Który ze słynnych dokumentów robi na was większe wrażenie, "Symfonia wielkiego miasta" czy "Człowiek z kamerą filmową". Na tą chwilę ja preferuję "Symfonię", bardziej zdyscyplinowaną, mniej rozedrganą, prawdopodobnie "muzycznie" łatwiejszą. Słynny montaż Wiertowa czasem wydawał mi się kakafoniczny. Natomiast radziecki filmowiec popisał się rewelacyjnymi zdjęciami sportowymi.
Jak dla mnie bez chwili wahania "Człowiek z kamerą" i to chyba pod każdym względem. Więcej jest tam znakomitych i oryginalnych (nawet nie tylko jak na owe czasy) kadrów. Ponadto, właśnie, montaż. Montaż Wiertowa kakofoniczny??? Absolutnie nie odniosłem takiego wrażenia; IMO tam właśnie montaż był logiczny i zdyscyplinowany, podporządkowany kilku podstawowym zasadom, np. zasadzie skojarzeń. Nie mówiąc już o bezbłędnym (jak to u Sowietów wtedy) zrytmizowaniu. W "Berlinie" natomiast montaż, mam wrażenie, często w ogóle nie miał znaczenia - ot, po prostu kolejne elementy miejskiej układanki. Być może w odbiorze tego filmu przeszkodziła mi muzyka na żywo, która, mówiąc delikatnie, pozostawiła sporo do życzenia...
Podstawowym jednak źródłem wyższości "Człowieka z kamerą" jest fakt, że to film nie tylko o mieście. A może nawet nie przede wszystkim. Zawsze mi się wydawało, że podstawowym bohaterem "Człowieka z kamerą" jest... Człowiek z kamerą ;) A raczej kino, film. To jest film o filmie. I o kamerze jako "mechanicznym oku". I za to go kocham :)
Pozdrawiam
Zdaję sobie sprawę, że każdy fachowiec odpowie na moje pytanie podobnie jak ty. W tym sensie jest retoryczne, potem piszę o subiektywnych odczuciach. To chyba kwestia wyrobienia filmowego, nie tylko gustu, sądzę że jeszcze powrócę do tych filmów za jakiś czas...
Też uważam, że film Wiertowa jest o 2 klasy lepszy, ale mocnym atutem niemieckiego filmu są znakomite zdjęcia nocne + występy artystów/tancerzy...ciekawi mnie natomiast czy Wiertow widział "Berlin..." i się zainspirował (może nawet wzorował)...