PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=196074}
5,3 71 553
oceny
5,3 10 1 71553
2,5 6
ocen krytyków
Eragon
powrót do forum filmu Eragon

Witam,
wpadłem na pomysł,żeby kazdy z Was - fani i nie tylko, wysłał do Christophera Paoliniego wiadomość na facebooku. Oto jej treść:


In case of re-filming “Eragon”

Dear Mr. Christopher Paolini
I’m a huge fan of Yours marvelous novel.
Me and many of my friends, who are also your fans, wishes to see it screen again.
Film made in 2006 is very bad, but many of us think that Your books have much more potential. We belive, that if it could be filmed by professionals, like makers of “Lord of the Rings” or “Harry Potter”, it could became a great movie which can succeed around the world.
So, in behalf of many of your fans, I’m asking You, could You do something in that matter? We belive that You as the Author have a lot to say about that.
Please reply.
Yours sincerely,
Patryk L.

Ja już wysłałem ;) Przyłączcie się - może razem coś zdziałamy !!! Na pewno każdy z Was kto uwielbia tę serię chciałby ją zobaczyć w profesjonalnej ekranizacji !!! Takie jest bynajmniej moje marzenie ;)

Jeśli macie jakieś inne ciekawe propozycje co do tego, co można by w tej sprawie zrobić,to czekam na info.
Jesli widzicie jakieś błędy - bo mogłem jakies przeoczyć-,to również proszę o info ;)
Pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 1
Shurtugal_Eragon

Przepraszam za ten post, ale czasami po prostu nie mogę zdzierżyć, gdy widzę, jak niektórzy wręcz liżą buty temu beztalenciu, panu P. Oraz namawiają do tego innych. Żeby tak równie wiele zapału mieli do propagowania lepszych książek z gatunku fantasy. Czyli tak naprawdę - JAKICHKOLWIEK książek z gatunku fantasy. Ciekaw jestem, czy autor tematu przeczytał którąś, poza szmirą Paoliniego.

Po pierwsze - nawet gdybym był kompletnie pijany i takoż naćpany, nie określiłbym powieści Paoliniego nawet mianem "niezgorszej". A co dopiero "wspaniałej". Może gdybym się poważnie cofnął w rozwoju intelektualnym - wtedy byłaby jakaś szansa.
Po drugie - pierwsze słyszę, aby filmy z serii "Harry Potter" były dobre. Wręcz przeciwnie - co następny, to gorszy od poprzedniego. A nawet jeśli było w książkach Rowling coś naprawdę dobrego (vide postać Snape'a czy Bellatriks), oni zadbali o to, by owe elementy zmieszać z błotem (on kompletnie pozbawione emocji drewno, ona zachowująca się jak zwykły pajac).
Po trzecie - patrz wstęp do mojej wypowiedzi, są setki książek bardziej zasługujących na przeczytanie i zekranizowanie. Lepiej napisanych, z lepszą fabułą, z większym polotem. A co ja tu widzę? Propozycję, aby ekranizować prawdopodobnie(*) największe gnioty w historii fantastyki, jakie powstały? Jeszcze czego.
Po czwarte - to, że Paolini nie umie pisać, nie jest jeszcze usprawiedliwieniem, abyś sam wysyłał do niego wiadomość z błędami ortograficznymi i gramatycznymi (dając przy okazji piękne świadectwo Polsce i Polakom). A to, że przedstawiasz tę wiadomość jako wzór do kopiowania, woła o pomstę do nieba.
Po piąte - dla każdego z odrobiną rozumku jest wyraźnie widoczne, że Paolini pisał swojego gniota z wypiekami na policzkach i zwyczajnie leje zarówno na tę książkę, jak i czytelników, którym to wcisnął. Leje również na próby jej ekranizacji - gdyby go to interesowało, już dawno sam by się za to wziął. Gdy tak leje na wszystko, nie warto się poniżać, udając, że to deszcz pada.
Po szóste - określenie "mr" mające być skierowanym do faceta, który w każdej ze swoich książek daje popis własnej niedojrzałości umysłowej oraz poważnych braków edukacyjnych, który pomimo zbliżenia się do trzydziestki i napisania czterech książek nadal nie umie pisać w sposób dojrzały i czyni to niczym nastolatek, po prostu nie przeszłoby mi przez gardło.
Podsumowując - jeśli ci się tak te książki podobają (spoko, z wiekiem ci przejdzie... mam nadzieję...), jeśli chcesz pisać peany na ich cześć na forum, nie ma sprawy. W innym temacie z hurraoptymizmami postanowiłem, że nie będę już bruździł. Ale jak widzę, że zamierzasz jeszcze przy okazji wylizać Paoliniemu buty, to w tym momencie już mnie po prostu szlag trafia. Zamiast pisać takie bzdury, zabierz się wreszcie za czytanie innych książek, niż te z serii "Dziedzictwo". To najlepsze lekarstwo, by przestać się zachwycać tą szmirą. Pamiętam, że jak kiedyś wreszcie wziąłem się za czytanie, uleczyło mnie to z potteromanii (inne książki, ale przypadłość ta sama - zachwycanie się byle czym), jak ręką odjął.

"Takie jest bynajmniej moje marzenie"

Jak byłem mały, miewałem głupsze - i co z tego? A "bynajmniej" to nie jest synonim "przynajmniej". Tak samo jak koń nie ma nic wspólnego z koniakiem. Z grzeczności (jako-takiej) nie powiem, jakie mi się słowa cisną na usta, gdy owo "bynajmniej" widzę. Po co ludzie tego słowa w ogóle używają? Próbują się popisać, czy jak?



(*)może są książki gorsze nawet od tego, ale to już chyba naprawdę rzadkie i nieznane przypadki.

Der_SpeeDer

Dzięki za wyczerpującą wypowiedź pełną totalnych bzdur !!! Oczywiście takie Twoje zdanie - masz do niego prawo - ale ja totalnie się nie zgadzam ze wszystkim co napisałeś !!!
Będę pisał co mi się tylko podoba i do kogo chcę i nic Ci do tego !!! Nie przeginaj z tym wylizywaniem butów - bo tylko sam się ośmieszasz !!!
A tak wogóle,to czytałem także: całą serię "Miecz Prawdy", "Regułę Dziewiątek", "Władcę Pierścieni","Silarilion" "Harrego Potterra" i " Hobbit" - na razie tyle ;)
Oczywiscie jak znasz jakieś Twoim zdaniem świetne książki,to czekam na tytuły ;)
Pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 1
Shurtugal_Eragon

Gdzie niby w mojej wypowiedzi były bzdury? Może niby w tym punkcie, że Paolini już dawno zrobiłby cokolwiek w kierunku nakręcenia lepszej ekranizacji, gdyby miał to gdziekolwiek indziej niż w przysłowiowych czterech literach? O, słodka naiwności. A może w tym punkcie, że jego książki to największe gnioty, jakie fantasy widziało? Trzeba się cechować skrajnym brakiem wyrafinowania, aby nie dostrzec chociażby beznadziejnie kiczowatego, żałośnie patetycznego stylu, jakim pisze Paolini - czyniącego z tekstu niezamierzoną autoparodię (już pierwsze zdanie to wizytówka tego stylu: "Wiatr zawodził w ciemnościach, niosąc z sobą woń, która mogła odmienić losy świata". Tja, wiem, że w kółko je przytaczam, ale nie mam serca ani ochoty robić opracowania za każdym razem, gdy ktoś chrzani, że Paolini jest genialny. Oczywiście, mogę na życzenie takie opracowanie zrobić - chętnie poprę swoje słowa konkretami, jeśli ktoś tego zażąda). Oraz wtop językowych, merytorycznych czy stylistycznych, pod których zalewem "Eragon", podobnie jak dalsze tomy, dosłownie tonie. Niektóre ze zbudowanych przez Paoliniego figur stylistycznych chętnie ujrzałbym w charakterze językowego żartu w jakimś utworze komediowym - tyle że wszystko wskazuje, iż autor pisał te swoje wypociny na poważnie. A patetyczne zadęcie, jakim epatuje, każde domniemywać, iż wydawało mu się, że pisze epickie magnum opus tudzież drugiego Władcę Pierścieni - a nie kolejny, sztampowy utworek fantasy (taki z "motywem domyślnym" dla amatorskich pisarzyn, które zwyczajnie nie mają pomysłu na fabułę - zniszczona rodzinna wioska/domostwo, Prostaczek-Wybraniec i Przeznaczenie).
Wierzę, że wymienione książki przeczytałeś, ale w zasadzie tym gorzej dla ciebie. Gdybyś nic poza "Dziedzictwem" nie przeczytał, twoja opinia i postawa byłyby zrozumiałe. Ale kiedy najpierw czytasz książki Tolkiena, a potem kiczowaty utworek, po którym na kilometr widać, iż pisał go gówniarz - i twierdzisz, że utwory obydwu autorów są genialne... cóż, way to go. Wysmakowanie godne faceta, dla którego nie ma różnicy między burgerem z budy pod dworcem, a befsztykiem z eleganckiej restauracji.

"Nie przeginaj z tym wylizywaniem butów"

Wcale nie przeginam, facet - on na ciebie leje (gdyby nie lał, to postarałby się choć odrobinę nad dopracowaniem swoich "dzieł" - i nie ładował do nich przykładowo bzdur pokroju Rorana walącego młotkiem dwustu luda, sugerujących, że ma czytelnika za idiotę), a ty podskakujesz, klaszczesz w łapki i wołasz, że to deszcz pada.

"Oczywiscie jak znasz jakieś Twoim zdaniem świetne książki,to czekam na tytuły"

Skoro przeczytałeś WP, polecam zaliczyć jeszcze inny klasyk, którego Paolini bezczelnie sobie zawłaszczył, tj. "Ziemiomorze". A jeśli preferujesz nieco lżejszą literaturę, gdzie również byłyby smoki, to chociażby cykl Novik "Temeraire". A z rodzimych autorów - kto wie, może cykl Piekary o Mordimerze Madderdinie? Naprawdę, KAŻDA książka z gatunku fantasy jest lepsza, niż "Eragon" i inne szmiry Paoliniego. Nawet taka z cyklu Dragonlance - w tym przypadku przynajmniej widać, że pisała to osoba dorosła, a nie szczeniak. Także "Harry Potter", choć nie jest cyklem dobrym, jest od "Dziedzictwa" zdecydowanie lepszy.

ocenił(a) film na 4
Der_SpeeDer

Drogi przed mówco, twoje wypowiedzi są tak inwalidzkie że aż trudno mi to czytać. Może i jesteś dojrzałym facetem ewentualnie nastolatkiem w przedziale wiekowym 20-30 lat, który obnosi się oh ah. Tak zrozumiałem twoje wypowiedzi, jeżdżąc po Kristoferze, który swoją powieść pisał w wieku 15 lat, albo zjada cię zazdrość iż jemu udało się w tak młodym wieku napisać książkę która w krótkim czasie stała się bestselerem w literaturze młodzieżowej.

I tutaj można powiedzieć ,,Ale, to jest tylko moje zdanie, nikogo tym nie uwadziłem", tak jak najbardziej. Ale bynajmniej oczernianie książki którą prawdopodobnie się nie przeczytało, i obeszło wielkim łukiem po przeczytaniu pierwszego rozdziału nie upoważnia do wypisywania takich bredni.

Mogę Ci tylko powiedzieć, tak masz rację jest wiele innych książek które zasługują na ekranizację a się tego nie doczekają. Co nie upoważnia do krytykowania pomysłów innych.

Mi osobiście seria Dziedzictwo podobała się i lubię sobie do niej wrócić, choć na mojej liście ulubionych książek jest seria naszego wspaniałego publicysty Andrzeja Sapkowskiego ,,Wiedźmin", Andrzej Pilipiuk piękna seria ,,Oko jelenia". I kilku zagranicznych jak Trudi Canavan jej cykle "Trylogia Czarnego Maga", "Trylogia Zdrajcy" , "Era pięciorga". Dmitry Glukghovsky co prawda nie napisał książki fantasy tylko świat post apokaliptyczny ale warty uwagi sam tytuł "metro 2033" i jego uniwersa. George'a R. R. Martina i jego wspaniała saga "A Song of Ice and Fire" czyli "Pieśń Lodu i Ognia" zanim przybrało nazwę Gra o tron.
Anne Robillard jej seria o Szmaragdowych rycerzach mniej znana, Et cetera.
Chodź chętnie zasięgnąłbym po kolejną dobrą książkę. Dawno nic nie dzierżyłem w rękach tekstem pisanym. Jeżeli jesteś wstanie coś dobrego mi polecić czego nie czytałem wybiorę się do księgarni i takową pozycję zakupie do swojej biblioteczki.

P.s
I z góry przepraszam, ale naprawdę uraziła mnie twoja wypowiedź. Jeżeli jesteś prawdziwym fantazyżercą powinieneś do czego piję.


Z poważaniem.

ocenił(a) film na 4
Argeen

P.s
I z góry przepraszam, ale naprawdę uraziła mnie twoja wypowiedź. Jeżeli jesteś prawdziwym fantazyżercą powinieneś wiedzieć do czego piję.


Z poważaniem.

POPRAWKA DO MOJEGO (P.S)

Argeen

Zgadzam się. Koleś niech sie idzie leczyć na głowę,bo coś mu się pomieszało i chrzani brednie !!! ;(

ocenił(a) film na 1
Shurtugal_Eragon

Gorąco polecam, aby i tobie tak się kiedyś "pomieszało". To się nazywa "mądrzenie". A w kwestii samej literatury "rosnące wyrafinowanie gustu".

ocenił(a) film na 1
Argeen

"Drogi przed mówco, twoje wypowiedzi są tak inwalidzkie że aż trudno mi to czytać"

Oj, widzę, że komuś się gwiazdy pomyliły z ich odbiciem w stawie... To naprawdę zabawne, że inwalidztwo zarzuca mi w akcie frustracji ktoś, kto na dzień dobry raczy mnie błędem ortograficznym. A dalej wcale nie pisze lepiej.

"ewentualnie nastolatkiem w przedziale wiekowym 20-30 lat, który obnosi się oh ah"

Wooow. Ja się obnoszę... czym, niby? I jak, skoro występuję pod anonimową ksywą? Widzę, że przed napisaniem czegokolwiek myślisz dokładnie tyle, co Paolini. Czyli wcale.

"Tak zrozumiałem twoje wypowiedzi, jeżdżąc po Kristoferze, który swoją powieść pisał w wieku 15 lat"

Sam jeździłeś po Christopherze, rozumiejąc moje wypowiedzi? No cóż, czyli jest jeszcze dla ciebie nadzieja. No i widzę - już po raz n-ty - ten żałosny pseudoargument, na widok którego chwytam już po prostu za siekierę. Po pierwsze to Paolini zaczął tylko pisać swoje "dzieło" w takim wieku - jak książka wyszła, miał już dziewiętnaście lat. Ale kampania reklamowa, jak widzę, pierze mózgi jak trzeba... Po drugie młody wiek autora wcale mnie nie przekonuje, bo napotykałem w sieci autorów-amatorów w podobnym wieku, z których część pisała od Paoliniego zdecydowanie lepiej. Do tego Paolini już dawno przestał mieć "-naście" lat. Obecnie zbliża się do trzydziestki (o ile już jej nie osiągnął), a jego styl, hmm... trudno do nazywać stylem. Chris nadal pisze jak nastolatek. A utalentowany autor powinien się chyba jakoś rozwijać?

"albo zjada cię zazdrość iż jemu udało się w tak młodym wieku napisać książkę która w krótkim czasie stała się bestselerem w literaturze młodzieżowej"

Nie wiem, z czego wynika tak częste powoływanie się na wyimaginowaną zazdrość - może z prostolinijnego myślenia tych, którzy Paoliniego wielbią. Niech zgadnę - jakbym w innej sytuacji lżył jakiegoś polityka, w odpowiedzi pisałabyś jakieś brednie o tym, że niby mu zazdroszczę dochrapania się wysokiej pozycji? A jak się na mnie natkniesz, gdy akurat będę jeździł, dajmy na to, po Rolandzie Emmerichu, będziesz opowiadać jakieś głupoty, że to niby dlatego, iż mu zazdroszczę wydania iluś tam filmów? To naprawdę trzeba koniecznie czegoś komuś zazdrościć, aby żywić wobec niego słuszną pogardę? I czego ja niby mam Paoliniemu zazdrościć? Pieniędzy? Są od Paoliniego ludzie dużo bogatsi, których jakoś nie lżę, próbując znaleźć ujście dla swojej "zazdrości". Tego, że coś wydał? Autorów, którzy w gatunku fantasy coś wydali, jest bez liku (niektórzy także tego dokonali, będąc młodszymi, niż ja obecnie jestem) - jakoś się na nich z tego powodu nie wyżywam. Tego, że wydał właśnie "Eragona"? Wolne żarty... chyba bym się pod ziemię zapadł, gdyby takie "coś" zostało wydane z MOIM nazwiskiem na okładce. Talentu? Przeczytałem już wystarczająco dużo prozy Paoliniego, aby się przekonać, że talentu nie ma za grosz - jak już wspomniałem, lepsze teksty zdarzało mi się czytać w amatorskiej twórczości blogowej. Zresztą, aby się przekonać o "talencie" Paoliniego, wystarczy sobie poczytać jego podziękowania, wzmianki o mamusi poprawiającej błędy, o tatusiu pomagającym "przekuwać mętne, splątane myśli w jasne i proste zdania", o babci pomagającej mu napisać wstęp, itede. Sprowadzając to do jednego mianownika, Paolini jest tak "utalentowany", że nie napisał nawet tej książki w pełni samodzielnie, a i zapewne z wydawania nic by nie wyszło, gdyby nie fakt, że jego rodzice są właścicielami wydawnictwa, które "Eragona" wypuściło. Jeśli chodzi o ten "bestseller", to można przyjąć za pewnik, że książka nigdy nie zdobyłaby takiej popularności, gdyby nie trąbiony na lewo i prawo slogan reklamowy, że napisał ją piętnastolatek.

"Ale bynajmniej oczernianie książki którą prawdopodobnie się nie przeczytało, i obeszło wielkim łukiem po przeczytaniu pierwszego rozdziału nie upoważnia do wypisywania takich bredni"

To ty mi nie wciskaj bredni. Przeczytałem nie tylko "Eragona", ale także jego kontynuację, znaczy "Najstarszego". Jakiś czas temu - raczej dla zasady, niż z autentycznej ochoty - sięgnąłem po "Brisingra", ale nie dałem rady. A opinie na temat tej książki, wygłaszane przez ludzi mądrzejszych i lepiej od ciebie zorientowanych, wcale mnie do dalszego czytania nie zachęcały.

