Film niegodny miana prequela do bardzo dobrej produkcji z 1982 roku. Słaby, przewidywalny, nudny i przerysowany. Gwoździem do trumny było obsadzenie kobiety w głównej roli. To się sprawdziło w "Obcym" ale w tym przypadku okazało się kompletną klapą, zarówno na poziomie postaci jak i gry aktorskiej. "Obcy" miał swojego "Prometeusza" a "The Thing" ma niestety to "coś".
Gówno prawda, żaden z Twoich argumentów nie ma sensu. Przewidywalny, no shit?! Liczyłeś na coś innowacyjnego względem pierwowzoru to coś Ci mocno pochrzaniło...to dopiero byłaby porażka gdyby próbowali kombinować względem oryginału/sequela, kompletnie nie miałoby to sensu. Jeśli natomiast masz na myśli przewidywalność rozwoju wydarzeń a dokładniej kto jest człowiekiem a kto już nie to bredzisz i najzwyczajniej kłamiesz próbując zgrywać inteligentniejszego niż jesteś, obejrzyj sobie jeszcze raz a jak nie pomoże i następne razy to może dojdziesz do wniosku, że zgrabnie i sensownie 'zostały dobrane' przemienione postacie i kilkukrotnie mylono trop widza co do tego kto jest kim.
Nudny, ani trochę, powiedziałbym, że nawet zbyt szybko poprowadzony, ale to już norma przy filmach trochę ponad półtorej godziny i zresztą odpowiada oryginałowi. Przerysowany, o czym Ty w ogóle bredzisz...to jest horror, czy Ty w ogóle pamiętasz pierwowzór skoro wypisujesz takie idiotyzmy. Kobieta w roli głównej mnie również nie zadowala ale ostatecznie i tak wyszło to przyzwoicie i po stokroć lepiej niż w żałosnym Prometeuszu.
A jeszcze co do filmu Carpentera...jestem jego wielkim fanem, oglądałem niezliczoną ilość razy, film bez dwóch zdań wybitny i ponadczasowy, zastanawiam się tylko ilu spośród uważających się za zatwardziałych jego fanów przeczytało książkę na podstawie jego scenariusza,
oczywiście to, że bija ona na głowę obraz nie jest żadnym ewenementem i nowością w tej materii ale warto jest się z nią zapoznać bo wtedy niektórym może łatwiej byłoby dostrzec, że The Thing z 82' również jest tylko filmem z wieloma skrótami, uproszczeniami a na końcu nawet gorszymi rozwiązaniami niż tymi z powieści Alana Deana Fostera a nie żadnym nietykalnym św. Graalem i teraz nawet tak całkiem udany obraz jak ten tu to w ogóle gówno, żenada itd., gównoprawda, przeczytać książkę, obejrzeć pierwowzór i może we łbie się trochę rozjaśni na tyle żeby nie jeździć po tej produkcji, klimatem nie dorównuje to oczywiste, to było bardzo ciężkie do wykonania i gdyby się powiodło to mielibyśmy filmy genialny a nie tylko dobry.
Podjąłbym dyskusję gdybyś tak prostacko nie zwracał się do ludzi. Wiem, że wakacje, hormony buzują w tej nastoletniej główce i nie ma co robić, można jedynie grać w gry i trolować na internecie, ale kolego... chociaż podstawy netykiety (sprawdź w słowniku).
Całe szczęście, że nie chcesz dyskutować bo nie ma o czym, obejrzyj sobie jeszcze raz a jak nie pomoże to i sto żebyś na drugi raz nie sypał tak durnymi argumentami przeciwko jakiemukolwiek filmowi, wstyd będzie w towarzystwie, dobrze radzę.
Zażyj trochę bromu, i kulturalniej proszę.
Każdy ma prawo do własnej oceny, jak się nie podoba to daruj sobie.
Ale co tu w tym filmie lubić? Reżyser i scenarzysta próbują najpierw zmylić widza, co samo w sobi nie jest złe, ale na koniec i tak dadzą nam jakąś oczywistą podpowiedź, żeby poklepać biednego widza po główce, że zgadł kto był alienem. Kolejny problem: w oryginale "Who Goes There?", książce na podstawie której napisano scenariusz, a nie na odwrót, jest wyraźnie napisane żę obcy ten kopiuje nie tylko wygląd, ale też psychikę i wspomnienia ofiar, O czym niestety twórcy filmu "Coś" z 2011 roku nie wiedzieli, ponieważ obcy w ich filmie są głupi i naiwni, niewiele mniej niż sami bohaterowie.
Po za tym nawet jeśli nie jest to powiedziane słowami to skąd jeden z cosiow pod koniec fimu wiedział by pewną rzecz gdyby nie skopiował wiedzy orginalu
Również bardzo pozytywnie odbieram ten prequel. Mary Elizabeth Winstead jak najbardziej podołała zadaniu głównej bohaterki. Film bardzo zgrabnie wyjaśnia wątki poprzedniej (następnej? :)) części i łączy się z nią w ostatnich ujęciach.
Aż tak zły ten film nie był, bez przesady. Oczywiście daleko mu do filmu z 1982 roku.
A co do kobiety rządzącej facetami, to przypominam, że to są Szwedzi a współcześni Szwedzi pozwalają kobietom rządzić.