I to tyczy się zarówno samego filmu (spokojnie trafia do mojego top10) jak i jego odbioru przez różne osoby. Od zachwytów po totalną krytykę.
Swoją drogą jak słyszę, że wątek Joi był niepotrzebny i nic nie wnosił, to już kompletnie nic nie rozumiem. To tak jakby stwierdzić, ze końcowy monolog Roya z pierwszego BR (scena dla wielu kultowa) była zbędna.
Dla mnie film genialny na poziomie emocji, tempa, oprawy wizualnej. Dwójka podstawowych bohaterów bardzo dobra (Joi zresztą kradnie całe show, ale Gosling również bardzo dobry). To obraz, gdzie podąża się za bohaterem, a fabuła (swoją drogą dobra, chociaż nie wiem, czy nie mało prawdopodobna, ale to będe musiał sprawdzić podczas kolejnych seansów) jedynie nam w tym pomaga.
Ponad 2.5h zleciało jak z bicza strzelił, a film siedzi mi cały czas w głowie. Jak mi nie wyjdzie w najbliższym czasie z głowy, to ja wyjdę. Ponownie do kina.
Dla mnie film bez porównania lepszy, niż oryginał - za którym zresztą nigdy nie przepadałem. I być może tutaj między innymi tkwi przyczyna różnic w odbiorze. Jeżeli ktoś uwielbia oryginał, ma zapewne w głowie swoją wizję tego świata. I wszelkie odstępstwa od tej wizji (oraz wizji oryginału) są ciężkie do zaakceptowania.
Tak, czy inaczej - do kina marsz!