Jeśli przytoczenie grafomańskiego zdania, otwierającego pierwszy rozdział, z jakiegoś powodu ci nie pasuje - nie ma sprawy, mogę wybrać coś z rozdziału następnego. Czyli grafomański opis przyrody, który zapewne miał być w zamierzeniu autora epicki i poetycki:
"Niebo było czyste i ciemne. Wiał lekki wietrzyk. Znad otaczających go gór przepłynął srebrzysty obłok. Promienie ciężkiego księżyca w pełni, usadowionego między dwoma szczytami, zabarwiły krawędzie chmury na pomarańczowo. Z górskich lodowców i śnieżnych czap na wierzchołkach spływały po zboczach połyskliwe strumienie. Z dna doliny leniwie podnosiła się mgła, dość gęsta, by niemal przysłonić mu stopy".
To jest tekst na miarę Złotych Malin, Nagrody Darwina i Antynobla. Mógłbym po kolei, zdanie po zdaniu, punktować durnoty Paoliniego. Wymyślać długie złośliwości dla każdego z nich - dla wyrazu całkowitego niepanowania nad tekstem i składnią poprzez sugestię, iż góry otaczały wietrzyk. Dla kompletnie nieporadnych figur stylistycznych pokroju "ciężkiego księżyca" (co to, u diabła, ma być?). Dla przeświadczenia, iż księżyc w pełni barwi chmury na pomarańczowo. Dla ogólnej patetyczności i rozwlekłości tego opisu, który prezentuje pospolity krajobraz i pospolitą sytuację, ale jest rozpisany z takim zadęciem, jak gdyby Paoliniemu już od pierwszych stronic się wydawało, iż tworzy drugiego Władcę Pierścieni. Mógłbym to zrobić - ale szczerze mówiąc, nie chce mi się. W starciu z "talentem literackim" takiego formatu opadam z sił.
A już w następnym akapicie można dostrzec przejaw innej wielce cierpiętniczej kwestii w "dziełach" Paoliniego - jego niedouczenia tudzież pospolitego umysłowego prostactwa:
"Na plecy zarzucił usztywnioną drewnianą ramą torbę"
Czyli - Paolini bez wstydu przenosi elementy ze świata współczesnego do pseudośredniowiecznego uniwersum. W tym przypadku usztywnione torby i walizy podróżne rzuciły się na mózg. Pomysł usztywnionej drewnianą ramą torby w takich realiach, w jakich "dzieło" Paoliniego się rozgrywa, jest zwyczajnie poroniony. A dalej, w kolejnych rozdziałach, jest jeszcze lepiej - trafiamy bowiem do domostwa Garrowa... o którym nas autor przekonuje, że jest raczej ubogi. Tymczasem na jego farmie... po prostu: wow. Duży dom, do tego z podłogą (Podłoga! W CHŁOPSKIEJ CHACIE!), kryty prawdziwą dachówką. Każdy z domowników ma nawet własny pokój, pełne umeblowanie (Eragon ma nawet półeczki na jakieś kretyńskie bibeloty). Do tego obejście jest na tyle duże, że oprócz tego domu mieści się nawet osobna obora i budynek gospodarczy. Opis ten każe raczej myśleć, że mamy do czynienia z naprawdę zamożnym chłopem - ale Paolini nie jest tego świadom. Dlaczego? Bo jest głupi oraz niedouczony - i po prostu NIE WIE, w jakich warunkach ludzie wówczas żyli. Z Bromem zresztą był podobny problem - ten facet dla odmiany całą bibliotekę trzyma w swoim domu. O tym, jakie kosztowne były książki w średniowieczu i z czym się wiąże obdarowanie Broma takim księgozbiorem, Paolini też nie wie.
A może jeszcze coś z późniejszego rozdziału? Na pewnym sajcie pewien facet również celnie skwitował "kunszt" Paoliniego. Pożyczę sobie jego cytaty i komentarze, bo te ostatnie mnie po prostu zabiły (w nawiasach):
"Czekali. Na wschodzie wzeszła poranna gwiazda, niedaleko zaświergotała wiewiórka."
(Wnet umiarkowaną ciszę przerwało głośne szczeknięcie ślimaka. Słysząc to, jeden z koni zaklął szpetnie.)
"Pierwszy zamachnął się mieczem, celując w ramię [tradycja celowania jedynie w ramię obowiązuje więc nie tylko w kinie akcji klasy G]. Eragon uskoczył i zabił urgala magią."
(Następnego z kolei mieczem, a kolejnych dwóch znów magią. Opisy walki godne Sapkowskiego.)
"Eragon dostrzegł go i próbował podnieść miecz, by zablokować cios, spóźnił się jednak o sekundę. W chwili gdy pałka zbliżała się do jego głowy, wrzasnął: Saphiro! Leć!"
(...zawołał: "nie weźmiecie mnie żywcem, niecne sługusy podłego władcy!", wydał z siebie bojowy okrzyk i zakręcił mieczem młyńca nad głową, zanim błyskawiczny cios pozbawił go przytomności.)
Sto procent grafomaństwa w cukrze.

Ciekaw jestem tylko, jakaż to "ynteligentna" riposta mnie czeka. Niech zgadnę - "czepiasz się"?

"Jeżeli jesteś prawdziwym fantazyżercą powinieneś do czego piję"

Właśnie to, że jestem "fantasyżercą" (cokolwiek to oznacza) sprawia, że nienawidzę książek z cyklu "Dziedzictwo" oraz gardzę ich autorem. Za mierny poziom, jaki reprezentują te szmiry. Za stojące za nimi zakłamanie. A przede wszystkim - za szkodę, jaką wyrządza wizerunkowi fantasy. Rozmaici znawcy literatury pogardzają fantasy, uważając je za gatunek infantylny i niepoważny - a taka kupa łajna, jak "Eragon", tylko utwierdza ich w takim przekonaniu i wystawia piękne świadectwo gatunkowi. Dosłownie w każdej recenzji pochwalnej pojawia się wzmianka o tym, jakie to niesamowite, że napisał to piętnastolatek. Cóż, ja jestem w stanie w to uwierzyć, biorąc od uwagę poziom tej książki oraz język i styl, w jakim jest napisana. Za to owi znawcy myślą, że książka jest niedojrzała, bo tak ma właśnie być.

ocenił(a) film na 4
ocenił(a) film na 1
Argeen

Co, nadal za mało "kunsztu" Paoliniego pokazałem? Bo wiesz, ja tylko wybrałem parę cytatów z całej książki - naiwnie wierząc, iż dotrze, że to prezentuje całokształt stylu tego beztalencia. Ale jeśli to za mało, jeśli są aż tak zatwardziali zwolennicy tego g*wna, ja mogę dalej się tak bawić.

"Jelenie zawiodły go daleko w głąb Kośćca, łańcucha dzikich, niezbadanych gór, biegnącego wzdłuż krainy Alagaesii. O górach tych krążyły niezwykłe opowieści i pochodziło stamtąd wielu również niezwykłych ludzi"

Znaczy - ten góry są aż tak "niezbadane", że tłumy ludzi tam zamieszkiwały, a potem się przeniosły w dolinę? Bo to wynika z tego ostatniego zdania. "Niezbadane góry", akurat.

"Jeśli nie zdoła zabić łani, będzie musiał wrócić do domu z pustymi rękami. Rodzina potrzebowała mięsa - zima nadchodziła szybkimi krokami, a ich nie stać było na zakupy w Carvahall"

I jedna kulawa łania miała im wystarczyć. Krótkie muszą być te zimy...

"Eragon podniósł się i ruszył naprzód pewnym siebie krokiem przez skąpany w krwistym księżycowym blasku las"

"Krwisty księżycowy blask"... Czy naprawdę muszę to komentować? Swoją drogą, czy autor ma jakiś fetysz z tym księżycem? Najpierw pomarańczowy, potem wręcz czerwony, a pamiętam, że później rzucał dwa odcienie bieli jednocześnie...

"Na skraju polany nałożył sprawnie cięciwę, wyciągnął trzy strzały, jedną założył, dwie pozostałe chwycił w lewą dłoń. W promieniach księżyca widział około dwudziestu nieruchomych plam w miejscach, gdzie zwierzęta legły pośród trawy"

Ani chybi, albo Eraś wyhodował sobie trzecią rękę, by trzymać weń majdan (dla niekumatych - to ta zasadnicza część łuku), albo poprosił o to Świętego Tureckiego. Najwyraźniej Paolini sam nie wie, o czym pisze. Dalej - te całe "nieruchome plamy" są jak dla mnie skrajnie wydziwionym środkiem wyrazu. Skoro te plamy były samymi zwierzętami, to z jakiej mańki autor pisze o tym, że zwierzęta były "w ich miejscu"? Zresztą, to akurat drobiazg - bardziej zastanawia mnie, w jaki sposób Eraś dostrzegł jakiekolwiek plamy, skoro mgła była tak gęsta, jak autor nas niedawno zapewniał. Widocznie Paolini pamięta o tej mgle tylko wtedy, gdy jest mu wygodnie. Cóż, to tylko kolejny przejaw całkowitego niepanowania nad własnym tekstem.

"Stado śmignęło naprzód. Eragon rzucił się za nim, pędząc przez trawę. Ognisty wiatr oparzył mu policzek. Chłopiec zahamował z lekkim poślizgiem i wypuścił strzałę, celując do uciekającej łani. Chybił o palec. Strzała poleciała ze świstem w ciemność. Eragon zaklął i obrócił się gwałtownie, odruchowo nakładając kolejną"

Ten opis jest tak nieczytelny, że aż zęby bolą. Zaczyna się od "śmignięcia" stada, co którego mogła je skłonić rzeczona eksplozja. Dlaczego w takim razie Eraś "rzucił się za nim"? Jeszcze przed chwilą składał się do strzału - dlaczego zatem nagle musi do tego stada dobiegać? Bo jelenie nie mogłyby tak wstać w ułamku sekundy... Więc dlaczego w końcu "stado śmignęło"? Od eksplozji, czy od tego, że Erasia wyczuło? Nie mówiąc już o tym, że z opisu wynika, że ta cała eksplozja zwyczajnie Erasia nie obeszła - nawet się nie obejrzał (choć odruch nakazałby mu to zrobić), a choć ognisty wiatr parzy mu policzek, to jednak eksplozja w żaden sposób nie wpływa na trajektorię strzały. Naprawdę da się napisać tak durny i pozbawiony sensu fragment - oraz przeczytać go bez poczucia, że ktoś tu sobie albo robi jaja, albo próbuje obrażać inteligencję czytelnika? O takich drobiazgach jak fakt, że z łuku nie da się celować i strzelać w biegu, nie chce mi się nawet pisać.

"Za jego plecami, gdzie jeszcze przed chwilą leżały jelenie, widniał krąg osmalonych, dymiących drzew i traw"

A tu już, pardon my French, mamy burłagan totalny. Z wcześniejszego opisu - sugerującego, iż pomimo tej całej eksplozji, Eraś olał ją, by zająć się strzelaniem do kulawej łani - można wnioskować, iż rzeczona eksplozja miała miejsce gdzieś w bezpośrednim sąsiedztwie wprawdzie, ale na uboczu. Tymczasem z powyższego zdania wynika, że eksplozja miała miejsce dokładnie tam, gdzie stado jeleni leżało. Ciekawość zatem, jakim cudem cokolwiek z tego stada pozostało, skoro pośrodku niego coś wybuchło? Serio - Paolini robi sobie jaja totalne; sam nie wie, gdzie ta eksplozja miała miejsce i jak to wyglądało.

"Trawa na zewnątrz kręgu leżała płasko przy ziemi"

A co, ktoś tej trawie komendę "padnij!" wydał? Co to w ogóle ma być?

"W powietrzu unosiły się smużki dymu, niosące ze sobą woń spalenizny. Pośrodku czarnego kręgu leżał lśniący, niebieski kamień. Wśród spalenizny zaczęły się pojawiać pierwsze pasemka mgły, sięgające bezcielesnymi palcami w jego stronę"

O, matko...

"Ostrożnie zwolnił cięciwę i pomaszerował naprzód, ciągnąc za sobą blady księżycowy cień"

A nie mówiłem, że Paolini ma fetysz z tym księżycem? Ile jeszcze jego właściwości poznamy? Jaką barwę będzie miał później - sraczkowatą?

"W dotyku kamień był zimny i śliski niczym stwardniały jedwab"

I co jeszcze? Stężały jak zastały pudding? W dziedzinie bezsensownych i całkowicie nieobrazowych porównań Paolini jest mistrzem absolutnym, o czym się sam już dawno przekonałem (idiotyczne porównanie traktujące o zapaszku Lethrbraka z "Brisingr" to jeden z koncertowych jego kretynizmów).

"Eragon odkrył, że kamień fascynuje go i budzi lęk"

Piętnaście lat - hormony szaleją...

"Noszenie przy sobie kamienia niezbyt go pociągało"

...i ta młodzieńcza niestałość...

"Polana była zbyt niebezpieczna, by na niej bezpiecznie pozostać"

Przepraszam - dlaczego? Do tej pory nie raczył nas Paolini poinformować, że w tych gąszczach czai się inne niebezpieczeństwo, niż stado jeleni, które mogłyby czasem poszukać zemsty na myśliwym. Ale myślę, że nawet i im byłoby zajedno, gdzie by ten Eraś nocował - zwierzęta generalnie kierują się czym innym, niż samym wzrokiem. Jaki jest zatem sens i cel wzmianki o rzekomym niebezpieczeństwie, wynikającym z nocowania na polanie?

I to wszystko tylko w drugim rozdziale powieści Paoliniego. Jeśli to, co wskazałem, nadal nie jest dostatecznie sugestywne - nie ma sprawy, mogę pokazywać dalsze przejawy "kunsztu" autora. Zapewniam, że materiału mi nie braknie.

No, to gdzie ta "błyskotliwa" riposta - "czepiasz się"? Bo wiem, że takim matołkom się wręcz na usta ciśnie. Niestety, mnie się z kolei ciśnie na usta wyznanie, iż wcale się czepiać nie muszę - to, co tutaj pokazałem (oraz temu podobne kwiatki), momentalnie mi się rzuca w oczy przy lekturze "dzieł" Paoliniego. Wcale się nie muszę czepiać ani wysilać - jego "tfurczość" z miejsca doprowadza mnie do rozpaczy. Wielu pisarzynom-amatorom, kryjącym się także po rodzimych blogach, jakoś się ta sztuka (tzn. doprowadzenie mnie do rozpaczy) nie udaje.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Mówiąc o kullach mam na myśli zerżnięcie od ghuli. I ta wspaniałomyślność Eragona. Kull dosiadający smoka, bardzo kafkowski widok. Wiele mówi: W dzisiejszych czasach trudno wymyślić coś oryginalnego. Jeżeli tak trudno to zrobić to jak się nie umie, to lepiej jest tego nie robić. Elfy irytują mnie doszczętnie. Nie to co te w Wiedźminie. Zarówno w grze jak i w książce pokazane jest, że w rzeczywistości są podobni do ludzi, ale ukrywają to pod zasłoną dumy i pyszności w stosunku do innych istot. Choćby walka Zakonu i scoia'tael o Wyzimę. Całkowite wyrównanie stron.

ocenił(a) film na 5
Der_SpeeDer

Rozmaici znawcy literatury pogardzają fantasy - ta, na pewno będę się przejmował opinią takich "znafców". Jest to tak fatalny gatunek, że książki zarabiają po prostu śmiesznie niskie grosze ;p

Jeszcze rozumiem czepianie się Eragona, choć nie wiem czemu, bo te książki, za wyjątkiem przekombinowanej ostatniej części czyta się całkiem przyjemnie. Natomiast kompletnie nie rozumiem nagonki na Pottera, na którym wychowały się miliony osób i który ma w sobie to "coś".

użytkownik usunięty
Argeen

Paolini, żałosny naśladowca Tolkiena stworzył dziecinną serię, która zyskała sławę dzięki prostocie i śmiesznym zachowaniom głównych bohaterów. Wątek miłosny przyprawiający ośmiolatki o piski także jest godny śmiechu. Nie oczekiwałam tu niczego werterowskiego, ale nie spodziewałam się takiej szmiry rodem z Hollywood. Brak własnej oryginalności bije od Eragona, nie tylko "zapożycza nazwy od Tolkiena, ale i ze świata codziennego. Trondheim miasto w Norwegii, kulle ile to razy zabijało się takie zwierzątka w Wiedźminie i Risenie, samo zakończenie zrobione byle jak. Jak Murtagh zdobył imię imion? Skorzystał z nieuwagi Galbatorixa? No to Galbatorix naprawdę musiał kiepsko strzec sekretu. Oczekiwałam jakiegoś powiązania różnych faktów co dałoby zaskakujący końcowy efekt. I te elfy, no naprawdę istoty doskonałe. Z sarkazmem przyznaję, iż pełna podziwu jestem do tych idealnych wersji ludzi. Piękne, mądre, biegłe w walce, świetne w magii i w rzemiosłach. Szkoda, że kopulacja im kiepsko idzie, bo zaprawdę rządziłyby światem gdyby nie to. Porównanie Eragona do LOTR'a jest jak mówienie: Tomb Raider lepszy od Far Cry'a 3. Tomb Raider to jedna wielka zżyna. Grywalna, bo Lara Croft ma godny pozazdroszczenia biust, na który wiele jest ujęć. Jeżeli ktoś chce więcej porównań proszę śmiało prosić.

Der_SpeeDer

Widzę,że lubisz mieć ostatnie zdanie - niech i tak będzie ;)
Oczywiście zgadzam się,że to nieprawiedliwe,iż jest wiele świetnych powieści,które nie doczekały się ekranizacj albo nawet wydania - takie jest niestety niesprawiedliwe życie - codziennie się o tym przekonuję ;( Z pewnością Paolini miał dużo łatwiej z wydaniem książki,bo jego rodzice mieli wydawnictwo,ale to i tak nie zmienia mojego zdania o nim i i jego powieści oraz o HP !!!
Skoro obrażasz jego,to tylko świadczy kiepsko o Tobie ;(
Nie mam zamiaru marnować swojego cennego czasu na jałowe konwersacje z Tobą,bo one do niczego nie doprowadzą - pozdrawaim i życzę nabrania większego szacunku do ludzi ;)

ocenił(a) film na 1
Shurtugal_Eragon

"ale to i tak nie zmienia mojego zdania o nim i i jego powieści oraz o HP !!!"

A mówili mi, że tylko krowa nie zmienia swoich poglądów...

"Skoro obrażasz jego"

Gdzie ja go niby obrażam?

ocenił(a) film na 1
Der_SpeeDer

Skoro nie wiesz, gdzie go obrażasz, to proponuje zakup okularów. Każdy ma swój styl pisania, Paolini ma własny, czyli taki, gdzie książkę się czyta lekko i przyjemnie. Stoi u mnie na wysokim miejscu ulubionych książek, wyprzedza ją tylko Władca pierścieni oraz wszystkie książki Ricka Riordana. Proponuje napisać pare sensownych komentarzy, zamiast bez sensownie się rozpisywać, ponieważ nikomu nie chce sie czytać wypocin człowieka, który zazdrości sukcesu chłopakowi, który ma wielki talent.

ocenił(a) film na 1
BlakJoint

Wiesz, nie chce mi się nawet odpisywać na twój tekst, który składa się tylko z bzdur na bzdurach. Parę sensownych komentarzy już napisałem - jeśli tego nie widzisz, proponuję zakup okularów.

"Każdy ma swój styl pisania"

Już widzę, jak się pani od polskiego tłumaczysz z błędu ortograficznego w ten sposób, że "masz własny styl ortografii".

ocenił(a) film na 1
Der_SpeeDer

Rozumiem, że nie masz argumentów, więc czepiasz się wszystkiego, nawet wyimaginowanego błędu ortograficznego. Wyjaśnij prosze, gdzie go widzisz?

ocenił(a) film na 1
BlakJoint

Ech... naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?

"Rozumiem, że nie masz argumentów"

Powyżej przedstawiłem ich całe mnóstwo, zwłaszcza w odpowiedzi na posty Argeen. Ale jeśli to wciąż za mało, mogę jeszcze specjalnie dla ciebie pokazywać konkretnie, jakiż to "talent" ma Paolini i jakim "lekkim" językiem pisze.



"Następnego ranka słońce wzeszło w orszaku wspaniałych złocistoróżowych łun, rozświetlających niebo"

Komentarz: bez komentarza. Nadęty, kiczowaty patos sięga w tym zdaniu szczytu. Brakuje tylko wciśniętego na chama frazesu o "losach świata".
Albo, jak to ktoś inny mi znany powiedział: "Łuny dęły w trąby, waliły w bębny i trzymały misternie wykonany baldachim. Ach, cuda, cuda!".

"Stary zwierzęcy szlak był niezbyt wyraźny, miejscami zupełnie znikał. Ponieważ wydeptały go zwierzęta, często skręcał, lawirował i zataczał pętle"

Wydeptały go, pewność, pijane stada łosi. Tu zresztą dla odmiany Paolini się zdradza, że nigdy w życiu lasu na własne oczy nie widział. Albo coś tam, gdzieś widział, ale też nieuważnie. Zwierzęta - pomijając oczywiście jakieś szczególne przypadki, np. gdy przez dany obszar prowadzi jedna jedyna droga - nie wydeptują ścieżek. Chodzą, generalnie rzecz biorąc, zbyt nieregularnie - ścieżka zostaje wydeptana wtedy, gdy wiele osobników dokładnie tą samą drogą podąża. A nawet gdyby zwierzęta wydeptywały jakieś ścieżki - patrz powyżej. Już widzę rzeczone stado łosi, jak idą gęsiego, slalomem między drzewami, gęsiego robią te pętle... obrazek jak ze snu ćpuna. A dla Paoliniego coś takiego jest najwyraźniej czymś normalnym...

"Zdawało się, że nad górskim łańcuchem na zawsze zawisła aura nieszczęścia, bólu i cierpienia. Choć drzewa sięgały tu wysoko, a niebo jaśniało nad głowami, tylko nieliczni mogli pozostać w Kośćcu dłużej bez groźnych wypadków. Eragon należał do tej grupki. Nie sprawił tego jakiś szczególny dar, lecz nieustanna czujność i dobry refleks".

