Jak to możliwe, że nawet Polski film ma premierę prawie rok wcześniej na Świecie a do Polski
wszedł dopiero teraz?????:)
Chodzi o obieg festiwalowy. Najpierw film lata po festiwalach w Polsce i na świecie, a potem wchodzi do kin. "Dziewczyna..." zadebiutowała we wrześniu ubiegłego roku w Koszalinie (nieważne że to Polski festiwal) i dlatego ma "świat" na taką datę ustawioną.
To ciekawi mnie jedno: po co tak długo czekać z prawdziwą premierą, skoro film już od dawna jest gotowy? Liczą że zbierze jakieś nagrody na festiwalach, i dopiero wtedy chcą - z odpowiednim marketingiem - go wprowadzić, czy to coś innego?
Czasem też jest czynnik tego, czy w okresie od kilku tygodni przed premierą, do kilku tygodni po premierze nie pojawia się zbyt wiele filmów w tym samym gatunku i/lub bardzo podobnej tematyce i/lub lepszym poziomie oraz to w jakich dniach ludzie najchętniej chodzą do kina
np. animacje Dreamworks, które w USA ukazują się listopadzie (wtedy jest duży popyt w kinach na animacje/ lub jest szansa na wyciągnięcie odrobiny kasy z budżetów kinomanów przeznaczonych na święta, a u nas z kolei blisko siebie są dni świąteczne, kiedy ludzie niechętnie chodzą do kin), u nas ukazują się na początku stycznia (bo wtedy po świętach jest tendencja do wydawania pozostałości gotówki ze świąt x3).
Inny przykład to zeszłoroczne animacje amerykańskie (Merida Waleczna , Epoka Lodowcowa IV,Madagaskar III) które miały w lecie między swoimi premierami kilkutygodniowe odstępy, żeby ludzie najpierw poszli na X, potem na Y, a potem Z...
a nie na Y zamiast na X, bo leci kilka na raz i można "przebierać-wybierać".