Niech nie czytają osoby, chcące jeszcze przeczytać książkę (nawet jeśli widziały film).
Ten film nie ma nic wspólnego z książką, jeśli chodzi o charaktery. A to zmienia wszystko! Powycinane postaci (wiem, że film i tak jest długi, ale brak Klary czy Eryki był dla mnie przesadą. Poza tym - jeśli nie było Klary, to dlaczego w końcowych scenach pojawia sie słynny wypchany niedźwiedź?)
Tonia nigdy nie spojrzałaby na Hermana H. w taki sposób, jak w filmie. Oa nim gardziła, prychała na niego, nie spojrzałaby na niego z sympatią. Nie dałaby sę pocałować w dłoń. A sam Herman w książce jest nieszkodliwym otyłym debilem. Nie było żadnego tańca.
Gerda była przyjaciółką Toni, nie nieznajomą z Amsterdamu. Nie gardziła wszystkimi mieszkańcami Lubeki i nie była bezgranicznie nieszczęśliwa.
Ida Jungmann była siwa :)
Tu znów nasuwa mi się pisanie o Klarze - była siostrą Toma, Chrystiana i Toni, nie mam pojęcia, czemu pominiętą w filmie. Wyszła za mąż za pastora, który po jej śmierci mógł (za zgodą senatorowej, jeszcze wtedy żyjącej, bez wiedzy Toma) zachować jej posag, co w dużej mierze przyczyniło się do wielkich strat finansowych firmy Buddenbrook.
Tonia po małżeństwach jeszcze bardziej obrosła dumą, nabrała zwyczaju wykrzykiwania m.in "Grunlich! Permaneder!" etc. Z małżeństwa z Grunlichem miała córkę, Erykę, która wyszła za mąż i urodziła Elżbietę. Jej mąż poszedł do więzienia, potem uciekł do Londynu.
Mogłabym pisać wiele, ale napisze - jako ekranizacja książki film ma u mnie 2/10 (kłótnie Toma z Chrystianem były świetne). Ale jako że film sam w sobie, gdybym nie znała ksiązki, zachwyciłby mnie, zasłużył na 4/10.
Ufff. Koniec referatu :)
Polecam książkę :)
Nie zgadzam się. Dla mnie książka nie jest arcydziełem, raczej dobrze napisaną sagą rodzinną - niewątpliwie, język powieści jest piękny. W pewnych momentach zachwyca erudycja tak młodego człowieka - dialogi są naprawdę świetne, niektóre myśli wciąż chodzą mi jak mantra po głowie ( Mann miał zaledwie 22 lata gdy zaczął pisać Buddenbrooków). Należy też pamiętać, że książka jest właściwie autobiografią.
Niestety, niektóre postacie w książce były zwyczajnie płaskie...Moim zdaniem, ekranizacja je ożywiła, ponadto wyjaśniła kilka niezrozumiałych dla mnie wątków (chodzi mi głownie o działalność kupiecką Toma). Wszystko zostało pokazane w odpowiednich proporcjach, niezbyt interesujące postacie, które nie wprowadzały za wiele do akcji powieści, jak Eryka zostały wycięte.
Piękne zdjęcia, oszałamiające wnętrza posiadłości Buddenbrooków , malownicze Travemunde...Warstwie wizualnej nie można nic zarzucić.
Pisałaś o tym, że Tonia nigdy nie spojrzałaby na Hermana Hagenstroma. Tak, to prawda w książce zostało to kilka razy podkreślone, baa ona nawet go za młodu spoliczkowała. Wydaje mi się, że to zachowanie Toni było zamierzone , taki był właśnie świat wielkich rodzin kupieckich , cały czas trzeba było udawać, chodziło o podtrzymanie świetności rodu. Choćby się gotowało w środku, na zewnątrz trzeba było się grzecznie uśmiechać, to była nieustająca gra. Tonia, która mogła w jednym momencie wyzbyć się młodzieńczej miłości i wyjść za okropnego Grunlicha umiała też udawać zwykłą grzeczność. W filmie jest to doskonale pokazane, również w scenach kłótni braci (,, Zdarza się,że bracia się nienawidzą ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć'' - cyt. konsulowej). Bardzo podobało mi się zakończenie filmu, jazda kamery po pustym domu Buddenbrooków...Domu, w którym tak niedawno obchodzono ślub, chrzciny...Dom, który był ostoją tradycji i największą dumą członków rodu.
Nie podobał mi się tylko sposób w jaki pokazano Gerdę...Rzeczywiście, nie była ona aż tak chłodna i z całą pewnością, nikt z tej rodziny nie był jej wstrętny. Szkoda też, że nie było więcej scen z małym Hanno. W książce była relacja jednego dnia z jego życia, świetny opis pruskiej dyscypliny w szkole i całego tego koszmaru dla dorastającego chłopca.
Ogółem: dla mnie film świetny, ostatnia scena wyciska łzy , dam ocenę jak uda mi się obejrzeć poprzednie ekranizacje.
Tak, też nie uważam książki za arcydzieło, ale nie powiem, podobała mi się. A film... Cóż, powiedziałabym, że przedstawia całą tę historię "po łebkach". Tonia w ogóle mi na Tonię nie wyglądała. Jakaś taka pozbawiona charakteru... Christian - choć z wyglądu dokładnie tak go sobie wyobrażałam, jako postać był nijaki. Nie mówił jakoś uporczywie o swoim CIERPIENIU itd. I w ogóle to wszystko, co już wyżej zostało wymienione...
Zawsze mam problem z ocenami ekranizacji. Jeśli miałabym oceniać to jako samą ekranizację, dałabym max 4, ale jako film sam w sobie to nawet nie był zły...