Po kolei... po pierwsze, to właściwie skąd tyle tych dyrdymałów wokół Kośćca? Do tej pory autor męczy mnie tylko jakimiś górnolotnymi sloganami - w żaden sposób nie próbuje mnie przekonać, że owe góry są faktycznie takie niebezpieczne. Nawet wtedy, gdy ma już opisać, na przykładzie Erasia, jakieś niebezpieczeństwo, sprawę zbywa totalnymi ogólnikami. Po co w ogóle dygresja na temat tych gór, skoro autor i tak nie ma zamiaru powiedzieć nic konkretnego, poza jakimiś wydumanymi bzdurami o "aurze czegośtam". Zastanawiam się też, jaki jest związek pomiędzy wysokimi drzewami tudzież widocznym niebem, a grożącym w lesie niebezpieczeństwem. Cóż, pewnie sam autor takiego związku nie zna - pisze po prostu byle co, nie oglądając się na sens czy logikę. Tak on ma już w zwyczaju.

"Za każdym razem, gdy zdawało mu się, że poznał już wszystkie ich sekrety, zdarzało się coś, co dobitnie pokazywało, jak bardzo się myli - choćby pojawienie się kamienia"

A cała lawina - to by był dopiero dobitny argument. Serio... jaki jest związek... nie, już mi się nawet nie chce.

"Eragon rozbił obóz w zaroślach obok jaru. Przed zaśnięciem długo wpatrywał się we wschodzący księżyc"

Cytuję to nie dlatego, że zdanie jest koszmarne stylistycznie czy coś tam... Ale po prostu widzę, że fetysz Paoliniego z księżycem nie mija.
A teraz pytanie za sto punktów - po cholerę był nam cały ten fragment? Od początku rozdziału do teraz? Nie wnosi on kompletnie nic do fabuły i jest pełen jakichś totalnych banałów, które ciężko czytać. To ma być ten "lekki styl" Paoliniego? Pisanie kawałków, które biorą się z przysłowiowej d**y i tam też powracają? Widzę wielki "talent" tudzież znajomość podstaw narracji!

"Gdy tam dotarł, zapadał już zmierzch, gasząc otaczające go kształty i kolory i zamieniając świat w masę szarości"

Jeszcze jeden taki kwiatek stylistyczny, a zgniotę kartkę jak pewną inną masę szarości...

"Poza Therinsfordem Carvahall był jedynym miasteczkiem w dolinie Palancar, leżącym na odludziu wśród surowych, pięknych ziem. Odwiedzało je niewielu podróżnych, oprócz kupców i myśliwych"

Zero turystów? A to pech.

"Domy zbudowano z solidnych bali i wykończono niskimi dachami - niektóre przykryto dachówką, inne strzechą. Z kominów ulatywał dym o woni palonego drewna. Na dużych werandach gromadzili się ludzie, rozmawiali i dobijali targów"

Szczerze mówiąc, łapki mi tutaj zwyczajnie opowiadają. Nie wiem, od czego zacząć... może od tego, że ów opis bynajmniej (TAK się tego słowa używa, panie założycielu tematu) nie pasuje, ni cholery, do średniowiecznych osiedli? Wygląda to raczej, jak gdyby Paolini znowu przenosił współczesne osiedla do takiego świata - stąd mamy chłopskie domy kryte dachówką oraz (o, zgrozo) werandy. A całość zostaje "miasteczkiem" nazwana - ciekawość, co to takiego, w takim razie, skoro miasta w średniowieczu były generalnie skupiskami dość ciasno usytuowanych budynków, otoczonymi murem? Tyle że w Carvahall mamy ewidentnie zabudowę wiejską... Można by to na upartego potraktować jako gród warowny, ale znów - takie grody otaczano murem.

"Tymczasem kobiety krzątały się i wędrowały po miasteczku, zbierając mężów, upominając, że siedzą do późna"

Znaczy - jak grzyby zbierały tych mężów? Tego za włosy, tego za portki, tego za kołnierz?

"Podłogę pokrywała słoma. Wszystko było niezwykle czyste, jakby właściciel cały wolny czas spędzał na dłubaniu w nawet najwęższych szczelinach w poszukiwaniu choćby drobinki brudu"

Pomijając fakt, że w normalnej chłopskiej chacie nie było czegoś takiego, jak podłoga - doprawdy, czego to się nie robi w obawie przed Sanepidem. Nie chce mi się nawet tłumaczyć, jak bardzo ten obrazek nie pasuje do takiego właśnie sioła, do takiego... a, zresztą - co sobie jęzor będę strzępił, cały ten opis i tak nie ma żadnego znaczenia dla fabuły.

"- No proszę, potężny myśliwy powraca w szeregi śmiertelników"

O... mój... Boże. Czy to naprawdę takie trudne, żeby pisać po prostu NORMALNYM, zwykłym językiem? Bez kretyńskiego patosu, bez wydumanego słownictwa i grafomańskich środków stylistycznych, bez jakichś debilnych, górnolotnych kwestii, wtykanych w usta nawet prostakom z zapadłej wsi?
Dla Paoliniego, jak widać, tak. To ma być niby ten lekki i prosty styl, jakim pisze?

"- Nic - przyznał krótko Eragon. Nigdy nie lubił Sloana. Rzeźnik zawsze traktował go z pogardą, jak kogoś nieczystego"

Biorąc pod uwagę, że niemyty od paru dni chłopak włazi do wyjałowionej wręcz izby - to nawet pasuje. A tak na marginesie... Serio - rzeźnik? W takiej zapadłej wsi (pozwolę sobie nie używać określenia "miasteczko" - bo w realiach, w jakich rozgrywa się "Eragon", takie coś, w opisanej przez Paoliniego postaci, po prostu nie występowało), gdzieś na końcu świata? Zaraz się okaże, że jest tu także złotnik. Nie mówiąc już o tym, że obraz tego rzeźnika jest najzwyczajniej w świecie stereotypowy - zakrwawiony fartuch, cała kolekcja noży, które wszędzie ze sobą nosi nie wiadomo, po co. Obrazek jak ze sztampowego slashera.

"- Nie mogę czekać do jutra, Sloanie. Ale nie stracisz na tym, wierz mi. Znalazłem coś, czym mógłbym zapłacić. - Dramatycznym gestem wyciągnął z torby kamień i położył go delikatnie na posiekanej ladzie."

<skądś zza kurtyny słyszymy brawa i łkanie co wrażliwszych niewiast>
Doprawdy, dramatyzmu zawartego w tym zwykłym geście wystarczyłoby dla całej tej żałosnej tetralogii.

"- Niewątpliwie - powiedział Sloan z przesadną cierpliwością"

Szczerze mówiąc, tu już po prostu nie wiem, jak to skomentować. Bo ni cholery nie umiem sobie wyobrazić, na czym polega "przesadna cierpliwość", zwłaszcza w tej sytuacji. Mam wrażenie, że to kolejna z wielu sytuacji, kiedy Paolini czuje żądzę wrzucania całkowicie losowych określeń, byleby tylko coś napisać.

"Kupcy stanowili wędrowną grupę handlarzy, bajarzy i trefnisiów, którzy odwiedzali Carvahall każdej zimy. Kupowali wszelkie towary, oferowane przez wieśniaków i miejscowych rolników, i sprzedawali to, co trzeba, by przeżyć kolejny rok: ziarno, zwierzęta, tkaniny, sól i cukier"

Tu problemem nie jest styl, tylko pospolita głupota Paoliniego. Ten fragment jest zły na tak wiele sposobów, że nie wiem nawet, jak go ugryźć. Raz, że informowanie czytelnika, iż kupcy to byli handlarze, przypomina mi umieszczanie w książce adnotacji, iż rower to dwukołowy pojazd napędzany siłą mięśni. Doprawdy... sam bym nigdy na to nie wpadł. Kupcy to wędrowna grupa handlarzy - Nobla Paoliniemu dać, ot co! Jeśli chodzi o bajarzy i trefnisiów (zresztą, Paolini zdaje się nawet nie rozumieć tego drugiego słowa, bo używa go cokolwiek nieprawidłowo), to tu z kolei nie wiem, co pozwala zakwalifikować ich do kupców - tak więc tu mamy bzdurę jakby z przeciwnego bieguna. Dalej - Paolini twierdzi, że wieśniacy i rolnicy kupowali ziarno od przyjezdnych kupców, co jest koncertowym wręcz kretynizmem. Ależ oczywiście - chociaż sami je uprawiali (i zawsze odkładali ileś tam tego ziarna na zasiew. Tak przynajmniej się działo i nadal dzieje w rzeczywistym świecie - ale Paolini jest zbyt głupi i zbyt niedouczony, aby takie rzeczy wiedzieć), musieli je od kogoś kupować. Brzmi sensownie! Zastanawiam się też, w jaki sposób cukier i tkaniny pozwalały chłopom przeżyć kolejny rok. A już w szczególności zastanawia mnie, dlaczego właściwie spora grupa wędrownych kupców i nie tylko kupców wybierała się z towarem do zapadłej wsi, zamieszkałej przez raczej ubogich chłopów. Ani chybi, to potężny rynek zbytu, klienci walą drzwiami i oknami, a pieniądze leżą na... tym, co jest we wsi zamiast ulicy. I co oni niby od tych wieśniaków kupowali?
Paolini to pospolity debil, bez pomyślunku, bez wiedzy i bez elementarnego wykształcenia - po prostu.

"Eragon jednak nie chciał czekać aż do ich przyjazdu. Mogło to potrwać jakiś czas, a rodzina potrzebowała mięsa natychmiast"

DLA-CZE-GO?

"- Wynoś się! - rzucił ostro Sloan, odpychając kamień. Odskoczył wściekle na koniec lady i zaczął ścierać z noża zeschnięte plamy krwi"

Hę? To trochę nie pasuje do obrazu bakteriofoba, jaki nam usiłował jeszcze parę akapitów temu przedstawić Paolini. Tamten opis był tylko nastrojem chwili? Tak pytam, bo zastanawiam się, jaki jest właściwie cel tej wzmianki o nożu.

"- Cisza - polecił Horst gromkim głosem. Z trzaskiem rozprostował palce"

A co to ma być - Lady Deathstrike?

"Był kowalem, świadczył o tym potężny kark i przypalony skórzany fartuch. Podwinięte do łokci rękawy odsłaniały muskularne ręce. Pod koszulą było widać włochatą, umięśnioną pierś"

Radzę już teraz zwrócić uwagę na te opisy włochatych męskich piersi - to kolejne, do czego autor żywi mocno podejrzaną słabość...
Swoją drogą - jak rzeźnik w świecie Paoliniego wszędzie chodzi w zakrwawionym fartuchu, tak kowal wszędzie chodzi z fartuchem skórzanym, jak Tenautomatiks w Asteriksie. Te wszystkie drobne, ale aż nadto dostrzegalne szczególiki tylko powiększają wrażenie, że świat jest tutaj papierowy i niedojrzały.

"Eragon obserwował to wszystko z aprobatą, nie śmiał się jednak wtrącać"

A tu, mówiąc szczerze, sam nie wiem, kto zawinił. Tłumacz? Czy może autor.

"Nagle Eragon przypomniał sobie, co powiedział kuzyn, gdy wyruszał na łowy - Roran chciał, żebym przekazał Katrinie wiadomość, ale nie mogę."

Podsumujmy - Eraś wybiera się na polowanie, mające trwać kilka dni. Zrozumiałe, że przez ten czas nie będzie go w wiosce, a tym samym nie będzie miał możliwości komukolwiek coś przekazywać. I Roran sobie umyślił, że w takiej sytuacji poprosi go o przekazanie czegoś swojej dziewczynie? Dużo rozsądniejsze byłoby, żeby sam do niej polazł, ale nie dla Paoliniego. Zresztą, cały ten fragment to tylko kolejne, co pokazuje, jak Paolini pisał tego swojego gniota - bez myślenia, bez zastanawiania się, bez dbałości o sens, po prostu tak, aby walić bez wahania to, co akurat do łba w danej chwili strzeli. Oczywiście, coś tam po chwili przebąkuje, że Roran ma "przyjechać tu", ale już z następnego rozdziału wynika, że Roran siedzi po prostu w domu. Więc, jak to mówią anglosasi - "hell if I know".

"Miasteczko skończyło się nagle, Eragon pozostawił za sobą jego ciepłe światła"

Ależ oczywiście. Najpierw miasteczko jest, ale metr dalej - już nie ma. Jak nożem.

"Perłowy księżyc wyjrzał zza gór, zalewając ziemię upiornym mlecznym blaskiem"

Wszystkie kolory księżyca...

"Dom miał dach kryty dachówką i ceglany komin. Okapy sterczące nad bielonymi ścianami rzucały cień na ziemię w dole"

Normalnie... dom przeciętnego, ubogiego chłopa, jak malowany. Już się na ten temat wcześniej produkowałem, nie chce mi się powtarzać.

"Niewielka okiennica trzasnęła cicho i drzwi otwarły się szeroko"

Albowiem drzwi otwierał mechanizm ukryty w okiennicy, zapewne. Czasami się zastanawiam, czy Paolini w ogóle przeczytał własny tekst, czy nawet tym sobie leniwej d**y nie zawracał.

"Wyglądał jak człowiek, którego częściowo zmumifikowano, nim odkryto, że wciąż jeszcze żyje"

Mój ty Mistrzu Literackich Porównań...

"-Roran śpi - odparł na nieme pytanie Eragona.
Latarnia migotała na drewnianym stole, tak starym, że włókna drewna sterczały z powierzchni niczym olbrzymi odcisk palca"

Hold it, hold it - czy coś przegapiłem? Czy może Eraś się wziął i teleportował? W jednej chwili stoi przed wejściem do domu, nawet do sieni nie zdążył wkroczyć, a już w następnej linijce stół i jakaś "latarnia" na nim stojąca.

"Podłogę wyłożono deskami, wypolerowanymi do połysku setkami tysięcy kroków"

Polerowali ją jedwabnymi skarpetkami.

"Jego wychudzona twarz przybrała jeszcze bardziej zachłanny wyraz".

O ile mnie pamięć nie myli, parę linijek temu twarz Garrowa była "pobladła z gniewu". Zapewne to określenie zawiera pierwiastek znaczeniowy "zachłanna", skoro już niedługo przybiera "jeszcze bardziej zachłanny" wyraz. Cóż, to tylko n-ty z kolei przypadek, gdy Paolini dobiera epitety zupełnie losowo, bez zastanowienia.

"Eragon, potykając się, pomaszerował do swej izby, wepchnął kamień pod łóżko i runął na siennik. Dom. Po raz pierwszy od rozpoczęcia polowania odprężył się całkowicie, pozwalając, by zawładnął nim sen"

Znaczy - w domu polowanie toczyło się nadal?

Na deser może jeszcze jeden kwiatek z rozdziału następnego. Bo czyjś dosadny komentarz tego kwiatka, który pozwolę sobie zacytować, po prostu mnie zabił.

"Chłopak potarł oczy i usiadł na skraju łóżka. Pod stopami czuł chłodne sosnowe deski. Wyprostował obolałe nogi i pomasował ramiona. Ziewnął"

... pierdnął, podrapał się po tyłku, a potem wyszedł na zewnątrz się odlać. Jeszcze potrzeba szczegółów?



No, to gdzie jest ta najbardziej tępa z tępych riposta "czepiasz się"? Wiem, że prędzej czy później padnie - a ty pokazałeś już, że jesteś dostatecznie głupi, by jej użyć. Pokazałeś, że jesteś głupi, kiedy zdradziłeś swoją niezdolność do zrozumienia teoretyki sytuacji - i sobie ubzdurałeś, że naprawdę zarzuciłem ci błąd ortograficzny. Różnych debili w sieci spotykałem, ale ty zaliczasz się do najgorszych. Nie oczekuję nawet, że zrozumiesz którykolwiek z powyższych komentarzy, ale spróbować zawsze można.

ocenił(a) film na 1
Der_SpeeDer

Prosiłem o argumenty, a nie o komentarze o zdaniach wyjętych z kontekstu.

ocenił(a) film na 1
BlakJoint

Chłopczyku, ja ci tylko pokazuję, jak to Paolini "potrafi" pisać. Wrażenia jak z lektury dowolnego amatorskiego opowiadania, które można znaleźć w sieci. I on całą książkę w ten sposób pisze - sili się na idiotyczny patos (ten orszak, co to w nim słońce wschodzi, ten potężny myśliwy powracający w szeregi śmiertelników i tony innych kwiatków), stosuje iście grafomańskie środki stylistyczne (te nieporadne porównania albo sytuacje, gdy pisze coś całkiem sprzecznego - tutaj np. perłowy księżyc, co mleczny blask rzuca - i nawet tego nie zauważa), wrzuca czasami całkiem losowe określenia, jak gdyby po prostu nie wiedział, co w danej chwili napisać (i chyba właśnie tak jest), a czasami nawet jakieś kompletne idiotyzmy z kosmosu, pokroju palców, co to trzaskają przy prostowaniu jak u Lady Deathstrike. Tudzież zdradza swoją głupotę, pisząc o wydeptanych przez zwierzęta ścieżkach zataczających pętle, o chłopskich chatach z dachówkami, podłogą i werandami, o tabunach kupców, którzy oczekują, że sprzedadzą mnóstwo towaru w zapadłej wsi i pośród tego towaru oferują chłopom ziarno - jak gdyby sami go mnóstwa nie mieli i nie odkładali na zasiew.
Po prostu: PAOLINI. NIE. UMIE. PISAĆ. Wystarczy ci to jako argument? Czy może będziesz tępo twierdził, że to jakieś pojedyncze drobiazgi z pojedynczego rozdziału? Bo wiesz, ja w takim układzie mogę pokazywać kwiatki w kolejnych rozdziałach. Jak już mówiłem - on całą książkę w taki sposób pisze. Znaczy niedojrzały i nieumiejętny.

Co jeszcze jest beznadziejne? Może sam "background" tego świata, który sprowadza się do durnowatej historyjki niejakiego Galbatroniksa (moja wersja imienia brzmi chyba odrobinę mniej festyniarsko), co to zebrał se dwunastu innych frustratów i w ten sposób rozgromił resztę świata? Jak Lucas stworzył historię dojścia do władzy Palpatine'a i upadku Jedi, to wymyślił przynajmniej jakąś intrygę, która na to pozwoliła. Gdyby scenariusz do Star Wars pisał Paolini, Palpatine rzuciłby się na rympał na całą galaktykę i w ten nierealny sposób wygrał. Zresztą, Paolini zdaje sobie chyba sprawę, że jego bajeczka nie ma rąk ani nóg, bo zwyczajnie nie wdaje się w szczegóły - pisze mętnie o jakichś bitwach (chociaż nie wiadomo, kto z kim miał się bić, skoro Galbatroniks nie miał żadnej armii), no i jeszcze o pojedynku z Vraelem - co wskazuje, iż nie postało mu w pustej główce, iż Jeźdźców było trochę za dużo, aby grzecznie stali w kolejce i walczyli z nim pojedynczo.

Może beznadziejne jest jeszcze to, że pan Paolini tak naprawdę zrzyna na żywca, co się tylko da? Myślę, że potomkowie Tolkiena mogliby go spokojnie do sądu pozwać za bezprawne wykorzystywanie nazw ze Śródziemia. Owszem, w niektórych przypadkach postanowił je nieco poprzekręcać, stąd mamy na przykład Beirland (ależ nie, wcale nie kojarzy się z Beleriandem), ale gdzie indziej... Melian?

A może ten beznadziejny system magii? Sam w sobie jest wyraźnie "inspirowany" tym, co znamy z "Ziemomorza", tzn. cała nauka magii opiera się na poznawaniu "prawdziwych imion" poszczególnych rzeczy, jest też i "pradawna mowa, w której nie da się skłamać" - gorzej, że Paolini postanowił ów koncept nie tylko wykorzystać, ale przy okazji zbrukać. Przez to nie tylko całą magię sprowadził tak naprawdę do walki z gramatyką zdań (co jest jedną z przyczyn, które sprawiają, że cała magia w światku Paoliniego jest wyzuta z mistycyzmu - nie jest jakąś nieprzewidywalną, nieznaną siłą, zawsze działa zgodnie z oczekiwaniami i tak, jak ktoś zaplanował), ale wymyślił, że tak naprawdę nie ma żadnych granic tego, czego można sobie zażyczyć. To znaczy owszem, coś tam Paolini kombinuje z zasadą zachowania energii (po wypowiedzeniu zaklęcia jest się tak zmęczonym, jak gdyby się fizycznie wykonało daną czynność), ale gdzie Newtonowska fizyka się nie stosuje, to hulaj dusza. Do tego okazuje się, że w świecie Paoliniego każdy może sobie z łatwością nadać supermoce (Elva) - ciekawe zatem, czemu całe mnóstwo osób nie zażyczyło sobie mieć supermoce, czemu się tak trudzą codzienną... wystarczy. Paoliniemu się myśleć nie chciało - więc wolał załatwić sprawę łopatologicznie. Jak wszystko w swoim świecie.

