Kreatywnością film pobija wiele saj fajów i fantasy. Pomysłami można by obdarować n innych produkcji - od tworzenia planet, przez maszynę produkującą marzenia, aż po
Szkoda,że sam film cierpi na brak:
- porządnych bohaterów, którzy nie byliby aż tak zdziwaczali, nieśmieszni i niewzbudzający emocji u widzów (no może z wyjątkiem Marvina, który irytował mnie od początku seansu. Poza fajnym designem straszy wszystkim, łącznie z ohydnym głosem Rickmana)
- stawki - po zniszczeniu Ziemi w sumie nie ma o co się martwić, więc przygoda wyprana jest z emocji i zabawy, a co rusz wieje nudą i jakimś takim niefajnym przedłużaniem fabuły polegającym na zasypywaniu widza nowymi fajnymi gadżetami albo miejscami
- humoru - czerstwy, nieśmieszny, często polegający na uwypuklaniu absurdalnych absurdów i suchych sucharów
Wyprana z emocji podróż do niczego, z nijakimi bohaterami i z czerstwym humorem. Wstawki egzystencjalne jeszcze bardziej rozmieniają na drobne fabułę.
Broni się na szczęście przed kliszami dzięki kreatywności i sprytnie wymyka się schematom (np. melodramatycznym w scenie wysysania mózgu przez myszy). Nie broni się jednak przed złym-nieśmiesznym absurdem, który wylewa się z ekranu i zalewa widza po uszy.