglądać tego filmu. Natomiast wszystkim pozostałym film bardzo polecam.
Są osoby, które nie lubią muzyki? Myślałem, że to jedyna rzecz na świecie, którą lubi każdy.
Muzyka jest imo fatalna w tym filmie. Zero muzyki klasycznej mimo, że matka gra na instrumencie. Mało tego, jak zaczyna grać to wyciszają to co gra obok niej i zamiast tego były kawałki w stylu Nickelbacka czy innego gówna w wykonaniu ojca z UWAGA! skrzypcami matki jednocześnie. Tak, żeby czasem nie zaszkodzić widzowi i się nie zmęczył materiałem bo muzyka klasyczna taka ciężka. Gdy zaczyna 'grać' ulica czy pole zboża to w decydujących momentach puszczają słodką muzykę Marko Mancina po cichu, wzruszające smyki, żeby widz miał przekonanie, że to gra przyroda/rytm miasta. Gdy już się wydaje, że tricki producentów nie mają końca to zaczyna grać wkurzający młody (który w każdej scenie zachowuje się jak niepełnosprawny i robi wkurzające miny) udając największych onanistów w historii muzyki w stylu Petrucciego z Dream Theater i jest to odbierane jako największa ze sztuk. Nie mam nic do ludzi, którzy takiej muzyki słuchają, ale na ekranie dzieje się jedno, a w głośnikach drugie. Straszne kłamstwo.