Beznadziejny jest też tak naprawdę cały wątek Rorana, który króluje wręcz pod względem głupoty i prymitywizmu - aż mi się wierzyć nie chce, że mogłaby to napisać zdrowa psychicznie i dojrzała osoba. A już z pewnością nie są dojrzali ci, którym się to podoba. Żeby tak wymienić w skrócie:
- Roran, który w pojedynkę albo do spółki ze Sloanem załatwia jak przedszkolaki zawodowych żołnierzy, atakujących Carvahall
- Patetyczna, górnolotna przemowa Rorana, która jakimś cudem skłania całą wieś do odejścia (brakuje tylko w tej scenie, żeby chmury się rozstąpiły i zagrzmiał głos Paoliniego: "to jest moja postać ulubiona. Idźcie za nim, bo tak mam w planie powieści")
- Roran zabijający dwustu zbrojnych poprzez machanie młotkiem na lewo i prawo, jak nadchodzą, a potem robiący sobie okopy z ich ciał
- Roran dostający pięćdziesiąt batów (za czym stała zresztą kretyńska logika - a raczej brak logiki - Nasuady), a zaraz potem jadący sobie na nową misję, jakby nigdy nic
- Pyskówka Rorana na przywódczynię rebelii (sic), którą skłania ją do odwołania Eragona z misji
- Sam powód tej pyskówki, czyli fakt, że domaga się (sic) natychmiastowego ślubu z Katriną, bo zrobił jej dziecko (o tym, skąd w tym świecie wzięła się koncepcja wstrzemięźliwości przedmałżeńskiej i pruderii, autor oczywiście nie raczył nas poinformować)
- Ogólna "zajefajność" tej postaci, biorąca się z przysłowiowej d**y. Z d**y nauczył się walczyć, z d**y nauczył się przewodzić, z d**y nauczył się nawet taktyki (w pewnej bitwie dzięki swemu wspaniałemu dowodzeniu pokonuje silniejszego wroga)... Cholerna Mary Sue w najgorszym wydaniu.

Poza tym beznadziejne są także:
- Łopatologiczny obraz świata i podział geograficzny (na północy wszędzie wielka puszcza, na południu wszędzie wielkie góry - ot, widać wyraźny, toporny podział na sektory, zero finezji)
- Cała ta "prawdawna mowa", czyli głównie przeróbki wyrazów z ojczystego języka Paoliniego (stąd mamy takie kwiatki jak tych całych "Śtlaźników" - bo Paolini sobie uzbzdurał, że jak podmieni literkę "w" na "v" w słowie "warden", to od razu wyjdzie z tego termin z jakiejś pradawnej mowy)
- Sam główny bohater, którego Paolini postanowił mianować zbawcą świata, ale jednocześnie kreuje go na kompletnego idiotę, zdradzającego nawet niekiedy zaburzenia natury psychicznej (vide jego zachowanie w rozdziale "Dar Losu")
- Idiotyczne, wysilone udziwnienia świata typu siedmiopalczaste krasnoludy czy włochate elfy. Albo na przykład te narośle, co to je sobie Eraś na rękach zrobił, by przebijać się nimi przez tarcze (a taki był rozwlekły ich opis, jak gdyby Paolini myślał, że doda im to realizmu)
- Notoryczny brak logiki w wydarzeniach i postępowaniach bohaterów (o bzdurnym backgroundzie świata już wspomnieliśmy, warto jeszcze wspomnieć przykładowo o rozdziale "Przebudzenie", który składa się z bzdur na bzdurze: Eraś wykrada ze spiżarni mięso dla smoka, ale oczywiście nikt tego nie zauważa, znika na całe godziny, ale nikt nic nie podejrzewa, wszystko się dzieje bez logiki i bez sensu, byleby tylko sekrecik Erasia się nie wydał)
- Siermiężność narracji, przejawiająca się w ciągotach autora do pisania fragmentów, które nie pełnią żadnej funkcji w tekście i nie popychają fabuły naprzód (czasem nawet całe rozdziały są zbędne - vide "Dar Losu", który jedyne, co tak naprawdę wnosi, to samo wyklucie się Saphiry. Przy czym samo owo wykluwanie jest opisane tak rozwlekle, jak to tylko możliwe, a cała reszta rozdziału - wygłupy Erasia z młotkami czy też sceny z Saphirą wiercącą się w jaju - to pospolite grafomaństwo, pisanie bez sensu i bez potrzeby, byleby tylko napisać cokolwiek)

Mam wymieniać dalej? Bo ja tak mogę cały dzień.



Książki Paoliniego są głupie, niedojrzałe, fatalnie napisane, z koślawą narracją, topornymi bohaterami i stosami idiotyzmów, które tylko piętrzą się z każdym kolejnym tomem. Za każdym razem, kiedy wydaje się, że głupiej już być nie może, Paolini udowadnia, że jak najbardziej może. Do tego pisze je w sposób siermiężny, a od "Brisingra" poczynając, bije rekordy w pisaniu o niczym. To nadal za mało powodów, aby do twojej główki dotarło, jakie te książki są beznadziejne? Przy czym nie muszę nawet tych wszystkich powodów wymieniać, bo te książki kładzie tak naprawdę jedno - to, że on NIE UMIE PISAĆ, czemu wyraz daję poprzez przytaczanie kolejnych kwiatków z jego książek, o które czytelnik dosłownie się potyka podczas lektury?

ocenił(a) film na 1
Der_SpeeDer

Twoje zdanie to tylko i wyłącznie twoje zdanie. Gdyby była taka zła jak ty ją opisujesz, nikt nie zechciałby ją wydać. Zdaje mi się, że ty czytasz książki bez zrozumienia po to aby tylko przeczytać. Książką trzeba się delektować jak dobrym winem, a nie wziąść, przelecieć wzrokiem i odłożyć. Tak Ciebie ta niechęć do Paoliniego zaślepiła ( chyba z zazdrości, ponieważ odniósł sukces, a ty nie), że nie widzisz dobrych stron tej książki. Skoro nie lubisz patosu, to rozumiem, że Władce Pierścieni czytałes z wielką chęcią?

BlakJoint

I jak do ściany. @Der_SpeeDer, założyłem konto na filmwebie tylko po to żeby Ci podziękować za poświęcenie swego czasu na walkę z wiatrakami, bo dawno się tak nie uśmiałem :) Dzięki!

ocenił(a) film na 4
BlakJoint

Dlatego mój ostatni wpis zakończył się "....."

Szkoda marnować na niego czas, jego retoryka i zarozumiałość przebija tu wszystko. Mam porostu takie dziwne wrażenie że walczy sam ze sobą i swoją mniejszością, próbując w swoich wypowiedziach pokazać wyższość nad tekstem pisanym ale i tutaj przegrywa. Szkoda czasu na takich jak on.

HAVE A NICE DAY.

ocenił(a) film na 1
Argeen

Jakośc a nie ilość się liczy.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 1
Argeen

"jego retoryka i zarozumiałość przebija tu wszystko"

Zapytałbym, co ma wspólnego przykładowo brak logiki w książkach Paoliniego z moim rzekomym zarozumialstwem, ale wiem, że odpowiedzi (racjonalnej odpowiedzi, w każdym razie) nie otrzymam. Fanboyizm niektórych fanów Paoliniego przebija wszystko.

"próbując w swoich wypowiedziach pokazać wyższość nad tekstem pisanym"

Widzę, że zaraziłeś się od Paoliniego ciągotami do pisania totalnego bełkotu. Co to w ogóle ma być? O czym ty bredzisz?



"Jakośc a nie ilość się liczy"

Polecam zadedykować to Paoliniemu - tak odnośnie tego, że rozwlókł ostatni tom do tego stopnia, że z jednego zrobiły się dwa (a w każdym praktycznie nic się nie dzieje).



Cóż, to wszystko zasługuje na krótki, acz treściwy komentarz, który Irmao raczył już wyrazić - "i jak do ściany".

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
Der_SpeeDer

Może zamiast czytać Paoliniego warto by obejrzeć Pasoliniego? Pytanie retoryczne, rzecz jasna.

ocenił(a) film na 1
Ragtime

Ja tam wolę posłuchać Paganiniego.

Der_SpeeDer

Szkoda ze w twoim przypadku "wyrafinowany gust " nie przekłada się na kulturę osobistą. Jesteś najlepszym dowodem na to że czytanie samo w sobie nie uczyni z chama osoby kulturalnej.

ocenił(a) film na 1
Hadrian1988

Tylko jeśli jestem w sieci i kieruję swoje wypowiedzi do liter na ekranie - moralne opory są wtedy nieporównywalnie mniejsze, niż w sytuacji, gdy mówię komuś w twarz.

Poza tym, nigdy i nigdzie nie twierdziłem, że mam wyrafinowany gust. Stwierdziłem tylko, iż jest on najwyraźniej bardziej wyrafinowany, niż u ludzi wielbiących wypociny Paoliniego. Ale samo to nie przesądza o jakimś wyrafinowanym guście samym w sobie - podobnie jak nie przesądza o mądrości sam fakt, że ktoś ma więcej rozumu, niż stadionowi troglodyci.

Der_SpeeDer

Jestem właśnie w trakcie czytania serii Dziedzictwo. Ponownie.
Lubię całą serię i nie twierdzę, że jest kompletnym gniotem bo bardzo fajnie mi się przy niej "odmóżdża" ale nie uważam też by była przykładem wielkiego talentu. Tekst ma potencjał, szkoda, że niewykorzystany. Przyczepić można się właściwie do każdej książki, jeśli tylko znajdzie się chwilę by poddać w rozważania jej fragmenty. Tolkien też nie pisał wspaniale a jego opisy świata są przeraźliwie nudne, nie wspominając już o fabule opierającej się na historii dwóch małych ludzików idących wrzucić obrączkę do wielkiego wulkanu. Taki jego urok. Za to świat stworzył wspaniały, rozbudowany i w pewnym sensie "żywy". Za to będę go podziwiać prawdopodobnie do śmierci.

Jest sporo lepszych książek od Eragona i wiele gorszych. Jeśli nie zwraca się uwagi na fragmenty, które mogą faktycznie wybijać z rytmu czytania (zgodzę się tu, że autor albo miał bardzo małe pojecie o średniowieczu albo całkowicie zlekceważył to co wiedział - tak czy siak nie świadczy to o nim najlepiej - chociaż można tu rzucić argumentem, że to jego świat i zrobił to co chciał (tylko po co?)) to książkę można całkiem fajnie połknąć dobrze się bawiąc.

Jednak nie skomentowałam po to by o tym mówić.
Chciałam powiedzieć, że uwielbiam Twoje komentarze Der_SpeeDer i bardzo dobrze się przy nich bawię. Trafne, chociaż ja osobiście na mnóstwo rzeczy nie zwróciłabym uwagi.

I faktycznie, nie potrafię też zrozumieć (co bardzo mnie irytuje) co takiego jest nie tak z komentującymi, którzy wspominają o "zazdrości" (wieeele razy) bądź uciekają się do innych mało przekonujących argumentów "obrony". Bardzo chętnie przeczytałabym inne, bo chociaż historia Eragona mnie ciekawi chciałabym wiedzieć co aż tak bardzo przyciąga do niej ludzi i sprawia, że umieszczają ją wśród swych ulubionych dzieł.

ocenił(a) film na 3
paulina_sarah

Co do wiedzy na temat średniowiecza. Wcale nie trzeba się na nim dobrze znać,gdyż Fantasy nie dzieje się w żadnym podówczasie. Taka tylko drobna uwaga :)
A jeśli chodzi o mnie to jest to moja ulubiona książka. Mam wiele powodów by tak twierdzić.

ocenił(a) film na 1
fankajohnnego

"Co do wiedzy na temat średniowiecza. Wcale nie trzeba się na nim dobrze znać,gdyż Fantasy nie dzieje się w żadnym podówczasie"

Błąd.
Takie, a nie inne warunki w średniowieczu panowały nie dlatego, że nasza Bozia tak sobie zażyczyła, tylko dlatego, że jest to efektem rozmaitych procesów, w wyniku których ukształtowało się ówczesne społeczeństwo. I owe procesy zachodziłby nawet w fikcyjnym świecie, jeśli miałby się opierać na naszym średniowieczu. Tak więc proszę mi tu nie opowiadać bzdur.

"A jeśli chodzi o mnie to jest to moja ulubiona książka"

Na twoim miejscu bym się do tego nie przyznawał...

ocenił(a) film na 3
Der_SpeeDer

Mów sobie co chcesz. Mam to gdzieś. To nie ja tracę połowę swego życia na wypisywaniu na filmwebie i nie wiadomo gdzie jeszcze jaki to Eragon jest badziewny. Ty tylko sobie psujesz nerwy nie ja. Ja jestem szczęśliwa czytając tą książkę,więc zastanów się czy warto marnować czas na coś takiego :).

ocenił(a) film na 1
fankajohnnego

Połowę życia, jasne. Czemu nie 3/4 albo lepiej - 4267/4723? Jak brać kompletnie z d**y takie brednie, to na całego!

"Ja jestem szczęśliwa czytając tą książkę"

Do tego też bym się nie przyznawał na twoim miejscu.

ocenił(a) film na 1
BlakJoint

Widzę, że mój poprzedni post został wymazany, więc napiszę nowy - bo taki bełkot, jaki został do mnie skierowany, bez komentarza pozostać nie może. Tym razem postaram się nie wyjść z nerw.

"Twoje zdanie to tylko i wyłącznie twoje zdanie"

Tak jak mówiłem wcześniej - już widzę ciebie, jak śmiesz do swojej polonistki mówić, w odpowiedzi na zarzucony ci błąd ortograficzny, że "ja uważam, że tak się to pisze, to jest moje zdanie". Elementarna logika czy podstawowe prawidła na temat pisania to nie jest kwestia gustu, tylko coś, czego należy się trzymać przy pisaniu książek - i nie ośmieszaj się nawet, stosując nędzną zasłonę dymną o "swoim zdaniu". Właściwie to ten slogan świadczy tylko o jednym - że delikwent nie ma żadnych argumentów.

"Gdyby była taka zła jak ty ją opisujesz, nikt nie zechciałby ją wydać"

Tak się składa, że pierwotnie ową książkę wydało wydawnictwo o nazwie Paolini International LCC. Brzmi znajomo? Ot, dziecko napisało se książkę, rodzice mu wydali - tyle. I zapewniam cię, że żadne inne wydawnictwo by tego nie wypuściło - bo żadne wydawnictwo nie wydaje książek, które tak otwarcie i tak jawnie łamią wszelkie reguły poprawnego stylistycznie pisania. A cała kampania reklamowa wokół Erasia jechała tak naprawdę tylko na jednym - drobnym, cwanym kłamstewku o wieku autora.

"Zdaje mi się, że ty czytasz książki bez zrozumienia po to aby tylko przeczytać. Książką trzeba się delektować jak dobrym winem, a nie wziąść, przelecieć wzrokiem i odłożyć"

Wiesz, gdybyś tym sloganem o "czepianiu się" rzucił, przyjąłbym to ze zrozumieniem. Jako takim. Ale to, co tutaj palnąłeś... po prostu nie wierzę, że można być aż tak głupim. Rozważmy bowiem całą sytuację - z nas dwóch to ja analizuję w ogóle tę książkę, to ja dostrzegam wszelkie jej niuanse i stylistyczne tudzież merytoryczne wpadki autora - które bez przerwy tu prezentuję, a które tobie kompletnie umykają podczas lektury... z nas dwóch to zdecydowanie nie ja "przelatuję książkę wzrokiem", czytam ją ze zrozumieniem większym, niż na to zasługuje - stąd zresztą mój do niej wstręt, bo zwyczajnie kaleczy moje poczucie estetyki (mimo, że nie jest wcale tak bardzo wyrafinowane). Ty natomiast nie tylko nie jesteś w stanie tego wszystkiego w Erasiu dostrzec, ale przez cały czas nie przytoczyłeś tak naprawdę absolutnie żadnych argumentów na obronę tej nędznej książki, a twoje posty są pozbawione jakiejkolwiek wartości merytorycznej.
I w takiej sytuacji zdecydowałeś się rzucić właśnie sloganem o tym, jak to książką trzeba się delektować, a nie przelatywać wzrokiem? Czy ty jesteś aby normalny? Czy może po prostu aż do tego stopnia głupi?

"Tak Ciebie ta niechęć do Paoliniego zaślepiła ( chyba z zazdrości, ponieważ odniósł sukces, a ty nie)"

Tak, jasne. Na pewno jest to spowodowane zazdrością. Co prawda wciąż nie wiem, czego miałbym mu właściwie zazdrościć, ale to na pewno zazdrość. Nie totalne grafomaństwo książki i autora, nie szkody wyrządzane przez to "dzieło" literaturze i fantasy, nie stojące za nią zakłamanie. Tylko zazdrość, to jedyne logiczne wyjaśnienie.

"nie widzisz dobrych stron tej książki"

Ty najwyraźniej też nie - do tej pory nie powiedziałeś o żadnych...

"Skoro nie lubisz patosu, to rozumiem, że Władce Pierścieni czytałes z wielką chęcią?"

Nie, kotuś, nic nie zrozumiałeś - ja nie lubię KICZOWATEGO patosu. Ja nie lubię takiego patosu, który jest stosowany kompletnie nieumiejętnie, tak że już po pierwszym zdaniu powieści ("Wiatr zawodził w ciemnościach...") widać, iż pisał to gówniarz. I nie obrażaj mi tutaj Tolkiena, porównując go do Paoliniego.

ocenił(a) film na 1
Der_SpeeDer

Widzę, że moje komentarze spotkały się jednak z jakimś odzewem, a ponieważ nabijanie się z miernoty Paoliniego to zbyt dobra zabawa, a mam akurat na to siłę i ochotę, rozprawię się z kolejnym rozdziałkiem. Mnie też należy się coś od życia!



"O świcie promienie słońca wdarły się przez okno izby, ogrzewając twarz Eragona. Chłopak potarł oczy i usiadł na skraju łóżka. Pod stopami czuł chłodne sosnowe deski. Wyprostował obolałe nogi i pomasował ramiona. Ziewnął"

...pierdnął, podrapał się po tyłku, a potem wyszedł na zewnątrz się odlać. Jeszcze potrzeba szczegółów?

"Obok łóżka stał rząd półek pełnych przedmiotów, które zgromadził przez te wszystkie lata. Leżały na nich wymyślnie powyginane kawałki drewna, dziwne muszelki, kamienie, które po rozbiciu ukazywały lśniące wnętrze, i plecionki ze słomy"

Na liście nie znalazły się figurki bohaterów ze Star Wars zapewne tylko dlatego, że nawet Paolini nie jest na tyle głupi, aby uznać, iż action figures pasują do takiego świata. Ale i tak znalazł sobie dla nich zastępstwo. Półeczka z bibelotami.... w domu chłopa... Boże, co ja czytam?

"Jego ulubionym znaleziskiem korzeń tak wykręcony, że Eragona nigdy nie nużyło jego oglądanie"

I w tym momencie wszystkie dzieci podziękowały Bogu za telewizję.

"Reszta izby była pusta, jeśli nie liczyć niewielkiej komódki i stolika"

Co się tak Paolini ogranicza - daje rzekomo ubogim chłopom duży dom z dachówką, z podłogą, z pokojem dla każdego domownika... Równie dobrze w izbie należącej do Erasia mogłoby się znaleźć baldachimowe łoże, mahoniowy stół (oczywiście pokryty lakierem), no i może jeszcze regał zawalony książkami - jak u Broma (do tej kupki nieszczęścia zapewne w swoim czasie dojdziemy).

"Niemal o tej godzinie jego matka Selena przybyła do Carvahall, samotna i ciężarna. Wcześniej sześć lat mieszkała w miastach. Gdy wróciła, miała na sobie kosztowny strój i perłową siatkę we włosach"

Ani chybi, jak wnioskuję po totalnym braku elementarnej logiki w tym świecie oraz elementarnego pomyślunku u jego mieszkańców, zapewne to nikogo nie obeszło ani nikt z grzeczności jej nie zapytał, czym się u diabła przez te sześć lat zajmowała. Ani Garrow nie poprosił jej o wsparcie finansowe, choć podobno jest ubogi (taaa, jasne...). I ogólnie nikogo w tej rzekomo ubogiej (taaa, jasne...) wiosce to nie obeszło. Wszystko wskazuje na to, że Paolini znów wymyślił coś kompletnie z d**y, nie zastanawiając się, czy to w ogóle sensowne i logiczne. Strzeliło mu akurat do łba - no to umieścił w książce, co sobie będzie leniwe cztery litery zawracał sensem i logiką.

