są takie filmy.. ciepłe, urocze, po których obejrzeniu można się poczuć, jak dziecko, któremu się czyta bajkę
na dobranoc i które zasypia z takim błogim przekonaniem że jest magicznie. to takie miłe, natrafić na nie
przez przypadek, a potem błądzić w chmurach przez następne parę godzin.
dla mnie 'elizabethtown' jest jednym z nich. chciałoby się ułożyć playlistę i ze słuchawkami w uszach
wyruszyć w podróż swojego życia. wykąpać sie w fontannie. zatańczyć na dachu.
dla marzycieli na jesienny wieczór.
Bylem bardzo zaskoczony filmem, bo spodziewalem sie komedii romantycznej. Film byl znacznie lepszy, bo oryginalniejszy. Dobrze go wspominam.
Oryginalny to on może był, bo połączyli motyw śmierci i motyw życia...
ale jak wspomniała koleżanka na poczatku film do poduszki..obejrzałam go wczoraj ,dzisiaj całkowicie o nim zapomniałam...Nic specjalnego,ale jak masz wolny wieczór polecam obejrzeć i iść spać...
Moze nie jest to moj ulubiony film ale pamietam z niego cala fabule lacznie z zakonczeniem. Po prostu nie myli mi sie z zadnym innym.