Nie wiem, czy przeciętny zjadacz chleba wie, że i u nas byli mennonici. Sprowadzono ich w XVI w. jako niechcianych w Holandii sekciarzy, by pomogli zagospodarować ziemie leżące między Wisłą i Nogatem. Ich ciężka praca zaowocowała wyłonieniem spod wody żyznych ziem żuławskich. Niestety, stali się ofiarami polityki kolejnych władców - po II rozbiorze Polski, gdy Prusy zmuszały ich, pacyfistów, do służby wojskowej, w większości uszli do Rosji na zaproszenie Katarzyny II, gdzie osiedli m.in. na Ukrainie. Pozostała reszta się zgermanizowała. W Polsce można jednak do dziś oglądać ostatnie ślady ich bytności - coraz mniej liczne, wspaniałe domy podcieniowe, sypiące się wiatraki (Palczewo - ostatni "holender"), niezwykłe cmentarze z charakterystycznymi, wysokimi, trójkątnie zwieńczonymi stelami (np. Stogi, Fiszewo). Warto wybrać się na wycieczkę po Żuławach śladami tych niezwykłych ludzi.
W filmie świetne jest to, że postaci posługują się językiem/dialektem Plautdietsch - zachowanym od czasów wygnania z Żuław. Zawsze byłam ciekawa, jak ten ich pierwotny język (czy dialekt - językoznawcy się spierają) brzmiał.