"Odkrycie, że Garrow i Marian nie są jego prawdziwymi rodzicami, wstrząsnęło nim do głębi. Wszystko, co pewne i niekwestionowane, stało się nagle wątpliwe"

<chwytam za nóż z zamiarem dźgania monitora, po chwili rezygnuję>
Awrrrr... dla Paoliniego absolutnie każda okazja jest dobra do wrzucenia na siłę górnolotnego, wydumanego sloganu, czyż nie? Dlaczego i tym razem nie palnął o "losach świata"? Znudziły mu się?
Aż sobie zaczynam wyobrażać, co jeszcze mogłoby się stać, zdaniem Paoliniego podważającego wiarygodność całego otaczającego świata. "Odkrycie, że dzieci nie przynosi bocian, wstrząsnęło nim do głębi. Wszystko, co pewne i niekwestionowane, stało się nagle wątpliwe". Wiecie, to brzmi nawet jeszcze lepiej...
Już nie wspomnę o tym, że mania Eragona i ogólnie mieszkańców Carvahall na punkcie pruderii - która wypływa szczególnie w późniejszych tomach - jest tak naprawdę pozbawiona jakiegokolwiek filozoficznego, metafizycznego czy logicznego uzasadnienia.

"W końcu nauczył się z tym żyć, od tej pory jednak stale nękało go podejrzenie, że nie był dość dobry dla swojej matki. Jestem pewien, że istniał powód, dla którego tak postąpiła. Chciałbym jednak wiedzieć, jaki"

Nie, no - oczywiście. Sam z pewnością myślałbym podobnie <irony mode off>.

"Poranne światło pieściło go, rzucając ciepły cień na ścianę"

Ewww, cóż za perwersja. Pewnie jeszcze pieściło go w miejscach, gdzie... a, przepraszam, nie chcę deprawować młodzieży...

"Garrow i Roran siedzieli przy stole i jedli kurczaka"

Pewnie jeszcze popijali przednim winem i przegryzali gotowanymi jajkami. Jak Ludwik XVI, który również zwykł na śniadanie zżerać kurczaka.

"- Cieszę się, że wróciłeś. Jak wyprawa?
- Trudno - odparł Eragon. - Czy wuj opowiedział ci, co się stało"

A tutaj mamy wyjątkowo niechlujnie rozpisany dialog. Eragon w końcu nie odpowiada na pytanie Rorana, za to owo "trudno" wygląda tak, jak gdyby to ten drugi miał tak rzec w odpowiedzi na informację, że wyprawa się nie udała. Z drugiej strony - może po prostu rozmawiali ze sobą w myślach, taka kolejna z d**y wzięta super-moc Rorana.

"Na prośbę Rorana wstał od stołu, by pokazać mu kamień. Kuzyn zareagował ze stosownym podziwem"

Jak przystało na dżentelmena.

"Powiedziałeś Horstowi? - spytał z niedowierzaniem Roran - To była prywatna wiadomość"

I właśnie dlatego - zamiast dziewczynie ją po prostu przekazać - przekazał ją innej osobie, która przez najbliższe kilka dni nie miała mieć żadnego kontaktu z adresatką...
Paolini to idiota.

"Gdybym chciał, żeby wszyscy o niej wiedzieli, rozpaliłbym ognisko i użył sygnałów dymnych"

Ja bym po prostu wykrzyczał na głos, aby wszyscy usłyszeli - ale widocznie według Paoliniego jest to zbyt pospolite dla jego epickiego dzieła. Zastanawiam się też, skąd u takiego chłopa koncept sygnałów dymnych, ale to już detal.

"Wrócili do kuchni i dokończyli śniadanie pod czujnym okiem Garrowa"

Ot, dzieci - niby paręnaście lat na karku, a tu Garrow wciąż musi pilnować, czy jedzą grzecznie i czy się nie zadławią aby. Bo nie wiem, co innego ma implikować to "czujne oko" w tym kontekście. Aczkolwiek sugeruję, że to n-ty z kolei epitet, który Paolini wrzucił całkowicie losowo.

"Słońce było zimne i jasne, nie grzało zbyt mocno"

Wiecie, tu aż mi się przypomniał tekst jednego ufola z Disneyowskich komiksów - "Pochodzimy z planety Brylantyna. Nasze słońce świeci zimnym światłem". Tyle że gość, piszący tamten komiks, ewidentnie robił sobie jaja...

"Śnieg sypał się z nieba gęstymi falami, pokrywając ziemię białą warstwą puchu. W czasie burzy odważyli się wyjść z domu tylko po drewno i aby nakarmić zwierzęta, lękali się bowiem, że zabłądzą wśród skowyczącego wiatru i zawiei"

Kolejny na liście symptomów "ubogiego chłopa Garrowa". Był już dom z dachówkami, osobnymi pokojami i podłogą, teraz jeszcze się okazuje, że zwierzęta bytują wewnątrz całkiem osobnego budynku, a obejście jest tak duże, że można się w nim zgubić...

"Kilka dni później burza ucichła, ukazując obcy świat, pełen miękkich, białych zasp".

Obcość tego pospolitego i doskonale znajomego świata jest wręcz przerażająca...

"- Lękam się, że przy tak złych warunkach w tym roku kupcy mogą nie przyjechać - mruknął Garrow. - I tak są już spóźnieni. Damy im szansę i zaczekamy trochę. Jeśli jednak się nie zjawią, ruszymy do Carvahall i kupimy zapasy od miejscowych - dodał z rezygnacją."

Z pewnością miejscowi zedrą z nich więcej, niż wędrowni kupcy. Kupcy, którzy w odróżnieniu od miejscowych ponoszą przecież koszta podróży, myta, et cetera... Tak, to wszystko ma sens.

"Cały dzień szykowali się do wyprawy do Carvahall, z ponurymi minami szukając wszystkiego, co nadawałoby się do sprzedaży"

Polecam jednego z tych koni, których - jak wynika z jednego z dalszych akapitów - mają na pęczki. Ubodzy chłopi, przypominam raz jeszcze.

"Po szybkim śniadaniu zaprzęgli konie i odśnieżyli dojazd do traktu"

Ja bym najpierw odśnieżył, a dopiero potem przygotował wóz do jazdy - ale co tam, najwyraźniej jestem jakiś głupi...

"W południe ujrzeli przed sobą Carvahall. Za dnia była to niewielka rolnicza osada, pełna krzyków i śmiechów"

A te krzyki i śmiechy to skąd się biorą podczas pracy w polu? Aha, rozumiem - to "za dnia" odnosiło się tylko do dzisiejszego dnia. Ależ mnie ten ton orzekający zmylił...

"Od razu wyróżniały się cztery namioty trubadurów, przystrojone krzykliwymi proporcami"

Jacy trubadurzy - sądząc z tego, jak są w tej książce opisywani, to musiała być kapela heavy metalowa.

"Tłumy krążyły wokół kolorowych namiotów i kramów, ustawionych wzdłuż głównej ulicy"

Im dłużej Paolini pisze, tym bardziej nierzeczywiste się to całe Carvahall wydaje. Pomijając fakt, że we wsi nie było czegoś takiego, jak "główna ulica", cały ten opis zdaje się wskazywać na współczesny jarmark świąteczny.

"W powietrzu niosło się rżenie spłoszonych koni"

O? To już nie "krzyki i śmiechy"?

"Zewsząd dobiegała woń pieczonych orzechów"

I czego jeszcze? Popcornu?

"Kobiety kupowały tkaniny, w pobliżu ich mężowie oglądali nowe zasuwy, haczyki, narzędzia"

Zastanawia mnie w tym momencie, po co w ogóle Paolini sobie zadawał trudu, by utrzymywać pozory - i wymyślił całą tę szopkę z wędrownymi kupcami. Skoro już i tak sobie ubzdurał, że w takiej małej wiosce jest rzeźnik, to niech daruje sobie konwenanse - niech napisze, że były tam też sklepy z narzędziami, naczyniami, sztućcami, meblami, spożywczaki, etc. - jak we współczesnym mieście.
Słówko wyjaśnienia - chłopi nie chodzili tak po prostu na zakupy, kiedy czegoś potrzebowali. Jak potrzebne im było krzesło, łyżka czy inne przedmioty codziennego użytku, wyrabiali je sami. Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, skąd mieliby brać pieniądze na kupowanie tych wszystkich rzeczy, które my dzisiaj zdobywamy w zwykłym sklepie.
Ale ponieważ Paolini jest idiotą, co się będzie z takimi bzdurami szczypał - daje wszystkim grube sakwy złota (ubogim chłopom, przypominam), żeby można było nawet dać dzieciakom drobne na kupno tego, na co je najdzie ochota.

"Wychudzeni mężczyźni nie rozstawali się z dawniej niewidzianymi u nich mieczami i sztyletami"

Ooo, to ci kupcy szlachcicami byli? A, zapomniałem - przecież Paolini jest idiotą. O tym, że zwykłym ludziom w średniowieczu nie wolno było tak po prostu nosić broni, też nie wie. Aż dziw, że ci kupcy jeszcze balisty ze sobą nie przytargali.

"Garrow przeciskał się w głąb ulicy, szukając Merlocka, handlarza specjalizującego się w dziwnych ozdobach i błyskotkach"

W dodatku ci ubodzy chłopi są w rzeczywistości tak nadziani, że mogą wydawać pieniądze na takie bzdety... Nie, nie chce mi się już więcej o tym gadać - Paolini to idiota, Paolini nie ma najmniejszego pojęcia, o czym pisze, Paolini wymyśla bez przerwy jakieś bzdury, pozbawione elementarnej logiki i sensu. Mam już dość odmieniania przez wszystkie przypadki tego, że kłamie o ubogich chłopach, by potem pokazywać co krok, że są w rzeczywistości zamożni. Pardon, nie kłamie - po prostu za głupi jest, za małą ma wiedzę, aby zdawać sobie w ogóle sprawę, co to był ubogi chłop. A właściwie to w ogóle jakikolwiek chłop.

"Eragon domyślał się, że wkrótce kilka sakiewek zmieni właściciela"

Czyli ten Merlock to był kieszonkowiec?

"Dramatycznym gestem wyciągnął delikatną, rzeźbioną srebrną różę wspaniałej roboty"

Dramatyzm zwykłych gestów jest u Paoliniego porażający. Aż strach się bać, ile tego dramatyzmu będzie, jak faktycznie zacznie się coś dziać.

"Garrow splótł z nieprzeniknioną miną ręce na piersiach. Otoczyła ich ściana ciszy"

I co jeszcze, woal zakłopotania? Parawan napięcia? Markiza absolutnie fatalnego, kiczowatego, idiotycznie górnolotnego stylu?

"Wiedziałem, że kamień pojawił się w Kośćcu dzięki magii, ale magia miałaby go stworzyć? Po co, dlaczego?"

Do skalniaka.

"- To ile jest wart? [kamień, znaczy jajo z Saphirą] - rzucił w końcu [Eragon].
- Nie umiem określić - odparł Merlock zbolałym głosem. - Jestem pewien, że są ludzie, którzy zapłaciliby za niego bardzo dużo, ale nie w Carvahall. Musielibyście szukać kupca w miastach południa."

Krótko mówiąc, Merlock to imbecyl. Twierdzi, że z pewnością są ludzie, którzy daliby za jajo Saphiry mnóstwo złota, tymczasem Garrow z Eragonem są dwójką ubogich chłopów (taaa, jasne...), którzy oddaliby mu je za grosze... Wystarczyłoby więc wcisnąć im kit, że nie jest wiele wart, ale z litości kupi za te grosze, a potem samemu znaleźć nabywcę i w ten prosty sposób zarobić kupę szmalu. Ale zamiast tego mówi im coś takiego i szybko stwierdza, że "kamienia" nie kupi. Dlaczego? Bo "niewart jest ryzyka". Jakiego, kurna, ryzyka? Gdzie jest jakiekolwiek ryzyko w kupnie za grosze drogocennego "kamienia" i trzymaniu go w jukach (co nic nie kosztuje) do chwili znalezienia bogatego nabywcy? Czy jest na sali sens?

"- Czemu o tym nie słyszeliśmy?! - wykrzyknął Eragon"

Bo w średniowieczu nie było internetu, telewizji, radia, ani nawet gazet?!? Skąd zdziwienie Erasia, że o czymś tam nie słyszał, co z dala od jego wioski się dzieje? Aha, pewnie normalnie używają tych sygnałów dymnych, o których mówił Roran.

"Nieco później kupił trzy lepkie cukrowe patyki i mały, gorący placek z wiśniami"

Naprawdę... nie mam już siły. A ten gorący placek to pewnie ci kupcy podczas drogi trzymali w piekarniku. Takim przenośnym, z baterią. Do tego wszystko to było z takimi konserwantami, że podróż przetrwało w stanie nienaruszonym.

"W Carvahall także mieszkał bajarz, Brom, przyjaciel Eragona, lecz z czasem jego historie stały się aż nadto znajome, podczas gdy trubadurzy zawsze mieli na podorędziu coś nowego, ku zachwytowi słuchaczy"

Trzeba przecież walczyć o fanów, nie?

"Eragon odłamał właśnie sopel od krawędzi werandy, gdy dostrzegł Sloana. Rzeźnik go nie zauważył, toteż chłopak pochylił głowę i śmignął za róg w stronę karczmy Morna"

Straciłem nadmiernie dużo czasu, próbując dociec, dlaczego właśnie odłamanie jakiegoś sopla Paolini uznał za tak kluczowy moment, by nadmienić, że WŁAŚNIE WTEDY Eraś zobaczył Sloana, dlaczego właściwie Eraś miałby się jego obecnością przejmować, w sytuacji, gdy zmierzał do karczmy (co, może Sloan by mu nie pozwolił - z sobie tylko znanego powodu? A może go zbił?) i gdzie jest w tym wszystkim jakikolwiek sens.

"U boku leżał stos kijów, których struganiem zabawiali się goście"

Szczerze mówiąc, w tym momencie ręce mi tak opadły, że nie jestem w stanie zdobyć się na jakieś odpowiednie szyderstwo. Doprawdy, nie ma to jak wiejskie rozrywki.

"- Kto to?
- Handlarze ziarnem. Kupili zboże od ludzi po śmiesznie niskiej cenie, a teraz opowiadają szalone historie."

Przepraszam, ale czy Paolini nie zapewniał nas niedawno - wbrew logice - że kupcy przyjeżdżali sprzedawać chłopom to ziarno, zamiast je kupować? A teraz pisze coś wręcz przeciwnego? To jak w końcu? To wszystko wynika z tego, że Paolini sam nie wie, o czym pisze, czy też może (ale ze mnie optymista), zmądrzał odrobinę przy pisaniu kolejnego rozdziału (ale poprawić poprzedni już zapomniał, albo mu się nie chciało, bo miał to w d**ie)?

"Eragon natychmiast zrozumiał, czemu karczmarz wygląda na zaniepokojonego. Ludzie potrzebują pieniędzy, nie poradzimy sobie bez nich"

Ależ ten Eraś błyskotliwy...

"Każdy najmniejszy ruch sprawiał, że drewniany mebel protestował głośno"

"Aua! - krzyknął mebel - Czego się wiercisz, tłusty imbecylu? Chcesz, żebym się załamał?"

"- Nie zrozumieliście. Wiemy, że imperium nie może opiekować się każdym z was osobiście, choćbyście tego chcieli. Powstrzymuje jednak urgale i inne potwory przed podbiciem tego - przez chwilę szukał właściwego określenia - miejsca."

Biorąc pod uwagę obraz Carvahall w tej żałosnej powieści, wcale się nie dziwię - sam do tej pory nie wiem, co to w ogóle ma być. Ale żarty na bok - przecież to on mieszka w tym świecie, nie ja. Nad czym się właściwie zastawiał, "szukając właściwego określenia"? Czy może po prostu było tak, że z początku chciał nazwać to "wiochą", czy innym mało pochlebnym mianem, ale się rozmyślił, bo nie chciał być aż tak grubiański - i "miejsce" to jedyne, co mogło mu przejść przez gardło? A Paolini, jako że jest grafomanem, zwyczajnie nie użył adekwatnego sformułowania, tylko byle jakiego?

"- Skąd to wiecie? - spytał. - Ja mogę powiedzieć, że chmury są zielone, ale to nie znaczy, że tak jest naprawdę. Udowodnijcie, że nie kłamiecie"

"Błyskotliwość" głównego bohatera to osobna w tej powieści kwestia, wielce cierpiętnicza.

"Wszyscy mieszkańcy Carvahall żywili głęboką, niemal dziedziczną nienawiść wobec imperium"

Trudno się dziwić - przecież imperium jest zue.

"- Kiedy dowie się o mnie i Katrinie, poleje się krew - mruknął Roran"

Że Sloan niby zamorduje Rorana (albo odwrotnie), choć logika na to nie wskazuje - bo nawet w średniowieczu karano na gardle za morderstwo? Czy może Paolini znowu wyciąga z d**y kompletnie bezsensowne frazy, na jakie go akurat najdzie ochota?

"W ziemi osadzono krąg drewnianych tyczek zakończonych świecami"

Momentami to ten "Eragon" zmienia się w powieść surrealistyczną - rzeczy dosłownie nie z tej ziemi. Ale wątpię, aby sam autor zdawał sobie z tego sprawę.

"Trubadurzy wypadli z namiotów, ubrani w krzykliwe pasiaste stroje"

Jak wyżej. Czego jeszcze się o trubadurach dowiemy?

"Historia, którą usłyszycie, nie jest doskonała"

O, ho... to żeś eufemizmem pojechał.

"Oto daję wam wspomnienie, które odeszło w senną mgłę niepamięci, zalegającą w naszych umysłach"

Oto uszyma mej przepełnionej rozpaczą duszy usłyszałem, jak łka duch brutalnie zgwałconej literatury...

"Byli nieśmiertelni, chyba że powaliła ich klinga bądź trucizna"

Dość ograniczony rodzaj nieśmiertelności.

"Choć żaden wróg nie mógł ich zniszczyć, nie mogli ustrzec się przed sobą"

DLACZEGO?

"Gdy skończył dziesięć wiosen, poddano go próbie, jak nakazywał zwyczaj, i odkryto, iż ma wielką moc"

I znowu - straciłem nadmiernie dużo czasu, zastanawiając, się, jakiż to zwyczaj nakazywał go poddać próbie (znaczy, poddawali próbie KAŻDEGO dziesięciolatka? Czy może tylko takiego, który był w jakiś sposób szczególny?), a ten tekst o tym, iż miał "wielką moc", kłóci się całkowicie z prezentowaną w dalszych rozdziałach - toporną zresztą - wizją magii.

"I tam, na grubym płaszczu lodu, który nie topnieje nawet latem, wpadli w pułapkę. Galbatorix zabił napastników, choć sam odniósł ciężkie rany, a przyjaciele i ich smoki zginęli. Niestety, podczas lotu zbłąkana strzała przeszyła serce jego smoka"

Powiedział Paolini, po czym bardzo szybko o tym zapomniał i jął nam ( zwłaszcza od "Najstarszego" poczynając) przedstawiać wizję takich totalnie imba Jeźdźców, co ty wystarczy, że wypowiedzą życzenie, aby tysiącu ludzi popękały żyłki - i już całą armię załatwili. A zaskoczyć się ich nie da, bo przecież wyczuwają siły życiowe innych istot. Ciekawość zatem, skąd powyżej opisany rezultat. Ciekawość również, jakim cudem zbłąkana strzała w ogóle weszła w ciało smoka, skoro ma takie pancerne łuski - widocznie Paolini pamięta o tych łuskach tylko wtedy, gdy ma taką ochotę (jak opisywał początek bzdurnej wojny elfów ze smokami, też nie miał takiej ochoty).

