Bardzo mi przykro, ale nie jestem w stanie zrozumieć, co niektórych w Blade Runnerze 2049 aż tak zachwyca. Poszczególne elementy? Owszem. Wizualnie to film świetny, doskonale nawiązujący do oryginalnego. Muzyka? Tak, ładnie wybija rytm tego filmu. Do czasu. Potem zaczyna wkurzać wraz z całą resztą ślimaczo-pompatycznego "dzieła". Nota bene rewelacyjny Zimmer lubi robić powtórki z własnej muzyki, i tu zwyczajnie przekalkował sobie Interstellar. Cała reszta... Aktorzy grają, jak im kazano. Nie ma się czego czepiać. Ciągną każdy gest i każde niemal słowo w nieskończoność. Ale całość jest tak pusta, pretensjonalna, pseudoemocjonalna, że właściwie głównym wrażeniem po seansie jest pytanie: "Dlaczego zmarnowałam dwie godziny czterdzieści minut życia"?