Na marginesie - jak Audrey Hepburn nie potrafi zagrać odurzonej (Rzymskie wakacje), tak i
Clint Eastwood nie potrafi zagrać romantycznego uwodziciela. Nawet najwięksi mają swoje
granice;)
Jak Clint miał grać "romantycznego uwodziciela", skoro jego postać to zwykły, znudzony i przepracowany facet??
Właśnie o to chodzi - mamy do czynienia z facetem, w którym coś się wypaliło w kieracie roboty. Nie jest złym człowiekiem w zasadzie i chciałby pomóc swojej żonie, która czuje się jak zakonnica, ale jest chronicznie, permanentnie i diabelsko zmęczony. Gdzieś tam pod spodem ma te marzenia o namiętnym, zwierzęcym seksie w górskim hotelu, ale w sytuacji, kiedy musi być wszędzie na gwizdek, z wyprasowanym kołnierzykiem i salutujący durniom w pracy - jest to perspektywa bardzo odległa.
Uważam, że na swój sposób Clint zagrał gościa delikatnego, romantycznego i czułego - tylko że to jest sytuacja taka, jak gdyby wziąć galernika na łodzi i kazać mu śpiewać serenady miłosne w rytm bębna. Cokolwiek czuje do żony, a wszystko wskazuje na to, że przynajmniej na początku było dobrze, znika w środku. Bo przecież ona ma swoje uporządkowane życie, bo przecież o nią dbam, bo przecież - co ludzie powiedzą na miękkie serducho, bo przecież ona do cholery wie po tych iluś latach, podczas których jej nie zostawiłem.