"Znalazł Jeźdźca, który wysłuchał jego skarg i uległ podstępnym słowom. Mroczne sekrety, jakie Galbatorixowi wyjawił Cień, sprawiły, że Jeździec wystąpił przeciw starszym. We dwóch zdradziecko zwabili i zamordowali jednego z nich. Gdy ów straszny czyn się dokonał, Galbatorix bez ostrzeżenia zaatakował i zwabił swego sprzymierzeńca. Wówczas ujrzeli go Jeźdźcy. Ręce miał uwalane krwią, a z ust wyrwał mu się krzyk i Galbatorix umknął w noc. A że mimo obłędu zachował bystrość umysłu, nie zdołali go znaleźć"

Ten fragment był chyba pisany po pijaku. Albo na ostrym haju. Nic tu kompletnie nie ma sensu - jakiś Cień, co to się nagle wziął nie wiadomo, skąd, jakiś Jeździec, którego Galbatroniks skaptował (mimo że żadne racjonalne względy za jego wątami względem "przełożonych" nie przemawiały) i później bez powodu zabił... odnoszę przy tym nieodparte wrażenie, że owo szaleństwo Galbatroniksa (też pozbawione tak naprawdę sensownych podstaw) Paolini traktuje jako uniwersalny plot device, mające usprawiedliwić każdą fabularną bzdurę i każde pozbawione jakiegokolwiek sensu czy logiki (nawet takich pokrętnych) zachowanie Galbatroniksa. Cała historyjka jest generalnie już od początku bzdurna, spisana całkowicie po łebkach i na przysłowiowy odp****ol. A dalej jest jeszcze gorzej.

"Potem zaś zły los zarządził, że Galbatorix spotkał młodego Jeźdźca, Morzana, silnego ciałem, lecz słabego umysłem"

Że głupi był?

"Wraz ze swym młodym uczniem ukryli się w złym miejscu, do którego Jeźdźcy nie śmieli się zapędzić. Tam Morzan poznał mroczne sztuki i zakazaną magię, której nie powinno się użyć"

A miejsce to Paolini wyciągnął chyba z rękawa, bo tak mu się zachciało. I był przy tym na tyle leniwy, że nie chciało mu się nic konkretnego na temat tego miejsca napisać i sprawę zbył totalnymi ogólnikami.

"Dołączyło do nich dwunastu Jeźdźców łaknących władzy i zemsty za wymyślone krzywdy. Wraz z Morzanem stworzyli krąg Trzynastu Zaprzysiężonych. Jeźdźcy nie byli gotowi na tę walkę i ginęli bezradni"

DLA-CZE-GO?!? Dlaczego niby nie byli gotowi na tę walkę? Co niby o tym decydowało? Skrzyknięcie się w większą armię - mimo że w czasach świetności Jeźdźców na pewno nie brakowało - i zmiażdżenie garstki frustratów, to miał być niby wysiłek intelektualny ponad ich możliwości? Szczególnie że mieli jeszcze imba elfy po swojej stronie? I tak naprawdę cały ówczesny świat? Jeźdźcy nie byli gotowi... DLACZEGO, DO CHOLERY, "NIE BYLI GOTOWI"? Walczyli z innymi Jeźdźcami, ze swoimi, których doskonale znali - z jakiej racji mieliby nie być gotowi na walkę z nimi?! Alzheimer wszystkich dopadł?
Tak jak już wcześniej mówiłem - gdy Palpatine w Star Wars chciał obalić Jedi, uknuł przemyślny spisek, w wyniku którego zapewnił sobie odpowiednie "zaplecze" (i całą armię do dyspozycji), dzięki czemu ich upadek był jak najbardziej realny. A Galbatroniks i ta kupa łajna, udająca książkę? Co sobie będzie Paolini głowę zawracał budowaniem sensownej fabuły - ot, zebrało się kilkunastu frustratów, rzucili się na rympał na cały świat (w tym na dziesiątki, jeśli nie setki wojowników równie potężnych, jak oni), wygrali, i tyle. Bo tak się autorowi zachciało.
Ta historia jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu, kretyńska, spisana na kolanie i na zupełnego odczepnego - a sam Paolini jest zwykłym debilem, który myśli, że wszyscy inni ludzie to też debile, w związku z czym łykną bez popicia każde g***o, jakie wymyśli.
Ku mojemu przerażeniu, widzę jednak, że całkiem sporo ludzi jednak je łyka. Ot, Paolini zwyczajnie leje na tę książkę i na nich samych - a oni się cieszą i wołają, że to deszcz pada.

"Podczas walki kopnął Vraela w krocze i dzięki podstępnemu uderzeniu zyskał przewagę, a następnie ściął głowę Jeźdźca płonącym mieczem"

Pojedynek tytanów - i Paolini uznał, że kop w jaja to świetny pomysł na decydujący cios. Pogratulować.



Muszę jakiś czas odsapnąć, nim wezmę się za kolejny kawałek - mój mózg nie przetrawi zbyt dużej ilości głupoty naraz.

Der_SpeeDer

Ehh, tyle lat minęło od nakręcenia filmu i napisania tej książki, a Ty tu ciągle odwalasz animozję. Robisz czasami coś innego niż przekonywanie ludzi na filmwebie, że Eragon jest do dupy? Poza tym to, co wyżej napisałeś, czyli"nabijanie się z miernoty, rozprawię się z kolejnym rozdziałkiem" nie jest twojego autorstwa, a jakiejś laski, która kiedyś na forum internetowym nabijała się z cytatów z Eragona i sam ją prosiłeś na tym samym forum, żeby też powyśmiewała Twoje próby literackie. Dałeś linka do tego postu, pamiętam to.

Dobra, ja sie zgadzam, film jest do dupy i to bardzo. Książka to fantasy zdecydowanie niższych lotów. Ale przeczytałam ją dawno temu, na wakacjach, tak mnie jakoś wciągnęła, że trylogię obaliłam w 3 tygodnie. Czytając miałam świadomość, że czytałam w życiu lepsze książki, ale również myślałam"co mi szkodzi, raz się żyje..". To tylko moja opinia, uważam, że trzeba się wyluzować, a nie tylko ból dupy i nigdy nie kończące się złośliwe komentarze na temat czyjejś twórczości. Co robiłeś mając 15 lat?

ocenił(a) film na 1
emmeline37

"Ehh, tyle lat minęło od nakręcenia filmu i napisania tej książki, a Ty tu ciągle odwalasz animozję. Robisz czasami coś innego niż przekonywanie ludzi na filmwebie, że Eragon jest do dupy?"

Eeech, nie pamiętam już nawet, kiedy tu ostatni raz byłem, kiedy napisałem w tym temacie, kolejne posty piszę w wielodniowych odstępach i praktycznie już tutaj nie bywam... ale nic innego poza tym nie robię, bez wątpienia.

"Poza tym to, co wyżej napisałeś, czyli"nabijanie się z miernoty, rozprawię się z kolejnym rozdziałkiem" nie jest twojego autorstwa, a jakiejś laski, która kiedyś na forum internetowym nabijała się z cytatów z Eragona"

Guzik prawda. Od Desmei "pożyczyłem" sobie tylko niektóre komentarze (te, które uznawałem za zbyt celne, aby na siłę wymyślać własne), ale cała reszta jest wyłącznie mojego autorstwa. Widzę, że czytasz moje wypowiedzi tak samo pobieżnie, jak spoglądasz na daty publikacji postów.

"To tylko moja opinia, uważam, że trzeba się wyluzować, a nie tylko ból dupy i nigdy nie kończące się złośliwe komentarze na temat czyjejś twórczości"

Jestem bardzo wyluzowany. Tylko od czasu do czasu zwyczajnie nie mogę zmilczeć, gdy widzę taką scenę, jak tutaj - gdzie autor tematu wręcz wylizuje buty Paoliniemu i jeszcze namawia do tego innych.

"Co robiłeś mając 15 lat?"

Kampanie do StarCrafta.

Der_SpeeDer

Najlepiej się spotkajcie z blackjointem w realu i sobie wszystko wyjaśnicie,

BlakJoint

Najlepiej się spotkajcie w realu i sobie wszystko wyjaśnicie,

ocenił(a) film na 4
Der_SpeeDer

Dragonlance! Trochę szmirowy cykl, także łączy wszystkie schematy z fantastyki, ale to kultowa klasyka! Z tego chyba też Paolini zżynał, może mięsożerne ślimaki, albo to było gdzieś indziej :o)

ocenił(a) film na 1
Der_SpeeDer

Nie mam czasu przeczytać wszystkiego, ale atakujecie się jakby o losy świata chodziło. Dla mnie to książka z dzieciństwa, wspomnienie, nie jest idealna, ale na porządną ekranizację bym się ucieszyła. Polubiłam świat opisany w "Eragonie" jako dziecko i niby dlaczego miałabym się tęgo wyrzec w imię lepiej technicznie napisanych książek, hahahahahahahahah! Ok, czytam nowe, inne, o Eragonie ledwo pamiętam, ale Der_SpeeDer, Twoje oburzenie jest takie jakby Paolini gdzieś Ci na odcisk nadepnął.
Co do fabuły to dla mnie zawsze było wrzucenie akcji Gwiezdnych Wojen w scenerię Tolkiena, taki funfic z którego zrobili książkę.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 1
tearofmankind

Dzięki (późne, wiem) za słowa uznania, jeśli jeszcze ci się chce jakieś komentarze ode mnie czytać, to nie odpuściłem sobie i napisałem następną wypowiedź (parę postów powyżej). Możesz się też zawsze przyłączyć do zabawy :).

Jeśli chcesz się jeszcze pośmiać z jakiegoś, jak to powiedziałeś, to zerknij jeszcze do tego tematu: http://www.filmweb.pl/film/Eragon-2006-196074/discussion/Co+za+film!,2494530
Przeczytałem i do tej pory nie wierzę. Wolno być aż takim głupcem i ignorantem? To nie jest karalne? A powinno...

Tymczasem, skoro znów tu wpadłem, może ponabijam się z kolejnego rozdziału. Ten jest zresztą - w odróżnieniu od poprzedniego - dość krótki, więc szybko się z nim rozprawimy. Tytuł "Dar Losu".



"Zamknąwszy się w izbie, położył kamień na łóżku i szybko wybrał trzy stosowne narzędzia"

A to już jest chyba niezamierzona animizacja - autor przypisuje ogładę nawet zwykłym narzędziom (pracującym, miast i wsi - a jakże). Cuda, panie, cuda.

"Zaczął od drewnianego młotka: lekko postukał nim w kamień, który odpowiedział delikatnym brzękiem. Zadowolony, wziął następny młotek, z ciężkiej skóry"

Przepraszam, ale z czego właściwie Eragon był "zadowolony". To jakiś Janko Muzykant - lubi, gdy coś brzęczy? Niczego nowego się nie dowiedział, cała czynność - walenie w jajo młotkiem, znaczy - nie miała tak naprawdę żadnego sensu ani celu... z czego niby Eraś jest tutaj "zadowolony"? Ja wiem - po prostu Paoliniemu nadal nie przechodzi mania wrzucania całkowicie losowych określeń.
A ten "młotek z ciężkiej skóry"... to po prostu mówi samo za siebie. Czekam, aż Paolini wymyśli miecz z glutaminianu sodu.

"Uderzony kamień rozdźwięczał się żałośnie"

Ałaaa! Za co to byyyło? Chlip, chlip...

"Z pewnością istniał powód, dla którego ktoś go oszlifował, lecz ktokolwiek wysłał kamień do Kośćca, nawet nie próbował go odzyskać. Owszem, może nie wie, gdzie jest, nie wierzę jednak, by mag dysponujący mocą pozwalającą przenieść kamień, nie potrafił go odszukać"

Te wewnętrzne przemyślenia Erasia są rozpisane tak kompletnie bezmyślnie, że chce się po prostu wyć. Tutaj na przykład zastanawia mnie, dlaczego autor się skupia na oszlifowaniu kamienia. Myślę, że są w tej sytuacji dużo ważniejsze kwestie - na przykład, czym ów kamień w ogóle jest - w tej sytuacji. A Eragon się oszlifowaniem najbardziej interesuje? Gdzie jest w tym jakikolwiek sens? Już widzę Froda, jak oglądając Jedyny Pierścień zastanawia się przykładowo nad powodami, dla których został on wykuty ze złota, a nie z platyny.
Nie wspomnę o pozbawionym jakiejkolwiek logiki rozumowaniu, sugerującym, iż przenoszenie kawałków litej skały świadczy o wielkiej mocy maga.

"Tej nocy coś wyrwało go ze snu. Nastawił ucha. Wokół panowała cisza".

O mój. Boże. Styl pisania. Krótkimi zdaniami. Jednym po drugim. Jak serie. Z cekaemu. Atakuje mnie. Nie tylko. W amatorskiej. Twórczości blogowej.

"Odczekał kilka minut i ponownie osunął się w niebyt"

Jaki niebyt - pewnie w odrętwienie. Jak wampiry w Maskaradzie.

"Przez chwilę majstrował przy hubce, wreszcie zapalił świecę"

Yay, cóż za wunderwaffe - hubka z samozapłonem. Nie wymaga krzesiwa. Takie cuda tylko u Paoliniego.

"Skąd dobiegał ten dźwięk? Nic nie mogło ukryć się w podłodze czy ścianach, zbudowano je z solidnego drewna"

Te paralogiczne wnioskowania Erasia (i autora) po prostu mnie dobijają...

"Nagle w jego uszach zadźwięczał kolejny pisk, odbijają się wibracjami w koniuszkach palców"

Wspomnienie tego zdania tłucze się rezonansem w mojej skołatanej głowie.

"Kamień od początku stanowił wyłącznie powód frustracji i gniewu, a teraz jeszcze nie pozwalał mu spać! [ROTFL] W dodatku nic sobie nie robił z wściekłych spojrzeń Eragona"

Jak to kamień, pozwolę sobie zauważyć - kamienny, nomen omen, spokój zachowuje. Jak każda inna martwa rzecz, od której ludzie niezrównoważeni psychicznie oczekują reakcji (bo nie wiem, co innego ma oznaczać to "nic sobie nie robił z wściekłych spojrzeń Eragona").

"Tkwił spokojnie [no mówiłem przecież, że siła spokoju] na kolanach, od czasu do czasu popiskując"

W przeciwieństwie do kamieni niespokojnych, którym nagle wyrastają szczęki i które wgryzają się w nosy. Albo w inne miejsca, o których wstyd mówić.

"Wszelkie tajemnice, które krył kamień, będą musiały poczekać do rana"

Wstrząsnęła mną pozorna ostateczność i górnolotność tego sformułowania.

"Gdy znów się obudził, przez okno do środka wpadała księżycowa poświata"

A już myślałem, że Paoliniemu przeszedł ten fetysz z księżycem... Ale nie, on po prostu zrobił sobie przerwę. Oto okazuje się, że to właśnie poświata księżyca - a nie, jak nakazywałaby logika i rozsądek, hałasy wydawane przez Saphirę w jaju - obudziła Erasia ze snu. Bo nie wiem, jaki miałby być inny cel i sens wzmianki o tej poświacie (ciekawe, czy wie to sam autor).

"Na szczycie kamienia, w miejscu gdzie krzyżowały się szczeliny, mały kawałek [Czego?] zakołysał się, jakby na czymś balansował, po czym uniósł się i opadł na podłogę"

Tylko Paolini potrafi tak rozwlekle opisywać wydarzenia, które normalni i zdrowi na umyśle autorzy (nawet amatorzy) opisują jednym, góra dwoma zdaniami. Tylko on również potrafi w przypadku tak rozwlekłych opisów nie wiedzieć, o czym właściwie pisze i odwalać rzecz na odczepnego. Skoro był to fragment, gdzie "krzyżowały się szczeliny", żaden fragment (skorupki?) by się nie wyodrębnił - wszystko by się rozchyliło prędzej, jak pąki kwiatu.

Już to wcześniej wprawdzie mówiłem, ale powiem znowu. Ten rozdzialik - "Dar Losu" - to po prostu kwintesencja miernoty narracji Paoliniego. Cały ten rozdział jest całkowicie niepotrzebny - nic nie wnosi do fabuły, poza samym wykluciem się Saphiry (co nie wymaga tworzenia odrębnego rozdziału, poświęconego tylko temu). Samu klucie jest opisane przy tym w sposób tak rozwlekły, jak to tylko możliwe, a cała reszta rozdziału - wygłupy Erasia z młotkami czy też użeranie się z hałasującym "kamieniem" - to pospolite grafomaństwo, pisanie na siłę, bez sensu i bez potrzeby, byleby tylko napisać cokolwiek.

Der_SpeeDer

Twoje komentarze są naprawdę cudne! Nie mogłam przestać się śmiać :)

Całkowicie się z Tobą zgadzam, że "Eragon" to miernota. Niestety, mam wszystkie książki, jako, że lubiłam go w wieku 12 lat. (Ostatnią kupiłam w formie elektronicznej w oryginale bo nie chciało mi się czekać na tłumaczenie a ciekawiło mnie jako to "epickie zakończenie" Paolini nam zaserwował)

"Kupcy stanowili wędrowną grupę handlarzy, bajarzy i trefnisiów, którzy odwiedzali Carvahall każdej zimy. Kupowali wszelkie towary, oferowane przez wieśniaków i miejscowych rolników, i sprzedawali to, co trzeba, by przeżyć kolejny rok: ziarno, zwierzęta, tkaniny, sól i cukier"

Zawsze wydawało mi się, że cukier to był towar luksusowy (sól chyba zresztą też, prawda?) Więc chłopi musieli być niezwykle bogaci by je kupować :D

Dotknięcie Saphiry:

"Dłoń przeszyła fala lodowatej energii, (...) wypełniając żyły niczym płynny ogień" To co w końcu Eraś poczuł? Zimno czy ciepło?

Brom poczęstował Erasia herbatą ale czy herbata (liściasta a nie ziołowa czy owocowa) też nie jest czasem towarem luksusowym? Bo raczej chłopi jej nie uprawiali ale że pisał to Paolini to kto wie...

Lot Erasia

"Uda miał otarte do krwi, zdarły ją twarde łuski Saphiry" Następnie czytamy, że smoczyca grzeje chłopaka "Wtulił się w miękkie łuski, a ona wyciągnęła prawe skrzydło, osłaniając go" Więc dlaczego Eras jest ranny? To łuski były twarde czy miękkie czy po prostu jak widziało się autorowi? Bo gdyby były twarde to owszem rany na nogach się zgadzają ale wtedy chłopak nie mógłby się w nią wtulić.
Później czytamy, że Eraś ma problemy z chodzeniem, jednak jak wraca ze smoczycą do domu biega bez problemu.

Przepraszam za błedy interpunkcyjne.

Ogólnie jak patrzę teraz na tę książkę to nie mogę uwierzyć, że kiedyś mi się podobała... Masakra ile błędów logicznych i tak naprawdę "średnowiecze we współczesności": osobne pokoje, meble, tony książek, placek z wiśniami, kieszonkowe - zaiste, bieda aż piszczy :)

PS Przynajmniej okładka książki jest ładna.

ocenił(a) film na 1
arawis18

Dzięki za wyrazy uznania.

Znów się wracam, bo cała ta akcja wciąż mnie bawi. Może nawet to później pozbieram i sam osobny temat założę. Tak, aby wszyscy mogli sobie popatrzeć, jakiż to "talent" ma Paolini.

"Niestety, mam wszystkie książki, jako, że lubiłam go w wieku 12 lat"

Ja po raz pierwszy czytałem toto w liceum i już wtedy niespecjalnie mi się spodobało. To znaczy, nie uważałem tego jeszcze wówczas za książkę fatalną - po prostu zjadliwą, ale przereklamowaną i dość nudną. Kiedy sięgnąłem po nią ponownie kilka lat później, zastanawiałem się nie tyle nad tym, jak mi się mogła podobać (bo mi się nie podobała), ile nad tym, jakim cudem zdołałem ją w ogóle przeczytać. Dzisiaj nie dałbym rady. Zresztą, próbowałem się niedawno przemęczyć przez "Brisingra" - tylko i wyłącznie w ramach męczeństwa za sprawę, bo jeśli już mam coś krytykować, chcę mieć jakieś podstawy - ale niedługo po setnej stronie zwyczajnie poległem, przytłoczony tym całym grafomaństwem.

"Zawsze wydawało mi się, że cukier to był towar luksusowy"

Abstrahując od tego, czy to towar luksusowy - po co właściwie tym chłopom cukier? W jaki sposób miałby "pomóc im przetrwać następny rok"? To już nie jest kwestia braków edukacyjnych, tylko pospolitej głupoty Paoliniego - wskutek której nie umie nawet pomyśleć samodzielnie i dojść do prostego wniosku, że chłopom cukier nie był w ogóle potrzebny, a już w szczególności nie do przetrwania. Co, umarliby, gdyby sobie nie słodzili tej herbaty, co to ją również piją?

