Spodobał mi się w tym filmie klimat, powolne tempo, szczególnie w scenach z upalnych dni (wzorowane chyba trochę na "starym" Basenie z Romy S.) i ujęła mnie Ludivine Sagnier - akurat nie tylko wyglądem, bo nie do końca jest w moim typie.
Co mi się nie spodobało - to jest film [spoilery] o marzeniach i imaginacjach kobiety, ale kobiety starej i brzydkiej. Przykro mi, lecz Szarlotka Rampling nigdy nie była zbyt piękna, a obecnie jest już po prostu stara. Film miałby lepszy efekt, gdyby również jej postać grała osoba nieco atrakcyjniejsza fizycznie. Niestety, ale w takich wysmakowanych (również wizualnie) filmach, jest to bardzo ważne.
Zbyt szybko odgaduje się, że matka Julie nie żyje - ach, biedna, niekochana dziewczyna i zły ojciec - więc z tej przyczyny puszcza się z każdym (a o matce mówi z błyskiem w oku i z podejrzanym szacunkiem).
Nie pamiętam natomiast w którym momencie zacząłem podejrzewać, iż również sama Julie nie istnieje - i to z kolei dobrze świadczy o filmie, takie rozwiązanie powinno się wprowadzać stopniowo, pozostawiając pole dla wyobraźni widza. Dopiero dla wyjątkowo niedomyślnych - dobitnie w finale.
Dlatego "tylko" 8/10, a mógłby to być film kategorii 9/10.
P.S. Miałem rację. L. Sagnier dostała nagrodę im . Romy Schneider!