ten film moze i byl ciekawy ale w latach 70-tych, dzisiaj razi. fabula nawet jak na tamte czasy jest bardzo cieniutka, co prawda nie czytalem ksiazki i nie wiem w jakiej mierze scenariusz na niej bazuje, ale i tak wszystko jest liche.
A mi bardzo się podobał , film na pewno nie dla każdego mało efekciarstwa ,niekiedy dłużyzny ale za to niesamowity klimat.Film na wskroś amerykański co może niektórych zdenerwować (samotny bohater, otoczony bronią,zamknięty w swoim domu "twierdzy" musi bronić się od hord nieprzyjaciół), trochę bezpośredniej symboliki religijnej (nawiązania do Jezusa) , a także komentarz społeczny odzwierciedlający lęki lat 70 i amerykański strach przed komunizmem (niebezpieczny kult religijny ,pozbawiony indywidualizmu i próbujący przeciągnąć każdego na swoją stronę).Podsumowując 8/10
Może i film się już nieco zestarzał, ale ja lubię takie ramotki. Świetny postapokaliptyczny klimat, świetna rola Hestona, genialne zdjęcia wyludnionego Nowego Jorku. In minus zaliczam postacie Rodziny - są raczej śmieszni niż przerażający, ale generalnie to dobry film - 7/10
Oczywiście akcja filmu dzieje się w Los Angeles, a nie w Nowym Jorku. Przepraszam za błąd.
Oprócz opinii o filmie, który jako całość mi się nie spodobał, podzielam Twoje zdanie o filmie. Film świetnie się zaczyna, ale oprócz klimatu i lekko liźniętemu (bardzo lekko) zagadnieniu czym jest normalność, nic więcej w filmie nie ma. Kwestia wczucia się w atmosferę. :)
Slaby... jedynie fajnie ukazane scenerie NY, natomiast co do fabuly i reszty.. duzo wpadek - widac kilka razy twarz kaskadera, co do przemiany (psychicznej) LISY to juz zupelne bajki, nie ogladac, bo bedziecie tak jak ja z niecierpieloscia czekac na koniec ;)
tix666 - nie NY tylko Los Angeles. W I am Legend LA zamieniono na NY. Ja czekałam z niecierpliwością na koniec, ale chyba z zupełnie innych powodów :P
Poza tym w filmie, który ma tak świetny początek i przewijające się motywy, nie przeszkadzają mi "wpadki", których zresztą jest pełno w wielu filmach.
Jeśli chodzi o fabułę - nie zapominajcie, że to jednak adaptacja książki, wg mnie bardzo zresztą udana
Na pewno leży bliżej książki Mathesona niż żałosna chała z Willem S. Niestety film już mocno trąci myszką (ze względu na ówczesny sposób gry występujących gwiazd) i bardziej śmieszy niż straszy (ta pokraczna "Rodzina" i jej groteskowy szef Anthony Zerbe). Ale w swoim czasie film musiał wymiatać.
A co chciałeś widziec w filmie z lat 70 XX wieku-efekty rodem z Matrixa?Nawet w Przygodach Sindbada Zeglarza widacv sztucznosc efektów specjalnych choc serial kręcono w 1996 roku.
Bosh, kolejny ktory opacznie odbiera moja ocene, TAK chcialem widziec efekty na miare XXI wieku, bo mam 15 lat i nie wiem jak film moze byc czarno-bialy. Wiele filmow widzialem z lat 50, ktore byly lepiej dopracowane, ten byl zrobiony troche na odpier*ol-sie. Zly nie byl nevertheless.
"fabuła nawet jak na TAMTE CZASY cieniutka" - prosze, dookresl w takim razie, od ktorego dokladnie roku zaczely pojawiac sie filmy z dobra fabula?:D
odpowiadam bobrolakowi pod innym nikiem bo nie pamietam hasła do genial44:
nie chodzilo mi że od ktoregoś roku fabuła w filmach przeskoczyła jakąś poprzeczkę, ale o to że starszym filmom daję jakiś większy luuz na wszystko niż tym obecnym, ale nawet właśnie dając ten luz to ten film jest fabularnie cienki.
Tak samo współczesna wersja "I am legend" za kilkanaście lat może być tak słabe. Film jak najbardziej można oglądać, ale trzeba wiedzieć w jakich latach powstał.
To nie jest ekranizacja, to marna przeróbka, która sens i ciekawe rozwiązania fabularne spuściła w kiblu i na ich miejscu postawiła swój ohydny bełkot. Polecam książkę, to jedyny słuszny wybór.
Sam film nudny i głupi, jedyne co tu jest dobre to dekoracje. I nie wiem skąd im przyszło do głowy dawać do filmu taką muzykę i afroamerykankę z epoki disco, to nie jest Thaft.