"Lot Erasia"

W tej scenie dziwił mnie jeszcze fakt, jakim cudem Eraś był w stanie w ogóle się poruszać (i jeszcze nie wrzeszczał wniebogłosy z bólu już w trakcie lotu), skoro łuski rzekomo obdarły mu skórę. To pewnie podobne zboczenie, co z batożeniem Rorana w trzecim tomie. Roran dostaje pięćdziesiąt batów, ale już nazajutrz jedzie sobie spokojnie na nową misję - widocznie zdaniem Paoliniego chłosta przypomina dawanie klapsów gołą ręką. Podczas gdy w rzeczywistości obierała ludziom skórę i mięso z kości - po pięćdziesięciu batach, nawet sprawny fizycznie mężczyzna musiałby spędzić najbliższe dni na rekonwalescencji. Z kolei obranie skóry, zdaniem Paoliniego, przypomina zdrapanie paznokciem naskórka - dlatego właśnie nie przeszkadza to zbytnio Erasiowi w normalnym funkcjonowaniu, a dotknięcie nóg przyprawia go jedynie o syknięcie. Dodajmy jeszcze, że choć te łuski obrały mu skórę, to spodnie pozostały nietknięte - to mówi samo za siebie.



No! Skoro znów tu zajrzałem, czemu nie miałbym się ponaśmiewać z kolejnego rozdziału ("Przebudzenie")? Tu będę się wspierał złośliwą analizą, jakiej dokonałem na innym sajcie.



"Wzdłuż kręgosłupa zwierzęcia biegł rząd maleńkich szpikulców, od podstawy głowy po czubek ogona. Zagłębienie tam, gdzie szyja łączyła się z barkami, był jedynym wolnym od nich miejscem"

Ponieważ smoki, w genach mając bycie wierzchowcami, sobie zakodowały w DNA, żeby grzecznie zrobić miejsce tam, gdzie ktoś chciałby się przejechać. Praktyczne.

"Twarde, błękitne jak lód oczy spojrzały wprost na niego"

Pewnie Paolini przeczytał, że jest w oku coś takiego, jak "twardówka", to i mu się ubzdurało, że oczy mogą być twarde... Całe szczęście, że nie sprawdzał ich twardości młotkiem, tak jak wtedy, gdy znęcał się nad jajem.

"Stworzenie (...) zaczęło niezręcznie badać izbę, popiskując przy każdym zderzeniu ze ścianą bądź meblem"

Pijane widać.

"Pysk trzymało otwarte niczym pisklę"

Paolini zdaje sobie sprawę, że pisklęta otwierają pyski czy dzioby tylko podczas karmienia? Czy może mu się ten obraz tak wrył w pamięć, że przerodził się w obsesję i doprowadził do powstania tej surrealistycznej wizji?

"Dłoń przeszyła gwałtowna fala lodowatej energii (...), wypełniając żyły niczym płynny ogień"

To się dopiero nazywa oksymoron! Aczkolwiek sugeruję, że to po prostu n-ta z kolei sytuacja, gdy widać, że Paolini nie panuje nad własnym tekstem i nie ma pojęcia, o czym pisze.

"Usłyszał bezdźwięczny wrzask wściekłości"

Przepraszam, właśnie mi ręce opadły z hukiem tak głośnym, że aż go nie usłyszałem.

"Po kilku godzinach - przynajmniej tak mu się zdawało"

Drobiazg. Kilka godzin by przesiedział na tej podłodze czy kilka chwil - wszystko jedno, na pewno nie poczułby różnicy...

"Niewątpliwie miał do czynienia z niebezpiecznym zwierzęciem, lecz pełzający po łóżku smok wydawał mu się taki bezradny"

Eraś i jego huśtawki nastrojów - jeszcze parę akapitów wcześniej spodziewał się ostrej walki ("Gdyby smok postanowił zaatakować, mógłby się okazać groźnym przeciwnikiem"). A teraz się okazuje, że toto takie bezradne. Niechże się bohater i autor zdecydują...

"Chłopiec zastanawiał się, czy mógłby go zatrzymać"

Nie zdecydują się.

"Przemyślę to później, zdecydował i wybiegł z izby, starannie zamykając za sobą drzwi"

Obiekt przemyśleń bohatera przepadł widać gdzieś w nicości. Bo pragnę zauważyć, że z żadnego ze zdań, poprzedzających powyższe, nie wynika w ogóle, co Eraś miałby przemyśleć. Ot, Paoliniego naszła ochota na wyciągnięcie z d**y jakieś zgranej frazy.

"Gdy wrócił, niosąc dwa paski suszonego mięsa, zastał smoka siedzącego na parapecie i patrzącego w księżyc"

Co prawda w chłopskiej rodzinie, żywiącej się od święta mięsem, brak dwóch takich połci zostałby zapewne natychmiast zauważony. Ale to przecież Eraś jest - jak autor potrzebuje akurat dwóch pasków mięsa, to się znajdą wszędzie, bez żadnych konsekwencji. Tak jak kieszonkowe dla dzieciaków, pokój dla każdego domownika i cała reszta tego tałatajstwa, którego bezdenna głupota katowała nas w poprzednich rozdziałach.
A tego nieustającego wciąż fetyszu z księżycem nie chce mi się nawet komentować. Oczywiście, że smok patrzył w księżyc - co może być wokół ciekawszego?

"Gdy został mu jeden kawałeczek mięsa, brzuszek smoka wzdął się wyraźnie"

Gdy zostały mu dwa kawałeczki, brzuszek smoka był OK. Kiedy został mu jeden, nagle się wzdął. Niestrawny musiał być ten przedostatni kęs.
Serio... o formie dokonanej i niedokonanej czasownika uczą już w szkole podstawowej...

"W chwili, gdy Eragonowi wydawało się, że smok śpi, z gardła stworzenia dobiegł niski wibrujący pomruk"

W chwili, kiedy Erasiowi wydawało się, że smok śpi, najwyraźniej owo wydawanie się stało się ciałem. Prawie jak w Sphere. Skoro Saphira najzwyczajniej w świecie drzemie, po co autor pisze, że "wydawało się"? Użycie tej frazy w normalnym, dojrzałym tekście sugeruje, że wprawdzie wydawało się, że jest tak, ale po chwili się okazuje, że jest inaczej. Tyle tylko, że "dzieło" Paoliniego nie ma nic wspólnego z normalnym i dojrzałym tekstem. A Paolini jak zwykle używa tych fraz i środków stylistycznych w sposób całkowicie losowy, nie mając pojęcia, co w ogóle robi.

"Eragon ułożył się obok, w półmroku rozprostowując palce"

A ja, przeczytawszy to, przewróciłem oczami, w świetle lampy poruszając mięśniem odpowiedzialnym za ruch gałki ocznej.

"Najprostszym rozwiązaniem byłoby zabić smoka, lecz Eragon ze wstrętem odrzucił tę myśl. Smoki były zbyt cudowne, zbyt wspaniałe"

Całkiem mądrze. Mając do wyboru śmierć najbliższej rodziny oraz skasowanie smoka będącego problemem, Eraś zdecydowanie woli zaryzykować to pierwsze. Tak bez wahania. Bo przecież "smoki są cudowne" - doceńcie opinię wydaną po nakarmieniu pisklęcia mięsem. Czyż to nie urocze? Przypomnijmy bowiem, że w tym rozdziale smok to zdaniem Eragona zwierzę...

"O świcie smok siedział na wezgłowiu niczym pradawny wartownik witający nowy dzień"

BUCH! - to nagromadzony w tym zdaniu patos pękł w końcu z tego nadęcia, niczym niepradawny gumowy balon, witający nadmierną porcję dwutlenku węgla.

"Eragon z zachwytem podziwiał jego [smoka] barwę. Nigdy nie widział równie czystego ciemnego błękitu"

Kłamczuszek. Właśnie, że widział go już wcześniej, na skorupce jaja (które, jak parę akapitów temu zapewniał Paolini, było tej samej barwy, co łuski Saphiry).

"Dostrzegł, iż biały owalny znak na dłoni, w miejscu gdzie dotknął smoka, nabrał srebrzystego połysku. Miał nadzieję, że zdoła go ukryć, brudząc ręce"

Mam nadzieję, że autor oszczędzi mi szczegółów... robienie wszystkiego - z konsumpcją posiłków włącznie (dodam, że chłopi noży i widelców nie używali) - łapami utytłanymi tak, że nawet lśniący jak moneta znak jest niewidoczny... no, genialny pomysł.

"Eragon podniósł go ostrożnie i cicho wyszedł z domu, po drodze zabierając mięso, kilka skórzanych pasów i naręcze szmat"

Istna skarbnica, ta chata Garrowa. Tyle dóbr wszelkiej maści, że nikt nawet nie zauważa ich zniknięcia.
Swoją drogą, zastanawiający jest fakt, że od czasu wyklucia się smoka Eraś cudownie nie napotyka domowników - nawet o świcie, kiedy powinni już być na nogach i zabierać się do jakiejś roboty. Dlaczego? To proste - bo tak akurat autor potrzebował. I tyle. Względnie - bo jest głupi, niedouczony i nie ma żadnego wyobrażenia, jak funkcjonowali średniowieczni chłopi.

"Szybkim krokiem przeciął pola"

Było założyć łyżwy - zawsze tę odrobinę łatwiej ciąć.

"w milczeniu dotarł do lasu, szukając bezpiecznego miejsca dla smoka. W końcu znalazł jarzębinę, która stała samotnie na nagim pagórku"

Czyli że widoczna była dobrze i z daleka. Genialna kryjówka.

"Zebrał naręcze gałęzi i zbudował z nich chatkę wysoko wśród konarów, a jej wnętrze wyścielił szmatami"

Ani chybi tam poleciał na skrzydłach, które mu wyrosły (bo nie wiem, jak miałby się wspiąć na drzewo, mając rękę lub obie ręce zajęte tymi naręczami gałęzi i szmat), ani chybi była to jakaś zmutowana jarzębina, że była taka wysoka i miała konary (Paolini nie wie nawet rzeczy, których można się dowiedzieć, będąc w przedszkolu...), a sam Eraś ani chybi miał wobec biednego smoczka sadystyczne skłonności, bez skrupułów godząc się na to, żeby był zmuszony wspinać się tak wysoko, nie umiejąc latać, oraz ryzykował bolesny upadek, ilekroć chciałby opuścić swoją kryjówkę.
Doprawdy, cały ten tekst jest tak naładowany bredniami, że aż zęby bolą...

"Drzewo kołysało się, a z gałęzi sypał się śnieg"

Gdzieś w oddali leciał klucz ptaków, gdzieś w innym świecie pewien czytelnik siedział przy biurku, czytając jedną z najgłupszych powieści, jakie widział na oczy.

"Pewien, że go nie zrozumiał, Eragon sięgnął w głąb umysłu, starając się wyczuć świadomość smoka. Znów ogarnęło go straszliwe uczucie otwartości - przestrzeni tak rozległej, że napierała na niego niczym ciężka pierzyna"

I znowu. Paolini tak się stara, tak się wytęża, żeby było epicko, że takie wielkie magnum opus ma być, a znów kupa tylko z tego wyszła. Po pierwsze to zdolności telepatyczne Erasia są w tej scenie ograniczone do kontaktu mentalnego z Saphirą - nie wiem zatem, z jakiej racji taka dwustronna linia komunikacyjna miałaby stwarzać wrażenie "otwartości", skoro tak naprawdę poza umysłem Saphiry Eraś nie wyczuwa absolutnie nic. Kojarzy mi się to raczej z podążaniem za czyimś głosem pośród głuchej ciszy. A bezdenna głupota tego porównania z pierzyną mówi sama za siebie - oto, zdaniem Paoliniego, świadectwem otwartości i rozległej przestrzeni jest to, że ktoś narusza twoją swobodę i osobistą przestrzeń, przytłaczając cię kołdrą (pewnie par excellence otwartości byłaby zatem dla Paoliniego sytuacja, gdy ktoś dusi cię poduszką).
Kiedy widzę tego typu, ciężkiego kalibru kwiatki stylistyczne, zastanawiam się, ile muszę takich jawnie g*wnianych cytatów z książki Paoliniego wyciągnąć i omówić jak krowie na rowie, aby do ciemniaków pokroju założyciela tematu dotarło, że Paolini to całkowicie pozbawiony talentu grafoman, który kompletnie nie umie pisać ani budować nawet najprostszych figur stylistycznych.

"Po szybkim marszu do domu zakradł się z powrotem do izby, żeby zebrać kawałki skorupek"

Bo oczywiście zrobienie tego już wczoraj, zamiast zostawiać je na widoku potencjalnym widzom, przekracza granice inwencji bohatera. Oraz autora. Względnie - autor po prostu nie pomyślał o tym, że Eraś powinien był te skorupki od razu usunąć, przypomniał sobie dopiero po czasie i zamiast umieścić o tym wzmiankę, gdzie trzeba (zanim Eraś w ogóle wyszedł z domu), umieścił ją byle gdzie. Bo ma wszystko centralnie w d**ie.
A Garrowa i Rorana oczywiście w dalszym ciągu ani widu, ani słychu, mimo że Eraś w międzyczasie zdołał wlecieć na drzewo i tam zrobić chatkę dla smoka. Bo przecież autor ich teraz nie chce, więc won. Sens? Też won.

"Kiedy wstali, Roran wspomniał, że w nocy słyszał dziwne hałasy, ale ku uldze Eragona nie drążył tematu"

Pewnie, że nie. Gdzie by mu tam autor pozwolił. Chciejstwo grafomana może wszystko.

"Z łatwością zdołał ukryć znamię na dłoni i wkrótce przestał się nim martwić"

Paolini z łatwością wymigał się od udzielenia jakichkolwiek szczegółowych wyjaśnień (bo w to, że umazanie sobie łapy błotem miałoby być tą "łatwością", nie wierzę), i od razu przestał się tym zagadnieniem martwić.

"Pod wieczór z powrotem znalazł się pod jarzębiną, przynosząc kilka zwędzonych z piwnicy kiełbas"

Już mi się nawet nie chce... Po prostu nie mam siły. Najlepiej niech jeszcze całą krowę stamtąd wyciągnie - widząc chciejstwo Paoliniego, spodziewam się, że Garrow z Roranem nie zauważyliby nawet i tego.

"Całe pozostawione mięso zniknęło, lecz sam domek był nietknięty, a wewnątrz walały się pióra. Świetnie, potrafi polować"

Nauczyła się tego metodą Rorana. Poza tym, ciekaw jestem, jakim cudem w ciągu zaledwie kilku godzin zeżarła tyle ptaków, że mięso się w jej chatce wala (chociaż Eraś zostawił jej jeszcze sporo prowiantu). I jakim cudem je złapała, skoro była przywiązana. I jakim cudem ludzie czytają te wszystkie idiotyzmy i twierdzą, że to dobra książka. To znaczy, mam co do tego ostatniego teorię, ale nie będę jej tu głośno wymawiał, bo nie wypada.

"Nagle przyszło mu do głowy, że nie wie, czy smok to samiec czy samica. Podniósł go i obrócił, nie zważając na piski oburzenia"

A to perwers.

"Siedział bez ruchu, smok ukrył mu głowę pod kurtką"

Taki mały, ale byk. Dziwne tylko, że nie jest Erasiowi niewygodnie w tej pozycji (ja nawet pochylać głowy za długo nie lubię, a co dopiero chować ją pod kurtkę).

"Wkrótce ustalili stały rozkład dnia. Co rano Eragon biegł pod drzewo i dawał smokowi śniadanie, po czym wracał pospiesznie"

Z tym mięsem u Garrowa to całkiem jak z aferą zbożową - znika toto bez śladu, nikt nic nie wie i nikt się tym na dłuższą metę nie przejmuje.

"Roran i Garrow zauważyli zmianę w zachowaniu chłopaka"

Ach! Pierwszy przejaw zdrowego rozsądku u którejś z postaci. Aż się łezka w oku kręci.

"Kilka razy pytali, czemu tak dużo czasu spędza na dworze. Eragon jedynie wzruszał ramionami"

... i to oczywiście wystarczało. Gdzie tam mieliby drążyć, co ich to obchodzi... i oczywiście śpią do późna - zupełnie nie jak chłopi - z grzeczności, żeby się sekrecik Erasia nie wydał.

"Nie mieścił się w chatce w gałęziach, toteż Eragon zbudował mu nowe schronienie na ziemi"

I znów surrealistyczny obraz mi Paolini podsuwa - smok, mieszkający w zaimprowizowanej psiej budzie, do tego pośrodku lasu...

"Kiedy tylko smok próbował ruszyć w tamtą stronę, Eragon odpychał go myślami"

To już nie telepatia, to telekineza.

"Cały czas powtarzał smokowi, by polował jedynie w Kośćcu, gdzie nikt raczej go nie zobaczy. Chłopi z doliny Palancar z pewnością by się zorientowali, że znika im bydło"

Wiecie, w tym momencie brak pomyślunku Paoliniego oraz jego totalna olewka całej tej "powieści" robią się wybitnie wkurzające. Tego typu wtręty sugerują bowiem, że Paolini, gdyby mu się chciało choć odrobinę pomyśleć lub choć odrobinę postarać nad swoim "dziełem", mógłby je przynajmniej napisać z sensem. Tu na przykład, wreszcie się skapnął, że mięso i żywiec wyjadane przez drapieżnika byłyby czytelnym znakiem, że coś jest nie tak. Przy odrobinie wysiłku doszedłby zatem i do prostego wniosku, że cała ta bajeczka z Erasiem wynoszącym mięso dla Saphiry - i Garrowem tudzież Roranem, którzy w ogóle nie zauważają braków - jest całkowicie pozbawiona sensu. Ale Paolini ani się nie stara, ani nie myśli (o ile w ogóle umie myśleć) - widać wyraźnie, że ma w d**ie i tę "książkę", i czytelników.

"Wkrótce Eragon mógł porozumiewać się ze smokiem z odległości trzech staj"

Taśmą mierniczą pewnie zmierzył tę odległość.

"Nadal jednak nie ział ogniem. Eragona bardzo to martwiło"

Biorąc pod uwagę jego "inteligencję", nie dziwię się.

"Mimo wysiłków Eragona las wokół farmy zapełnił się śladami obecności smoka"

Jeszcze parę akapitów temu Eraś sam mówił, że w Kośćcu smoka nikt raczej nie znajdzie, ale teraz posłanie go tam wydaje się nagle nazbyt skomplikowanym rozwiązaniem.

"Czuł na sobie spojrzenie niepojętych, szafirowych oczu"

Całkowicie losowych określeń ciąg dalszy... Dlaczego "niepojętych"? Bo tak się autorowi zachciało? Co konkretnie jest - zdaniem autora - w oczach, aby mówić o pojmowaniu czegokolwiek?



Podczas gdy ogólną bolączką poprzedniego rozdziału była jego całkowita zbędność (no, chyba że jego celem było ostrzeżenie czytelników, aby darowali sobie dalszą lekturę tego g*wna), ogólną bolączką tego rozdziału jest chciejstwo autora. W skrócie - Paolini ma takie życzenie, żeby się nikt o Saphirze nie dowiedział. I aby swoje życzenie spełnić, wymyśla nawet totalne absurdy, które nie mogłyby się zdarzyć w rzeczywistości. W efekcie cały rozdział jest pozbawiony sensu - mimo, że jest mnóstwo powodów, dla których Garrow i Roran powinni byli odkryć sekret Erasia (znikanie mięsa, znikanie różnych innych drobiazgów, znikanie samego Eragona, a nawet ten święcący jak moneta znak na dłoni - bo oczywiście Paoliniemu się zachciało dać taki znak, żeby było cool, a to, że taki znak zdradziłby Erasia, najzwyczajniej w świecie olał), nic takiego się nie dzieje. Jak mam wierzyć w ciąg dalszy tej nędznej opowieści, skoro już pierwsze rozdziały nie trzymają się kupy? Background świata - co już wcześniej mówiłem - jest kompletnie idiotyczny i pozbawiony jakiegokolwiek sensu, sam świat wygląda, jak efekt kiepskiego mariażu średniowiecza ze współczesnością, a teraz jeszcze na dokładkę autor nie umie nawet opisać początków znajomości Erasia i Saphiry, aby zawierało to choć krztynę sensu. Nieźle się ta kupa łajna zapowiada, nie ma co.

Der_SpeeDer

No to lecimy dalej :D

Opowieść Broma przy prawdziwej herbacie też się trochę kupy nie trzyma. Czytamy, że elfy "uważały smoki za zwykłe zwierzęta" więc urządzili sobie na nie polowanie. Super! Smok zna magię znacznie potężniejszą niż ta elfia (diamentowy grobowiec, sklejenie tego szkieletu, który Saphira rozwaliła pod koniec książki, Elva i jej moce) + ogień + umiejętność latania+ niesamowita mądrość + cholernie duży wzrost. Więc oczywiste, że to zwykłe zwierzęta, jak jeleń na przykład. A Paolini też wielokrotnie mówi o mądrości elfów.... Potem ta wielka wojna... że elf miał smoka po swojej stronie i opiekował się nim w sekrecie? Pewnie tak samo jak Eragon... Nikt nic nie wie, wszyscy ślepi i nie zadają pytań :D I oczywiście bez problemów żadnych nastaje pokój. No ale czego spodziewać się po typowym amerykańskim (sic!) nastolatku? To nie ma logiki i cała reszta wydarzeń w taki razie też nie powinna istnieć!

