Czyli muszę zassać, na kacu łykam takie zakalce jak grzanki ;) Z drugiej strony szkoda, że Gary Jones nigdy nie powtórzył sukcesu "Komarów". Ale tu oczekuję czegoś pokroju "Jolly Rogera", wiec łyknę. Dzięks za krótki, acz rzeczowy komentarz.

PS: A cycki są? :p

Proszę bardzo, ciekaw jestem Twojej oceny. Cycki są, jedna para, miseczka B z tego co pamiętam, 4 lub 5 sekund ;).
To moje pierwsze spotkanie z Jones'em (i niekoniecznie ostatnie), film oceniłem na 4, ale oglądało się go paradoksalnie całkiem przyjemnie. Szeroki uśmiech często gościł na moim ryju.

Już po paru minutach zastanawiałem się czy dam 2 czy 1. Daje 2 za odwagę twórców wypuszczenia tego dzieła na rynek.

Nie. Wymiękłem. Może to kwestia tego, że drugą połowę oglądałem na trzeźwo. Niestety, ale jest to znacznie gorsze, niż "Jolly Roger: Massacre at Cutter's Cove" - tamten film był przynajmniej zabawny. Tutaj roi się od złych komputerowych efektów, czego nie trawię, gore jest marne i w ogóle nie bawi, a fabuła jest nudna. Nie bawiłem się dobrze. Nie czuję mięty do tego filmu, nie widzę w nim serca. Typowy produkcyjniak pokroju produkcji sci-fi chanel. No, ale bardzo nie bolał. Może w innych okolicznościach dostałby 3/10 :]

Gdybym oglądał go na trzeźwo ocena byłaby pewnie inna. Nie zamierzam jednak tego sprawdzać ;).

Czyli ja oceniam 10/10