Nie wiem, co się z gościem porobiło, ale to co zobaczyłam w Bogach Egiptu, mnie poraziło... Drętwe dialogi, nie lepsze aktorstwo (no w sumie, przy takim scenariuszu to chyba nikt nie mógł się zbytnio wykazać) irytuący główny bohater (Beki, czy jak mu tam) - pomieszane z poplątanym, itp. Pomijam już ten śmieszny statek boga Ra w kosmosie (przypominający mi pojazd kosmiczny), magiczny mózg mieniący się na niebiesko, oraz to że bogini miłości Hathor powinna występować pod postacią krowy (to w końcu jej atrybut) oraz, że dziwnie przypominała mi Amy Winehouse (Amy, to ty??).
Czarny charakter, czyli Główny Zły (ach, ten Butler) był chyba najciekawszy ale też wiele do popisu tu nie miał. Zresztą, jak patrzę na box office tego "dzieła", to widać że ledwo im się cokolwiek zwróciło (czyli klapa).
A teraz na plus - zbroje i maski (Czyli momenty przemiany) były całkiem ok.
To chyba tyle.