"Widziałeś kiedyś smoka" (eraś) -Nie (Brom) oczywiście, że nie, bo niby skąd wiedziałby o smokach takie detale? :)

Znalazłam kolejną perełkę:

(Sloan) Rozmowa o kamieniu "Gdy tylko wrócisz do domu pozbądź się go" - Horst puścił mimo uszu zdumiony okrzyk Eragona" Bo i co w tym było dziwnego? Boże swięty, że wszyscy w tej książce są tacy durni :/

Potem ci nieznajomi wypytują ludzi o kamień, grzecznie kulturalnie, wierzą na słowo (Sloan) ( nieznajomi dziękują nawet : "nie zapomnimy o tym") ja to bym się spodziewała wyciągania informacji siłą o szczególy itd. bo rzeźnik jednak sporo wiedział.

Jakiś czas póżniej Eraś postanawia wyruszyć w drogę bo nareszcie ludzie zaczęli coś podejrzewać. Wymyślił, że ukradnie co mu będzie pasowało, "pozatym wszystko czego trzeba, znajdę w ruinach domu" To te ruiny musiały być w cholernie dobrym stanie :) a no i, że biega po wiosce bez problemu pomimo zdartej skóry z nóg, skubaniec!

Może na razie tyle. Nie wiem kiedy dodam coś od siebie bo muszę się uczyć ale pewnie też dopero za jakiś czas.
Mam nadzieję, że bedziesz kontynuował swoje posty :)

PS Paolini miał rodziców (czy kogoś tam bliskego w wydawnictwie) i dlatego ta książka ujrzała światło dzienne. Pytanie, dlaczego np. jakiś korektor książki czy ktokolwiek inny nie zwrócił uwagi na kompletny brak logiki. Bo to fantasy i mogę wszystko?

ocenił(a) film na 1
arawis18

No to co, pobawimy się jeszcze? Nie odzywałem się przez dłuższy czas, bo mam też mimo wszystko trochę ważniejsze sprawy na głowie, niż walka z wiatrakami.

"Opowieść Broma przy prawdziwej herbacie też się trochę kupy nie trzyma"

A, do tego sobie właśnie w tym odcinku dojdziemy.

"PS Paolini miał rodziców (czy kogoś tam bliskego w wydawnictwie) i dlatego ta książka ujrzała światło dzienne"

Paolini nie tylko miał rodziców w wydawnictwie - jego rodzice byli WŁAŚCICIELAMI wydawnictwa, które pierwotnie tę książkę wypuściło.

"Pytanie, dlaczego np. jakiś korektor książki czy ktokolwiek inny nie zwrócił uwagi na kompletny brak logiki. Bo to fantasy i mogę wszystko?"

Myślę, że to dość proste - rodzice zapewne olali tego typu sprawy, bo całkiem słusznie zakładali, że książka i tak się sprzeda dzięki gigantycznej kampanii reklamowej, jadącej tylko i wyłącznie na wieku autora. A założenie przedstawione w tym ostatnim zdaniu to moim zdaniem pomaga - paradoksalnie - wybić się takiej szmirze, jak Eraś. Skoro recenzenci-laicy myślą w ten sposób, to zapewne ignorują bezdenną głupotę i niedojrzałość tej książki, bo myślą, że tak ma być - i zamiast tego, skupiają się na trąbieniu, iż napisał ją piętnastolatek (co samo w sobie jest przekłamaniem). Tak jakby było to coś nadzwyczajnego i tak jakby nie brakowało blogowych "tfurcuf" również w nastoletnim wieku - ale o tym wspomniani laicy także nie wiedzą.

No, to może kolejny rozdzialik? Minął już cały miesiąc.



"Herbatka przy kominku"

O? Taki swojski tytuł, przy tej całej masie górnolotnych? To miłe.

"Roran i Eragon rozstali się na przedmieściach Carvahall"

Wioska z przedmieściami... no, naprawdę, to chyba nie wymaga komentarza...
Aczkolwiek podejrzewam, iż to ciąg dalszy przypadłości polegającej na tym, że Paolini nigdy się nie umie zdecydować, czym właściwie Carvahall ma być. Nawet ten cały kupiec zbożowy we wcześniejszym rozdziale potrzebował się aż zastanowić, by toto nazwać - a i tak nie wyskoczył z niczym konkretnym.

"Eragon ruszył powoli do domu Broma, zatopiony w myślach"

Czy którakolwiek z tych myśli była związana z fabułą utworu? Choćby pośrednio?

"Za jego plecami Brom opierał się na wygiętej lasce, ozdobionej dziwnymi rzeźbami"

Czemu nie statuami od razu? To by dopiero było coś!

"Nad białą siwą brodą i ustami sterczał dumny orli nos, dominujący element twarzy"

Matko jedyna, Cyrano de Bergerac?

"Wnętrze domu było ciemne jak grafit, w powietrzu wisiała ostra, gryząca woń"

Zaiste, światło dochodzące z otwartych drzwi i okien (bo nie wyobrażam sobie domu bez takowych) najwyraźniej nie jest w stanie przebić się przez ten nieprzenikniony mrok... aż mi się dowcip przypomina, ten z Jasiem, co to w jaskini zapala jedną zapałkę, a potem drugą, żeby zobaczyć, czy ta pierwsza się pali.

"Stosy książek otaczały umieszczony naprzeciw kominka rzeźbiony fotel o wysokim oparciu, osadzony na czterech nogach w kształcie orlich szponów. Siedzenie i oparcie wyściełała skóra wytłaczana w różyczki. Na mniejszych krzesłach piętrzyły się zwoje"

Mariażu średniowiecza ze współczesnością ciąg dalszy... mało tego, że domy "ubogich chłopów" mają dachówki i pokoje dla każdego domownika, mało piętrzących się bez końca bzdur typu kobiety wydające pieniądze na jakieś bibeloty, chłopscy synowie dostający kieszonkowe czy też niekończące się mięso w spiżarni "ubogiego chłopa". Teraz mamy wioskowego bajarza, który w swojej chacie trzyma cały księgozbiór. I oczywiście nikt się w tej wiosce/miasteczku/miejscu/czymśtam nie zastanawiał, skąd właściwie Brom wziął pieniądze na te wszystkie tomiszcza, skoro w średniowieczu nie było druku, książki przepisywano ręcznie i były one niebotycznie drogie? Jako ta zgniła wisienka na skisłym torcie jest jeszcze wypasiony fotel ze skórzanym obiciem wytłaczanym we wzorki.
Jak można mieć chociaż minimum inteligencji i nie czuć podczas czytania takich bredni, że autor próbuje ową inteligencję obrażać?

"Delikatnie zabrał z krzesła szeleszczące zwoje i umieścił na podłodze. Gdy usiadł, w powietrze wzleciał obłok kurzu"

Magicznych właściwości świata ciąg dalszy - kurz przenika tutaj stosik papierów i cudownie osiada na znajdującym się pod nim krześle.

"Brom pochylił się i podpalił świecą drwa"

Które to drwa tak sobie grzecznie przez cały czas w kominku leżały. Drwa instant. Do tego zrobione najwyraźniej z jakiegoś syntetycznego amery... tego, alagaesjańskiego drewna, skoro można je świeczką od razu podpalić.
Taka dygresja - ja już mając kilka latek wiedziałem (dzięki temu, że wielokrotnie widziałem ojca, rozpalającego ognisko np. na Mazurach), że rozpalenie ognia to nie jest kwestia podłożenia na chwilę zapalonej świeczki pod grube szczapy. A Paolini - któremu się ubzdurało, że potrafi pisać książki - nawet tego nie wie.

"- Mów zatem, czego chcesz - Zwracał się do Eragona ostro, lecz przyjaźnie"

Wysoki Sądzie, to mnie przerosło.

"Eragon czekał cierpliwie, podczas gdy Brom ubijał tytoń"

Oczywiście, tytoń i herbata to w Carvahall również towary łatwo dostępne. Co się pojawi w następnym rozdziale? Faktycznie się okaże, że złotnik tam mieszka?

"Eragon usiadł wygodnie, słuchając fascynującego głosu bajarza"

A co on, ten głos, brzęczał cały i błyszczał, że był taki fascynujący? Bardziej, niż to, co jego właściciel opowiadał?

"A jeśli mają koniec, nadejdzie on wraz z końcem tego świata, żyją bowiem tak długo, jak sama ziemia"

Gdzie tam. Aster... temu, Galbatroniksowi zostało ich ledwie kilka do ukatrupienia.

"Nazywają je [elfy] pięknym ludem, bo urodą przewyższają wszystkie inne rasy"

OK, czyli mamy "piękny lud", bo jego przedstawiciele są piękni. Nazwa po zbóju. Inny autor pomyślałby odrobinę nad czymś bardziej oryginalnym, ale co się Paolini będzie takimi pierdołami przejmował. Podobnie jak w starożytnej przepowiedni piszą o "broni w korzeniach jakiegoś-tam drzewa", to - łopatologia stosowana - faktycznie trzeba się do tej broni dogrzebać pod jakimś-tam drzewem.

"Zapalczywy elfi młodzik urządził polowanie na smoka niczym na jelenia i zabił go"

A smok oczywiście dał się zabić jak ten jeleń, choć normalnie może sobie z całą armią walczyć, a miecze ponoć tępią się na jego łuskach... przepraszam, nie kupuję tego. Podobnie nie kupuję tego jako incydentu wszczynającego całą, kilkuletnią wojnę.

"Przerażony straszliwym nieporozumieniem elfy próbowały zakończyć walkę, nie mogły jednak znaleźć sposobu, by porozumieć się ze smokami"

A ta ich potężna magia, zdolność telepatii - to co, zapomnieli, że tak potrafią? I trzeba było pięciu lat, żeby ktoś sobie w końcu przypomniał? Doprawdy, umiejętności Paoliniego w dziedzinie budowania składnej i absolutnie niechciejskiej fabuły tudzież spójnego backgroundu świata są wręcz porażające.

"Z początku elfy tylko się broniły (...), lecz gdy w końcu przeszły do kontrataku, smoki poczynały sobie bardzo gwałtownie"

A co, wcześniej pacyfistami były?

"- Nie. - Czajnik zagwizdał przeraźliwie"

- No to klops - powiedział fotel, po czym zaklął szpetnie.

"Liście nie muszą parzyć się długo, więc pij szybko, nim herbata stanie się zbyt mocna"

Ponieważ wyciągnięcie ich po prostu z herbaty przekracza granice inwencji zwykłego człowieka i wymaga wynalezienia torebek firmy Lipton. Albo Tetley - jak kto woli.

"Tak czy inaczej, Eragon uznał, że warto wychować przyjaźnie nastawionego smoka"

Dobrze, że w końcu - po pięciu latach - przyszedł w końcu któremuś z tych mądrych ponoć elfów tak oczywisty pomysł. Oczywiście, autor nigdy nie wyjaśnia, dlaczego elfy nie mogły się ze smokami porozumieć przy użyciu telepatii, a Eragon ze swoim smoczkiem nagle już mógł. Bo tak? Bo to kolejna żałośnie oczywista rzecz, która z jakiegoś powodu nikomu innemu przez bite pięć lat do głowy nie przyszła?

"W sekrecie opiekował się nim i zgodnie ze zwyczajami pradawnej mowy nazwał go Bid'Daum."

O jakież to zwyczaje pradawnej mowy chodzi, tego się już chyba nie dowiemy... Bo pragnę zauważyć, że z tego zdania tak naprawdę nic konkretnego ani sensownego nie wynika - znaczy, zgodnie z tymi zwyczajami dał mu na imię właśnie Bid'Daum (a nie Daum'Bid, na przykład)? Czy może zwyczaje nakazywały mu nadać jakiekolwiek imię? I co to w ogóle za zwyczaje były i skąd się wzięły? Eragon (w sensie elf, a nie główny bohater powieści) przecież stosował się do tych "zwyczajów", zawierając znajomość ze smokiem - jakie to niby zwyczaje mogły powstać, pomiędzy elfami i smokami, które przez pięć lat tylko ze sobą walczyły? Paolini myśli, że jak wyciągnie sobie z czterech liter jakieś "zwyczaje", to od razu nada to historii sensu? Takie słówko-wytrych?

"Obie rasy zawarły rozejm, a żeby wojna nigdy już nie wybuchła, ustaliły wspólnie, że należy stworzyć Jeźdźców"

Tym samym Paolini stwierdza, iż smoki - dumna przecież rasa - z ochotą zgodziły się być wierzchowcami elfów. To rzeczywiście brzmi sensownie (zresztą, czy sama Saphira nie dopominała się później, żeby Eragon jej dosiadł? To rzeczywiście świadczy o wielkiej dumie i godności), szczególnie że sama ta nazwa - jeźdźcy - wskazuje, kto tu jest ważniejszą personą. A propos - właściwie to dlaczego po prostu "jeźdźcy"? Naprawdę nie było Paoliniego stać na jakąś bardziej oryginalną nazwę? W Star Wars rycerze walczący mieczami świetlnymi wchodzili mimo wszystko w skład jakichś zakonów - albo Jedi, albo Sithów... a tutaj nic, tylko "jeźdźcy" i "jeźdźcy".

"Co za niezwykły zbieg okoliczności sprawił, że nadano mu imię pierwszego Jeźdźca"

Jaki zbieg okoliczności - po prostu autor chciał, żeby było kul. Prawdopodobnie poczuł też żądzę nagromadzenia w książce tylu kliszy fabularnych, ile się dało.

"No wiesz, my wszyscy - Eragon machnął ręką - Ludzie"

Cały ten fragment (z pochodzeniem ludzi) jest dla mnie tyleż głupi, co zagadkowy. Eraś pyta o ludzi, tymczasem zdaje się w tym kontekście myśleć wyłącznie o "swoich", w taki sposób, jakby to byli jedyni ludzie na świecie albo przynajmniej przodkowie wszystkich Ameryka... znaczy się, Alagaesjan. Czy on naprawdę jest aż tak głupi i wąsko myślący, czy sam autor się w tym wszystkim pogubił, kreśląc z wypiekami na policzkach te teksty?

"Eragon skrzywił się, pociągając duży łyk herbaty. Była wciąż dość gorąca, by oparzyć gardło. To jego dom, nieważne, kim był jego ojciec"

I znowu - czy mi się wydaje, czy coś przegapiłem? Najpierw Paolini opisuje picie herbaty, a w następnym zdaniu - ni z gruchy, ni z pietruchy - wspomina o pochodzeniu Erasia. Czy autor nie może się trzymać, że tak powiem, jakiejś nadrzędnej struktury tekstu? Czy musi gryzmolić wszystko, co mu ślina na język w danej chwili przyniesie?

"Oszczędził tylko te, które zgodziły się mu służyć. Lecz jedynie na pół szalone smoki Zaprzysiężonych były na to gotowe"

Kolejna dygresja - właściwie DLACZEGO smoki Zaprzysiężonych był na wpół szalone? Zdaje się, że smoki miały własny rozum i wcale nie musiały uznawać tych "wymyślonych krzywd" za prawdziwe, ani wcale nie musiały się słuchać we wszystkim swoich jeźdźców. Naprawdę żaden się temu nie sprzeciwił, wszystkie jednomyślnie się przyłączyły do drużyny frustratów? To tylko kolejny drobiazg, pokazujący, że Paolini nakreślił ten cały setting na zwyczajnego "odczepnego", pozostawiając bez wyjaśnienia wiele wartych uwagi kwestii.

"Nad głową Broma unosił się ciemny pióropusz dymu, niczym miniaturowa burza"

Aaaach, ten suspens...
Swoją drogą, ten tekst o miniaturowej burzy, wiszącej nad głową, przypomina mi z kolei pewnego kolesia z serialu My Little Pony (nie, nie tego z podtytułem Friendship Is Magic). Też mu taka miniaturowa burzowa chmurka nad głową wisiała. Tyle że wyglądał z nią komicznie, a tymczasem według Paoliniego ma to być przejawem tego, jak srogi jest Brom, gdy ktoś go rozzłości.

"Brom wydmuchnął kółko z dymu i patrzył, jak wzlatuje ku powale.
- Słyszałem, że ich łuski lśniły jak klejnoty"

Przepraszam, kto to powiedział? Brom? Bo to wynika z gramatyki, ale z kontekstu już coś innego.

"Dobrze słyszałeś - warknął"

Jeśli Brom warczy, nie mając ku temu powodu, to boję się myśleć, co robi, kiedy jest naprawdę wściekły. Wizerunek srogiego starca Paolini próbuje nam tu wcisnąć w sposób tak nieudolny, że aż się płakać chce. Ewentualnie - to po prostu ciąg dalszy manii wrzucania całkowicie losowych określeń.

"Zapomniał o fajce, która zgasła"

To pewnie jak ze sprzęgłem w aucie - na chwilę choćby zapomnisz i silnik gaśnie...

"Palce z namysłem postukiwały w fajkę"

Obciąć je! Spalić! Jak palce zaczną myśleć, szybko zniszczą naszą cywilizację!

"Poza tym uszy ludzi Jeźdźców powoli robiły się spiczaste, choć nigdy tak wyraźnie jak u elfów"

Bo to by przecież było jeszcze bardziej głupie.

"Ale to przecież zwierzęta! - upierał się Eragon"

Tak na marginesie... ja wiem, że jako wsiok pospolity, Eraś ma prawo być głupi jak but i pewne rzeczy mają prawo do niego nie docierać (dziwne, że w przypadku Rorana autor już o takich rzeczach zapomina i robi z niego nadczłowieka – tyle że w inną stronę). Ale bycie kimś od ratowania świata naprawdę zobowiązuje...

"Z jakichś przyczyn ludzie wysławiają wszystkie czyny Jeźdźców, lecz zapominają o smokach, jakby były one jedynie egzotycznym środkiem transportu"

Niech pomyślę... może ma to coś wspólnego z faktem, że autor nie zadbał nawet o nadanie tej organizacji nazwy, która nie sugerowałaby od razu, kto tu jest "mózgiem"?

"- Cóż, Roran już pewnie skończył u Horsta. Powinienem wracać, choć wolałbym zostać.
- I to wszystko? Spodziewałem się, że będę odpowiadał na twoje pytania, póki nie przyjdzie cię szukać"

Zaraz... to ten Eraś w ciągu dnia przyszedł do Broma na pogawędkę? Tak po prostu? I nic absolutnie nie miał w ciągu dnia do roboty - nawet ten dług, zaciągnięty przezeń u Horsta, odpracowuje w końcu Roran? Mało mariażu średniowiecza ze współczesnością - chwilami odnoszę wręcz wrażenie, jakby życie średniowiecznych chłopów było, w mniemaniu Paoliniego, nigdy nieustającymi feriami, w trakcie których można się bez przerwy włóczyć po okolicy, a pracy to ze świecą szukać.



W tym rozdziale mieliśmy jakby ciąg dalszy przypadłości, która pojawiła się w całej krasie w jednym z poprzednich rozdziałów - cały setting i świat, zaserwowany przez Paoliniego, jest tak kompletnie dziurawy, jak tylko może być dziurawy fikcyjny świat skreślony na kolanie. Opisuje dawne dzieje, które ustanowiły status quo, napotkane przez czytelnika w utworze - myślałby kto, że zadba o sensowny i rozbudowany backgroud. Ale nie - kiedy już przychodzi pora na ekspozycję, wciska nam historyjki, które już w ogólnych zarysach nie mają sensu i są zbudowane na założeniach opartych o uniwersalną właściwość "bo tak". Elf zabija smoka - powtarzam: SMOKA - z łuku na polowaniu, jak jelenia. Dlaczego, jakim cudem? Bo tak. Elfy nie umieją się komunikować ze smokami, mimo że znają magię i mają zdolności telepatyczne, podobnie jak same smoki. Dlaczego? Bo tak. Po bitych pięciu latach pojawia się elf, który nagle już umie się ze smokiem komunikować. Dlaczego? Bo tak. Są też obowiązkowo jakieś mętne brednie o "zwyczajach", które zastąpiły szaleństwo Galbatroniksa w roli fabularnego wytrycha. A sam tekst jest oczywiście ogólnie cienki stylistycznie, jak zwykle. Huśtawki nastrojów Broma, określenia wciśnięte zupełnie losowo... pakiet standardowy u Paoliniego.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones