PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=196074}
5,3 71 565
ocen
5,3 10 1 71565
2,5 6
ocen krytyków
Eragon
powrót do forum filmu Eragon

Witam,
wpadłem na pomysł,żeby kazdy z Was - fani i nie tylko, wysłał do Christophera Paoliniego wiadomość na facebooku. Oto jej treść:


In case of re-filming “Eragon”

Dear Mr. Christopher Paolini
I’m a huge fan of Yours marvelous novel.
Me and many of my friends, who are also your fans, wishes to see it screen again.
Film made in 2006 is very bad, but many of us think that Your books have much more potential. We belive, that if it could be filmed by professionals, like makers of “Lord of the Rings” or “Harry Potter”, it could became a great movie which can succeed around the world.
So, in behalf of many of your fans, I’m asking You, could You do something in that matter? We belive that You as the Author have a lot to say about that.
Please reply.
Yours sincerely,
Patryk L.

Ja już wysłałem ;) Przyłączcie się - może razem coś zdziałamy !!! Na pewno każdy z Was kto uwielbia tę serię chciałby ją zobaczyć w profesjonalnej ekranizacji !!! Takie jest bynajmniej moje marzenie ;)

Jeśli macie jakieś inne ciekawe propozycje co do tego, co można by w tej sprawie zrobić,to czekam na info.
Jesli widzicie jakieś błędy - bo mogłem jakies przeoczyć-,to również proszę o info ;)
Pozdrawiam ;)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 1
BloodyDG

Nie będę nawet twojego bełkotu komentował - niech mówi sam za siebie.

Der_SpeeDer

Prawda w oczy kole :)

ocenił(a) film na 1
BloodyDG

Szumiący wiatr spienione goni fale.

Der_SpeeDer

Koleś, nie podoba ci się to idź gdzieś indziej. Co cię to obchodzi, że ktoś wysyła do niego prywatne wiadomości? Boli cię? Ktoś ci krzywdę robi? Nie masz nic ciekawego do roboty? Wyluzuj.

ocenił(a) film na 1
Ofeflia

"Co cię to obchodzi, że ktoś wysyła do niego prywatne wiadomości?"

W sposób wyczerpujący wytłumaczyłem, dlaczego mnie to tak obchodzi - jeśli nic z tego nie zrozumiałeś, to najwyraźniej jesteś po prostu tępy.

Der_SpeeDer

Zwykły troll.

Ofeflia

Mówisz, że Der_SpeeDer jest trollem. Dlaczego? Dał milion mocnych argumentów dlaczego "Eragon" to bardzo kiepska książka. Nie czytałeś/aś ani jednego? Ja sama dorzuciłam parę groszy od siebie (moje komentarze są krótsze) i mam nadzieję coś jeszcze kiedyś dopisać w przyszłości. Pokaż, że ty nie jesteś trollem i daj mocne (logiczne i uzasadnione) argumenty, dlaczego "Eragon" to dobra książka. Jeśli nie potrafisz, to nie wyzywaj mądrych ludzi od trolli bo Der to ostatnia osoba, którą nazwałabym trollem w internetach.

ocenił(a) film na 1
arawis18

Dzięki za obronę, ale z tą mądrością bywa różnie... Na przykład nie powinienem był wcześniej nazwać rozmówcy osobą tępą. Niemniej, moja cierpliwość do ludzi, którzy dostają ode mnie wyczerpujące wytłumaczenia czy też argumentację, po czym twierdzą, że żadnej argumentacji nie widzą, dawno się już wyczerpała.

Der_SpeeDer

Rozumiem, co masz na myśli. No, szkoda, że nikt z obrońców "Eragona" nie daje takich argumentów, co ty. Może jeszcze Ofeflia się wykaże :) Co do mądrości to po prostu nie spotkałam ludzi, którzy by uzasadniali swoje zdanie tak wieloma postami długości wypracowania :) Planujesz to gdzieś kiedyś pozbierać? Czy chociaż założyć jakiś wątek nowy?

Der_SpeeDer

dla Ciebie tak książka jest słaba - napisałeś czemu i gówno mnie to obchodzi !!! Natomiast dla mnie jak i dla wielu milionów fanów jest cudowna !!! I tez Ci nic dom tego !!! Każdy jest inny i postrzega oraz odbiera pewne rzeczy inaczej ;) Nie mam zamiaru tracić swojego cennego czasu na bezcelowe dyskusje z osobami,które i tak wiedza lepiej, bo pracuje nad czymś ważnym ;) Pozdrawiam i życzę powodzenia w karierze pisarskiej;)

ocenił(a) film na 1
Shurtugal_Eragon

"Natomiast dla mnie jak i dla wielu milionów fanów jest cudowna"

W końcu - jak to mówią? "Eat shit - billions of flies can't be wrong"...

Der_SpeeDer

Przeglądam sobie tę żenadę dalej, by znaleźć coś ciekawego. (rozdział Zagłada niewinności.)

Mamy to Erasia, który jest zły i bardzo chce wrócić do domu (są ze smoczycą w Kośćcu, przypominam, że chłopiec ma nogi zdarte do krwi. Pomimo w sumie dobrej rady Saphiry Eraś się uparł, że wracają.

"Rozdarł na pół własną koszulę i wepchnął kawałki materiału w nogawki spodni."
Eraś pochodzi z biednej rodziny chłopów. I pamiętam, że chłopi mieli z reguły tylko jedno ubranie "robocze" i jedno "kościelne". Jestem pewna, że zrobienie nowej koszuli byłoby problematyczne. (ciekawe, z jakiego była materiału, czy to był jedwab? :) Chłopi robili ubrania np. z lnu ale wróćmy do rzeczy. Jak słusznie zauważyłeś wcześniej: skoro nogi miał zdarte do krwi to spodnie też musiały być zniszczone. W górach musiało być bardzo zimno, uznajmy,że Eraś miał jedną koszulę, i jeszcze ją celowo zniszczył.

Czepiając się opisu zniszczeń ich luksusowej rezydencji, o przepraszam, chłopskiej chaty "Z
kuchennego pieca pozostało tylko kilka skręconych metalowych płyt. W śniegu tkwiły odłamki
białych naczyń i cegieł z komina." Chłopi mieli porcelanowe naczynia?? (odłamki białych
naczyń) Myślałam, że jako coś to może gliniane, i bynajmniej nie 12 sztuk każdego rodzaju talerzy.

Później chodzi po okolicach domu, ale już o tym pisaliśmy wcześniej.
Saphira: Zbadaj szlak. Moje oczy dostrzegają ślady tylko dwóch osób. Nie mogli zabrać z stąd Garrowa.
Skupił wzrok na zdeptanym śniegu. Słabe odciski dwóch par skórzanych butów prowadziły w stronę domu. (...) Masz rację, Garrow musi tu być! Eragon zerwał się na nogi i z powrotem pobiegł do domu."

No to o bieganiu genialne wręcz. Ale jak on (narrator) wiedział, że odciski na śniegu były z butów skórzanych? A w ogóle to znowu się przyczepię: czy Paolini mógł wprowadzić sobie do swego mizernego świata ekskluzywne skórzane buty? (pewnie jeszcze z metalowymi wybiciami w oczkach na sznurówki, blachą z przodu i logo Dr. Martens :D

Prawdziwa skóra jest przecież bardzo droga. Przypomniała mi się historia z moimi pierwszymi glanami. Nie zabezpieczyłam w żaden sposób moich stóp a na moje nieszczęście bardzo dużo chodziłam tego dnia. Zdarłam sobie skórę z pięt (akurat nie do krwi, ale było blisko) i bolało jak cholera. Miałam problem by ubrać jakiekolwiek buty przez najbliższe tygodnie. Puenta: Eragon miał zdarte całe NOGI i biegał jakby nigdy nic a ja miałam problem chociaż moje obrażenia były znacznie łagodniejsze. :)

Akcja ratunkowa wuja Garrowa:

Właściwie to całość jest bez sensu: Jeśli dzieje się coś złego to jest mnóstwo gapiów. Tu nie ma nikogo. Nie wierzę, że w prawdziwym świecie nikt by się nie zainteresował zniszczoną willą (ajć, znowu - prostym chłopskim domkiem) Garrow ma znajmych jakichś, naprawdę nikt mu nie pomógł gdy Eraś leciał z akcją ratunkową? No przecież się wyjaśniło póżniej: to Saphira! Saphira musiała mu pomagać a jej absolutnie nikt nie ma prawa zobaczyć. I Eraś to idiota:

Saphira: "Ktoś nas może zobaczyć. Eraś: To już nie ma znaczenia" Jak dla mnie to ma bardzo duże
znaczenie. Gdyby tak grupka ludzi we wsi zobaczyła smoka to szybko by się rozniosło i wkrótce
również do uszu szalonego króla. No ale chłopiec (do wyboru: Eragon czy Paolini) ma to w
czterech literach. Szkoda, że Saphira jest tak uległa na wszystkie idiotyczne pomysły swojego "wielkiego"
jeźdźca. Smoki są bardzo inteligentne i dumne a ona jest taka... pokorna.

Następny rodział "Czuwanie" jest całkiem ciekawy do analizy ale to następnym razem :)

arawis18

Czytam i czytam, przerwałam w połowie... Der SpeeDer, arawis18, jak ktoś nie umie czytać ze zrozumieniem, a poziom dyskusji sprowadza do wrzucania na kogoś to nie ma po co marnować czasu. Dla przykładu podam moją dyskusję na pewnym portalu na fb, gdzie już i tak mi nerwy puściły:

Pewien Pan: A bynajmniej u mnie filmik już znikł. Czyżby cenzura...?

Ja: Jeśli na podobnym poziomie zna Pan znaczenie słowa cenzura, jak zna Pan słowa bynajmniej to cóż... zrozumiałe podejrzenie.

Pewien Pan: Ble ble ble pitu pitu pitu...

Ja: Tak trudno przyznać się do błędu? Uczyć się można w każdym wieku i można to robić z godnością. Polecam. Da to świetny przykład młodzieży.

Pewien Pan: Ale do jakiego błędu? Kobieto, o czym Ty w ogóle prawiasz?

Ja: Do użycia słowa bynajmniej w zdaniu w którym jest ono użyte błędnie? Polecam zobaczyć jego definicję. Używa się go do wzmocnienia przeczenia.

Pewien Pan Ble ble ble pitu pitu pitu. Kobieto, Ty naprawdę nie masz co robić i się nudzisz? Jeżeli tak, to poszukaj sobie jakiejść roboty i nie zajmuj sie pierdołami. Na przykład możesz się rozebrać i ubrania pilnować. I już będzie zajęcie. Ręce opadają...

Ja: A Pan nie ma co robić? Skoro pisze Pan komentarze i to z błędami to jak widać podobnie zorganizowany czas. Z mojej strony kończę rozmowę, bo jest Pan niemiły i niekulturalny. Miłego wieczoru.

Pewien Pan: Skończ kobieto i wstydu sobie oszczędź. No i daj se na luz. Jak będziesz się tam wszystkim przejmować i zajmować się pierdołami, to długo nie pożyjesz.


Poziom żenujący, sensownych odpowiedzi zero i atak.
Żal czasu.

A Was podziwiam za cierpliwość.

Mi się książki podobały. Ot, lekka historia, szybko się czyta, ale żeby to tak wychwalać i bronić do upadłego... nie potrafię zrozumieć.

mysteriousmind89

Dziękuję za miłe słowa. Ja doskonale rozumiem, że jest grupa ludzi (nie będę ich określać brzydko bo nie wypada) do których oczywiste fakty nigdy nie dotrą. (Chyba, że dorosną i zaczną czytać powieści na poziome, czyli jest jeszcze nadzieja.) Komentarze Der_SpeeDera bardzo mi się podobały i dla zabawy postanowiłam się przyłączyć. Po części dlatego, że chciałam sama się sprawdzić, czy potrafię wyłapać błędy (mam trochę wiedzy na temat życia chłopów). Zresztą nie siedzimy w tym dużo (sam wiesz, że są ciekawsze rzeczy do robiena). Średnio jeden komentarz na miesiąc, a ta analiza zaczęła mi się podobać :) No i żałuję, że nikt z obrońców nie dał takich analiz, no ale uważam, że po prostu muszą dorosnąć. A tak w ogóle, to czy wysłali ten liścik do pana Paoliniego?

arawis18

Ja właśnie po ostatnich przygodach zaczynam skłaniać się ku temu, aby nie odpowiadać na forach na takie wpisy. Małe szanse na zmianę, na analizę, na cokolwiek.
Jeśli nawet został wysłany to chyba nie zrobił zbyt wielkiego wrażenia ;)

mysteriousmind89

Masz rację, ale z drugiej strony to świadczy o tym, że są jeszcze inteligentni ludzie w internecie :)

arawis18

Co racja to racja :)
Powinno się umawiać z niektórymi i rozmawiać z nimi twarzą w twarz. Zawsze jest większe prawdopodobieństwo, że coś dotrze i jeszcze więcej, że pojawi się normalna rozmowa, a nie opluwanie.
Już niejednokrotnie udało mi się zmienić czyjeś poglądy, bo udowodniłam, że wzięły się z przekazu kogoś, a nie z sensownego rozumowania, więc.. to działa :D

ocenił(a) film na 1
arawis18

Znów wracam po dość długiej przerwie - wbrew temu, co niektórzy oponenci fałszywie konstatują, nie mam aż takiego poczucia misji, żeby regularnie ciągnąć dalej swoje małe przedsięwzięcie.

Następne dwa rozdzialiki są dość krótkie - i mam tu w sumie lekkie deja vu po "Darze losu". Znów bowiem jest tak, że Paolini buduje odrębny rozdział po to tylko, aby umieścić w tekście informację wymagającą góra kilku zdań.



"Imię mocy" [tytuł rozdziału]

To pewnie jak z tą wonią, co to "odmienia losy świata". Paolini naprawdę wszystkiemu jest w stanie przypisać nadzwyczajne właściwości. Od tej górnolotności już mi ziemniaki kisną w piwnicy...

"To była ciężka, niebezpieczna praca. Ludzie we młynie często tracili palce bądź dłonie w olbrzymich żarnach"

Ech... jak? Paolini w ogóle raczył sprawdzić, jak wyglądała normalna praca w młynie? Starodawne maszynki tego typu były po prostu zasilane wodą, albo wiatrem (przy czym młyny wiatrakowe pojawiły się później) - ruch kamieni młyńskich nie wymagał zatem pracy człowieka. Młynarz zaś po prostu wsypywał ziarno z góry, a po jakimś czasie dołem wychodziła zmielona mąka. Owszem, praca przy konserwacji takich urządzeń mogła grozić urazami, ale mowa tu raczej o szczególnych sytuacjach, gdyby młyn z jakichś względów się schrzanił i trzeba byłoby pogrzebać w środku. Pisanie zatem, iż przypadki utraty palców czy w ogóle całych rąk podczas pracy w młynie były częste, to już lekka przesada (bo nie chcę nadużywać określenia "kompletny idiotyzm").
Zresztą, ta wzmianka o żarnach każe mi podejrzewać, że Paolini wymyślił sobie taki "młyn", gdzie iluś tam ludzi stoi przy żarnach i ręcznie zboże mieli. Innymi słowy - Paolini znów nie ma pojęcia, o czym pisze.

"Cisza dzieliła ich niczym niewidzialna ściana"

Już mi się nawet nie chce...

"Eragon podszedł doń z lękiem, świadom, że ma do czynienia z kimś równym sobie"

Ależ oczywiście - w końcu Brom mu o tym powiedział. Jakim cudem Eraś nie załapał tego samodzielnie - mimo że przez bite parę tygodni (czy tam miesięcy nawet) dzielił umysł ze smoczkiem i odczytywał jego myśl - pozostanie słodką tajemnicą autora.

"Eragon.
- Tylko to potrafisz powiedzieć? - warknął.
Tak."

A tu dla odmiany nie cytuję po to, żeby zbesztać. Cytuję, bo to chyba jeden jedyny kawałek, gdzie Saphira rzeczywiście okazała poczucie humoru, o którym tyle słyszałem przed lekturą tej książki. Jedyny. Bo potem już żadnych błyskotliwych, dowcipnych dialogów nie ma - najwyżej powtarzanie słowa "ups" w ambarasujących sytuacjach. Tak to mi Paolini narobił na dzień dobry nadziei, że przynajmniej smocza kreacja będzie w jego "dziele" przyzwoita... po to tylko, żeby bardzo szybciutko owe nadzieje zawieść.

"Pełnym irytacji gestem złamał stopą suchą gałąź"

Już się zastanawiam po przeczytaniu tego zdania, czemu ja nie jestem cały wściekły, gdy chodzę po lesie...

"- Potrzebne ci imię. Słyszałem dziś kilka interesujących. Może jedno z nich ci się spodoba. - Zaczął w duchu przeglądać kolejne imiona z listy Broma, aż w końcu natrafił na dwa, które wydały mu się bohaterskie, szlachetne i miłe w brzmieniu. - Co powiesz na Vanilora lub jego zastępcę Eridora? To były wspaniałe smoki"

Po pierwsze - nie wierzę, choćby mnie końmi włóczyli, że Brom wymienił dłuuugą listę jakichś obcych imion... a Eragon je w jednej chwili wszystkie (lub nawet większość) zapamiętał, jak ten dyktafon. Nikt nie ma tak fotograficznej pamięci - nawet w głupich opowiadaniach fantasy. Zresztą, właściwie to czemu w ogóle pytał Broma o te imiona? Własnego nie mógł wymyślić, po prostu?
Po drugie... serio - Vanilor? Eridor? Czy Paoliniemu się naprawdę wydaje, że jest jedyną osobą, która czytała książki Tolkiena - i nikt w związku z tym nie zauważy tak ordynarnego zrzynu? Nawet się zbytnio nie wysilił z tymi przeróbkami (to jak ze "Śtlaźnikami" - bo Paolini myśli, że wystarczy w słowie "warden" literkę "w" podmienić na "v" - i już można palnąć, że to słowo z jakiejś starożytnej mowy).

"O to chodzi! Wybierałem męskie imiona. Ty jesteś smoczycą!"

Przez moment miałem ochotę zacytować Jerzego Stuhra, ale dałem sobie spokój.
I to zasługuje na małą dygresję - skoro Saphira nie tylko pozostawała przez dość długi czas w mentalnej więzi z Erasiem, ale teraz jeszcze na dokładkę jej telepatyczne przekazy przybrały postać wyrażeń słownych... to dlaczego nasz "bohater" już wcześniej nie zorientował się, że to smoczyca? Znaczy co, kiedy Saphira mówi w jego głowie, mówi męskim głosem? A może głosem kastrata?

"Teraz, gdy wiedział, czego szukać, wynalazł pół tuzina imion. Zastanawiał się nad Miremel, ale nie pasowało (...) Opheila i Lenora także zostały zdyskwalifikowane".

Och, na litość... ZAMKNIJ SIĘ WRESZCIE!!! Ile jeszcze można przeciągać tak banalną kwestię, jak nadawanie postaci imienia!? W ogóle nie powinien był powstawać odrębny rozdział na ten cel! A teraz jeszcze Paolini się bez końca masturbuje, pokazując, jakim to on niby jest wielkim pisarzem, jakiego to on nie ma świetnego stylu, żeby się w nim lubować (swoją drogą, to słowo "zdyskwalifikowane" rzeczywiście pasuje tu, kurde, jak ulał...). Co za żałosny popis grafomanii podbudowanej narcyzmem. Aż będę musiał po tym wszystkim wrócić do "Smoka jego królewskiej mości" imć Novik, gdzie główny bohater po prostu nadał Temeraire'owi imię i tyle, nie certoląc się z tym przez bite parę akapitów.

"Coś szczęknęło w jego głowie" [gdy nadał Saphirze imię]

Albowiem Paolini jest takim prostakiem, że musi koniecznie walnąć jakiś namacalny znak, iż ktoś właśnie wcisnął guzik "accept" na kompie. Że to właśnie w tej chwili zawarli PAKT...

Kolejny rozdział.

"Na dworze zerwał się ostry wiatr, który potrząsał domem"

Tu chciałem napisać jakąś złośliwość, ale szczerze - nie miałem pomysłu.

"Garrow powoli przeżuł ostatni kęs strawy i odłożył widelec"
"Eragon z roztargnieniem dźgał widelcem jedzenie"
"Na razie jednak sprzątnijmy talerze"

Do tego ci ubodzy chłopi pełną zastawę mają, a te talerze są zapewne porcelanowe. Nie będę tego komentował, po prostu polecam odpalić sobie przykładowo "Konopielkę" i zobaczyć, jaką burzę wywołał koncept jedzenia tak zwyczajnie - z własnych, normalnych talerzy.

"Kilka następnych dni było bardzo trudnych. Eragon cały czas był poirytowany. Z nikim nie rozmawiał, zapytany udzielał krótkich, nieuprzejmych odpowiedzi"

Wiecie, dlaczego czytanie tego jest denerwujące? Ponieważ Paolini do tej pory nie zadał sobie trudu, aby przedstawić relacje między Erasiem, a Roranem w taki sposób, abyśmy wiedzieli, że istnieje między nimi jakaś zażyła więź. Abyśmy po prostu rozumieli, dlaczego Eraś tak się denerwuje z powodu jego wyjazdu. Zamiast tego, główny bohater jawi się tylko i wyłącznie jako rozkapryszony dzieciak, który strzela focha - i którego też ma się ochotę strzelić.

"Była już [Saphira] wyższa, niż Eragon, który odkrył, że niewielkie zagłębienie w miejscu, gdzie jej szyja łączyła się z ciałem, stanowi idealne siedzisko"

Jak już mówiłem - w świecie Paoliniego przeznaczeniem smoków jest bycie wierzchowcami, toteż grzecznie sobie zakodowały w DNA, aby jeźdźcowi zrobić miejsce. Aż dziw, że później jeszcze Saphirze naturalne siodło nie wyrosło.

"Kiedyś schwytała orła, zamiast jednak go zjeść, wypuściła, mówiąc: Żaden powietrzny łowca nie powinien skończyć jako ofiara. Lepiej zginąć w locie, niż umrzeć na ziemi"

Zapewne miało to brzmieć mądrze i ukazywać inteligencję tudzież głębię charakteru Saphiry. Tymczasem jest to jeden z najgłupszych, pseudofilozoficznych bełkotów, jakie w życiu przeczytałem.

"W noc przed wyjazdem Rorana przyszedł z nim porozmawiać (...) [Roran] Zawahał się chwilę, podniósł coś z poduszki i podrzucił w dłoni, Był to wypolerowany kamyk, który Eragon podarował mu wiele lat wcześniej. Roran zaczął go wkładać do tobołka, potem jednak znieruchomiał i odłożył kamień na półkę. Gardło Eragona ścisnęło się gwałtownie. Wyszedł"

No, to sobie porozmawiali na pożegnanie... Myślałby kto, po tym pierwszym zdaniu, że może jednak nasz "utalentowany" autor przedstawi nam bliżej relacje pomiędzy dwoma postaciami, że dowiemy się czegoś ciekawego... a tu zonk. Na temat wyboru imienia Saphiry Chris poświęca bite parę akapitów, ale dużo ważniejsze kwestie kompletnie sobie olewa.

Na taki wniosek nasuwa mnie również opis rodzących się pomału relacji Eraś - Saphira, którą to kwestię Paolini również zbywa totalnymi ogólnikami. Nie przedstawi żadnej ich rozmowy, nie opisze tego, co kiedyś razem zrobili, nie zrobi kompletnie NIC, abyśmy później czuli, że ci dwoje są sobie faktycznie bliscy... To jak dla mnie kolejne, co dobitnie pokazuje, że Paolini nie posiada jakichkolwiek umiejętności pisarskich. Najważniejsze są dla niego pierdoły pokroju opisywania na całe rozdziały banałów, które u normalnych pisarzy zajmują pojedyncze zdania, względnie akapity - ale kiedy powinien wyczerpująco opisać i przedstawić coś ważnego dla fabuły, w ogóle nie wyczuwa takiej potrzeby. Wszystko robi na opak, wszystko robi nie tak, jak robić się powinno, po prostu kompletne pisarskie zero.

Der_SpeeDer

Masz jakąś krucjatę do spełnienia? Szczerze nie potrafię zrozumieć ludzi takich jak ty. Wchodzisz w temat nie dla siebie i zaczynasz wszystkich pouczać. Są tym forum dyskusje, które gnoją zarówno Eragona jak i Paoliniego, więc tam idź, bo w tym temacie fani chcieli ze sobą podyskutować, co ty oczywiście masz w swoich czterech literach i rozpocząłeś jedną wielką kłótnię, tylko podnosząc wszystkim ciśnienie. Naprawdę aż tak ci się w życiu nudzi, że tyle czasu poświęcasz czemuś czego strawić nie możesz? Na co to komu potrzebne. Ja również uważam, że Paolini orłem pisarstwa nie jest, natomiast książka mi się podobała i wchodząc w ten konkretny temat liczyłam na dyskusję z osobami o podobnym zdaniu do mojego. Tymczasem otrzymałam dyskusję, która zaczęła się od ciebie - dobitego człowieka, nie mogącego pojąć jak my głupi, pozbawieni gustu ludzie śmiemy w ogóle lubić Paoliniego i jego książki. ŻYJ I DAJ ŻYĆ INNYM, bo fani mają w głębokim poważaniu twoje żale i jedyne co robisz to ich denerwujesz. Skoro sprawia ci to przyjemność to współczuję.

ocenił(a) film na 1
Claudija91

"Masz jakąś krucjatę do spełnienia?"

Nieee, po prostu mówię o zjawisku, które mnie niezmiernie irytuje już od długiego czasu. Ze względu chociażby na szkody, jakie wyrządza wizerunkowi fantasy, oraz całe stojące za nim zakłamanie.
Poza tym mam najwyraźniej niepoprawną wiarę w ludzi i liczę, że przynajmniej niektórzy - po podetknięciu im pod nos co bardziej udanych kwiatków logicznych czy stylistycznych Paoliniego - otrzeźwieją, ujrzą drugie dno tej książki i zdadzą sobie sprawę, jak fatalnie i kompletnie nieumiejętnie jest napisana. Że tworzył ją ktoś, kto nie miał najmniejszego pojęcia, co robi. I to na każdym poziomie - poczynając od reguł stosowania środków stylistycznych, a kończąc na wiedzy odnośnie realiów, w jakich zdecydował się umieścić akcję powieści.

"tam idź, bo w tym temacie fani chcieli ze sobą podyskutować"

Zaiste, wieeelką dyskusję do tej pory odbyli. Gdybym nie wywołał tej "jednej wielkiej kłótni", przypuszczalnie nikt by się nie odezwał. Zresztą, po twoich słowach do żadnej dyskusji między fanami też nie doszło - jeno autor tematu ograniczył się to potaknięcia.
Nic z tych rzeczy - temat nie służy żadnej dyskusji, tylko temu, żeby zbiorowo wylizywać Paoliniemu buty poprzez wysyłanie liściku (z błędami - ażeby podtrzymać na Zachodzie stereotypy o głupich Polaczkach, nie znających angielskiego) pełnego peanów na jego cześć. To trochę żenujące, kiedy się widzi, jak Paolini kompletnie leje i na swoje własne "dzieło" i na ludzi je czytających - a potem jeszcze, jak owi ludzie się radują i wołają, że to deszcz pada.

"Naprawdę aż tak ci się w życiu nudzi, że tyle czasu poświęcasz czemuś czego strawić nie możesz?"

Kotuś... "tyle" znaczy ile? Patrzysz ty w ogóle na daty publikacji moich postów? Z miesięcznymi odstępami piszę te złośliwe analizy, wtedy tylko, gdy mam czas i najdzie mnie taka ochota. A ty mi tutaj próbujesz wciskać zafałszowany obraz rzeczywistości, gadając, ile to ja niby czasu przy tym nie spędzam? Ani chybi, w takim razie od listopada ubiegłego roku musiałem cały czas spędzić w stanie hibernacji.

"Ja również uważam, że Paolini orłem pisarstwa nie jest"

Wiesz, czego poza "tfurczością" Paoliniego strawić nie mogę? Powtarzanych w mojej obecności do zerzygania pseudoargumentów, pokroju eufemizmu, którym się właśnie posłużyłaś. Paolini orłem pisarstwa nie jest? A to żeś delikatnie ujęła - ba, taki eufemizm wręcz na kłamstwo zakrawa.
Powiedzieć, że Paolini nie jest orłem, to jakby stwierdzić, iż Nowy Jork to dość spore miasteczko. Patrz pierwszy akapit - on NIE UMIE PISAĆ. Wiesz, co to znaczy "nie umie pisać", czy mam ci to bardzo dokładnie wytłumaczyć? Wystarczy lektura jednego z rozdziałów jego powieści, aby się przekonać, że on zwyczajnie nie miał pojęcia, co robi, ani o czym pisze, kiedy to tworzył. Z tego względu stosuje przykładowo środki stylistyczne w sposób całkowicie nieumiejętny, wciskając na siłę jakieś kretyńsko górnolotne figury retoryczne w sytuacji, która do nich absolutnie nie pasuje (co pozwala mu przykładowo bredzić o "orszaku łun", kiedy opisuje najzwyklejszy w świecie wschód słońca. Albo o "obcym świecie", kiedy opisuje pospolity zimowy krajobraz. Albo o jakimś "pradawnym wartowniku", kiedy opisuje po prostu smocze pisklę na tle okna). Wiele razy też - czemu wielokrotnie dawałem wyraz w swoich złośliwych analizach - stosuje te środki stylistyczne w sposób całkowicie losowy, bo inaczej się tego nazwać nie da. To samo można powiedzieć o realiach świata - na ten temat też już się rozpisywałem, nie chce mi się powtarzać. Fabuła z kolei jest tak pozbawiona zdrowego rozsądku i elementarnej logiki, jak to tylko możliwe - to też tłumaczyłem w swoich analizach, jak krowie na rowie. "Dzieła" Paoliniego są napisane kompletnie źle i kompletnie bez podstawowych umiejętności pisarskich, na absolutnie każdym poziomie tworzenia. A ty (i nie tylko ty, niestety) ograniczasz się do eufemizmu, że Paolini "nie jest orłem"? Wolne żarty. Powtórzę raz jeszcze - PAOLINI NIE UMIE PISAĆ. Po prostu.

"dobitego człowieka, nie mogącego pojąć jak my głupi, pozbawieni gustu ludzie śmiemy w ogóle lubić Paoliniego i jego książki"

A lubcie sobie, jeśli wola. Ja lubię na przykład obejrzeć od czasu do czasu filmy, o których wiem doskonale, że są kiepskie. Tyle że nie trąbię o tym z dumą, nie nazywam owych filmów dobrymi, ani też nie ślę listów z peanami na cześć ich reżyserów. Jeśli ty uważasz, że sentyment do takiego kompletnego g*wna, jak "książki" Paoliniego, jest w ogóle wart dyskusji tudzież głośnego o tym mówienia, to mogę co najwyżej rzec, iż ja tobie również współczuję.
A te złośliwe analizy - jak mówiłem - piszę nie po to, aby kogoś wkurzać, tylko w nadziei, że mimo wszystko znajdą się tacy, którym to otworzy oczy. Może nawet się po tym przerzucą na lepsze książki.

ocenił(a) film na 3
Der_SpeeDer

Większość tego co sie czepiacie to niedociągnięcia tłumacza i wydawcy. A bajeczka jest przyjemna :D

ocenił(a) film na 1
DarkLordS

Słowo daję, jak ujrzę tutaj jeszcze jeden z tych pseudoargumentów, które wcześniej słyszałem już setki razy, autentycznej wścieklizny dostanę.

Odpowiadając zatem, po raz n-ty, na ten pseudoargument - brednie. Eragon w oryginale także jest denny stylistycznie i pełen kwiatków językowych. Ba, patos językowy jest tam nawet jeszcze gorszy, niż w wersji polskiej. Nawet jeśli niektóre ze wskazanych błędów wynikły z tłumaczenia, to w zamian oryginał oferuje drugie tyle stylistycznych kwiatków, których w polskim przekładzie się nie uświadczy.
Wiem o tym, bo SPRAWDZAŁEM. Sięgnąłem po oryginał, skoro sporo osób tak lubi zwalać winę na tłumacza. Wcale nie było lepiej.

Dodałbym też, że nie ma w języku ludzi kulturalnych słów, które pozwoliłyby adekwatnie określić tupet, jakim jest próba powoływania się na błędy w tłumaczeniu - w sytuacji, kiedy w obecnych tu złośliwych analizach sporo miejsca jest poświęcone poważnym błędom logicznym i merytorycznym, które obracają całą historię w gigantyczny nonsens, a świat przedstawiony czynią kretyńskim, niedojrzałym i niewiarygodnym. Przypomnę raz jeszcze - debilna, pozbawiona najmniejszego sensu historyjka Galbatroniksa, co to rzucił się na rympał na cały świat i w ten sposób został imperatorem (a, nie, przepraszam - królem. Toć każdy wie, że imperium rządzi król). "Ubodzy chłopi", którzy w tej powieści żyją na poziomie bliższym szlachcie gołocie, niż rzeczywistym kmieciom. To tylko dwa z bardzo wielu kretynizmów, które natychmiast rzucają się w oczy przy czytaniu i są nieodłącznym elementem warstwy merytorycznej tego g*wna, a nie kwestią źle przetłumaczonego zdania lub kilku. I co, i to też jest wina tłumacza i wydawcy?

Proszę mi tu nie obrażać mojej inteligencji. Paolini w swojej książce robi to wielokrotnie i jest to jednym z głównych powodów, dla których żywię wobec niego i jego "dzieła" słuszną pogardę. W odróżnieniu od co niektórych nie cieszę się i nie udaję, że to deszcz, kiedy ktoś na mnie leje.

Shurtugal_Eragon

Również bardzo bym chciała kompletną i porządną ekranizację 'Dziedzictwa'. Książka bardzo mi się spodobała, natomiast film to dno. W życiu jeszcze tak złej ekranizacji nie widziałam. I mimo, że Paoliniemu do Tolkiena bardzo daleko (bo taka prawda) to nadal uważam, że jego seria zasługuje na dobry film. Szczerze nie rozumiem niektórych użytkowników, którzy w tym temacie napisali ze 15 postów, mimo, że nie trawią ani filmu, ani książki. Nie wiem czy im się nudzi, czy o co im chodzi, ale siedzieć tyle czasu na forum czegoś, czego się nie lubi to głupota. Tym bardziej, że twój temat skierowany jest typowo dla fanów, a co poniektórzy sieją tu zupełnie zbędny chaos. Gusta są różne, jednym Paolini odpowiada, innym nie. Koniec i kropka.

Claudija91

Dokładnie ;) niektórzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem i tylko zaśmiecają forum ;( Pozdrawiam ;)

ocenił(a) film na 1
Claudija91

"Gusta są różne, jednym Paolini odpowiada, innym nie"

Zasady elementarnej logiki czy też prawidłowego stosowania środków stylistycznych, nie są zależne od gustu. Podobnie jak prawidłowa ortografia nie jest od niego zależna.

Der_SpeeDer

Żałosne jest, że przyczepiłeś się do czegoś nie związanego z tematem. Jeżeli tylko na tyle cię stać, to szczerze współczuję. Idź dalej pluć kwasem na forum każdego filmu i celowo denerwować ludzi wchodząc na tematy nie dla ciebie przeznaczone, tylko dlatego, że nie masz nic ciekawszego do roboty.

ocenił(a) film na 1
Claudija91

Cóż za elokwencja, do jutra się nie podniosę.

Widzę poza tym, że wciąż pozostaje aktualny komentarz wygłoszony już na samym początku przez użytkownika Irmao - "i jak do ściany".

"Żałosne jest, że przyczepiłeś się do czegoś nie związanego z tematem"

To, że twierdzisz, iż listowanie oczywistych wad książki, KTÓREJ TEMAT DOTYCZY, jest niezwiązane z tematem - to jest dopiero żałosne.

Der_SpeeDer

Taka prawda. Temat jest o prośbie, aby napisać petycję o stworzenie dobrej ekranizacji. Nie ma to nic wspólnego z tym o czy ty pisałeś. Poza tym temat jest ewidentnie skierowany do fanów, bo wiadomo, że to oni będą chcieli tej ekranizacji, więc po co na złość tu wchodzisz i krytycznie wyrażasz się o wszystkim co z 'Eragonem' związane? Nudzi ci się? Masz co najmniej kilkadziesiąt innych tematów. Nie wciskaj się tam gdzie cię nikt nie zapraszał.

ocenił(a) film na 1
Claudija91

Dziewczyno, nudzisz mnie już. Wszystko, o czym tutaj bełkoczesz, wyłożyłem wyczerpująco zaledwie parę postów powyżej - jeśli jesteś tępa, nic z tego do ciebie nie dociera i wciąż powtarzasz te swoje durne mantry, jakbym nic na ich temat nie powiedział, to ja pasuję. Nie interesuje mnie wymiana zdań ze zdartą płytą bez własnego rozumu.

Wchodzę, gdzie mi się podoba i ani ty, ani założyciel tematu, nie macie żadnego prawa mi tego zabronić. Ani pisać bzdur o "robieniu na złość" - jeśli moja złośliwa krytyka Eragona robi komuś na złość, to najwyraźniej jest zbyt głupi, by zrozumieć jej sens i cel, względnie jest zacietrzewionym fanboyem Paoliniego, któremu nic już chyba nie przemówi do rozsądku. A w takim układzie, nic mnie nie obchodzi, co taki ktoś myśli.

Der_SpeeDer

<oklaski>

ocenił(a) film na 1
Claudija91

Na odchodnym powinienem jeszcze przeprosić za użyte w poprzedniej wypowiedzi epitety. Nie powinienem był tego robić, a jednak znów zrobiłem. To, że sam słyszę tutaj w zasadzie jedynie argumenty ad hominem, wcale mnie nie usprawiedliwia.

"O rany bo to tak samo jakbyś ty założył post z prośbą o petycję stworzenia jakiegoś filmu i zrzeszał tam ludzi"

O rany, a podobno to ja toczę krucjatę... Wy najwyraźniej macie o wiele zbyt wysokie mniemanie o sobie. Wielka akcja, facet sobie założył temacik na jakimś tam forum i dał do kopiowania i wysyłania liścik z błędami, a tu och i ach, bo ktoś ma czelność taką szczytną działalność zakłócać.

To, że zaakceptowaliście jako swojego guru w tej akcji faceta, który nie umie nawet napisać krótkiego listu po angielsku tak, aby nie było w nim elementarnych błędów, tym gorzej o was świadczy. Radzę się nad sobą poważnie zastanowić, zamiast się tak nadymać - na wzór Paoliniego, któremu się z kolei wydawało, że pisze epickie magnum opus na miarę Władcy Pierścieni.

ocenił(a) film na 6
Der_SpeeDer

Człowieku, co z tobą jest nie tak?
Ok, jesteśmy z ciebie dumni, że piszesz takie mądre i ociekające złośliwością posty, że tak trafnie komentujesz "Eragona", że masz taki szlachetny cel, żeby ocalić fanów Paoliniego przed zagładą, jaką niesie czytanie jego książek, ale dlaczego nie rozumiesz, co inni do ciebie mówią? Przecież to jest wątek dla FANÓW "Eragona", a twoje komentarze NIE ZMIENIĄ ich stosunku do tych książek, bo przecież rzeczą naturalną jest, że kiedy ktoś obraża to, co ty lubisz, to tego bronisz.
Jeśli naprawdę nie możesz sobie znaleźć nic choć trochę bardziej konstruktywnego do roboty, to załóż osobny wątek dla antyfanów "Eragona" i wtedy każdy, kto go nienawidzi, będzie wiedział, że powinien tam wejść, a kto go uwielbia, będzie wiedział, żeby tam nie wchodzić. I wszyscy będą zadowoleni.

ocenił(a) film na 1
Aralaine

Ot, po prostu Paolini ubliżył mnie, ubliżył ogólnie wszystkim wielbicielom porządnej fantastyki (to, że część z nich zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej ubliżono, to już inna sprawa), a nawet ubliżył samemu fantasy jako gatunkowi. To jest ze mną nie tak.

A co z tobą jest nie tak?

"że masz taki szlachetny cel, żeby ocalić fanów Paoliniego przed zagładą, jaką niesie czytanie jego książek"

Ehe...

"ale dlaczego nie rozumiesz, co inni do ciebie mówią?"

Ależ ja wszystko rozumiem. Pytanie, czy wy sami rozumiecie?

"twoje komentarze NIE ZMIENIĄ ich stosunku do tych książek, bo przecież rzeczą naturalną jest, że kiedy ktoś obraża to, co ty lubisz, to tego bronisz"

Jak już mówiłem, mam najwyraźniej niepoprawną wiarę w ludzi. Poza tym, wciąż nie zauważyłem, aby ktokolwiek - przez bite kilka miesięcy - stanął w obronie tej szmiry. Bo rzucanie argumentami ad hominem w odpowiedzi na moje (i arawis18) złośliwe analizy, "obroną" nie nazwę. Co najwyżej pogrążaniem się.

"Jeśli naprawdę nie możesz sobie znaleźć nic choć trochę bardziej konstruktywnego do roboty, to załóż osobny wątek dla antyfanów "Eragona" i wtedy każdy, kto go nienawidzi"

Yay, albowiem przekonywanie kogoś do poglądów, które sam z siebie już wyznaje. jest baaardzo konstruktywne...

Claudija91

Dlaczego twierdzisz, że posty Der_ i moje nie mają nic wspólnego z ekranizacją? Jak ty sobie wyobrażasz ekranizację? Gdyby reżyser/scenarzysta itp. wiernie trzymali by się książki... no... to by było coś. Z przyjemnością zobaczyłabym WILLĘ rodziny Erasia, porcelanowe talerze i całą wieś Carvahall (ciepły wiśniowy placek! aa i jeszcze BIBLIOTEKĘ Broma). Osobny pokój chłopca, kompletną ignorancję rodziny na pojawienie się smoka (zmiana zachowania Erasia) jego praktyczny brak relacji z Roranem... No i te rany na nogach, które pomimo utraty znacznej ilości krwi zapewne biegał jak gdyby nigdy nic :D tak, jestem za wierną ekranizacją tego "dzieła"!

arawis18

O rany bo to tak samo jakbyś ty założył post z prośbą o petycję stworzenia jakiegoś filmu i zrzeszał tam ludzi, a ja jak ostatnia kretynka weszła tam i siała ferment bez potrzeby.

ocenił(a) film na 1
arawis18

Ooo, witam ponownie. A już myślałem, że czekanie na moją skromną osobę cię zmęczyło...

Ano nic - skoro mnie akurat znów obudziłem się z hibernacji po długiej przerwie, chyba przeznaczę tę maleńką odrobinę czasu, jaki mam - zanim mnie wsadzą z powrotem do lodówki - na mój jedyny i najważniejszy cel w życiu, a mianowicie wyzłośliwianie się nad kandydatką do tytułu najgorszej książki fantasy, jaką kiedykolwiek napisano.

Następny rozdzialik - ta, da, da, da, da, da, daaam - Obcy w Carvahall. Akcja się pomału rozkręca!



"Śniadanie było zimne, ale herbata gorąca. Pokrywający okna szron stopniał, gdy rankiem rozpalili ogień"

Losowe i chaotyczne opisy są losowe i chaotyczne.

"Garrow przytaknął. Wyciągnął z kieszeni niedużą sakiewkę. Gdy wręczył ją Roranowi, zabrzęczały monety"

Ubodzy chłopi wcale nie są ubodzy.

"Nie jest tego wiele, ale jeśli zechcesz kupić jakąś drobnostkę lub błyskotkę"

Albowiem w średniowieczu chłopi nic innego nie mieli do roboty, tylko kupować błyskotki. Toć każdy wie, że przecież ci ludzie - mimo że całe ich życie sprowadzało się do pracy na roli, mimo że nie mieli żadnego dostępu do edukacji, ani też kontaktu ze sztuką - umieli docenić takie małe i sympatyczne dzieła.

"Dziękuję, lecz nie zamierzam wydawać pieniędzy na błyskotki"

Ufff...

"Mam wam do powiedzenia kilka słów. To właściwa pora, bo odkrywacie świat"

To, że jeden z dzieciaków (i tylko jeden), idzie po prostu do samodzielnej acz tymczasowej pracy w innej wsi jest jak dla mnie skrajnie dziwnym momentem do wygłaszania tych wszystkich morałów, które Garrow wygłosił w tej scenie. A nazywanie tego "odkrywaniem świata" to tylko kolejny przejaw nadmiernej górnolotności tego "dzieła". Czasami aż widzę te wypieki na policzkach Chrisa, gdy kreślił te swoje teksty...

"Na moment zatrzymał go [wzrok] na samotnych budynkach. Wydawały się żałośnie małe i kruche"

Te chłopskie rezydencje, wykonane z solidnych drewnianych bali, z prawdziwymi dachówkami i prawdziwymi podłogami, teraz nagle są "małe i kruche".... Chryste miłosierny, też tekst mi uświadamia, iż Paolini naprawdę święcie wierzy, iż rzeczone rezydencje to miały być niby skromne, chłopskie domostwa. Bo jest głupi.

"- To cały nasz świat - zauważył z powagą Roran"

Ach, te całkiem spontaniczne, filozoficzne spostrzeżenia chłopów...

"Roranie, cieszę się, że przyszedłeś. Mam nowe żarna i nie dałbym sam rady"

Chyba się nie pomyliłem - Paolini NAPRAWDĘ myśli, że młyn to jest takie miejsce, gdzie ludzie stali przy żarnach i ręcznie zboże mielili...
Paolini... to... skończony... idiota. Ile razy bym tego nie powtarzał, wciąż mi się wydaje, że powtarzałem za mało.

"- Doskonale, doskonale. - Z powrotem skupił uwagę na Roranie i zaczął wyjaśniać, jak działa młyn"

Albowiem to była najodpowiedniejsza ku temu chwila. Albo po prostu Paolini zwyczajnie nie miał pomysłu, co postać powinna w tej chwili zrobić.

"- Gdy tylko wrócisz do domu, pozbądź się go [kamienia, znaczy jaja Saphiry] - Horst puścił mimo uszu zdumiony okrzyk Eragona"

Albowiem, jak już wspomniała Arawis18, trudno oczekiwać od postaci w tym mieście normalnego, zgodnego ze zdrowym rozsądkiem zachowania. Ot, Eraś nagle się drze, co to faceta obchodzi - to pewnie według niego normalne, że ludzie pokrzykują.

"Wieczorem zaczęli wypytywać ludzi, czy ktoś znalazł kamień taki jak twój. Dziś znów będą pytali - Eragon zbladł - Nikt rozsądny nie powie im ani słowa, ludzie umieją rozpoznać kłopoty"

Oczywista myśl, iż Ra'zacowie (bo o nich chodzi) zwyczajnie wymusiliby na ludziach zeznania torturami, idiocie Paoliniemu oczywiście nie przyszła do głowy. Nawet te czarne typy w jego kretyńskim świecie odbierają od ludzi cenne informacje grzecznie, bez wymuszania. Zastanawiam się, jakim cudem w ogóle zbudowali to całe imperium, skoro są tacy nieudolni.

"Potrzebował całej siły woli, by nie zdradzić targającego nim strachu"

No to niech się tak nie przejmuje - przed chwilą ów strach zdradził i nie wywołało to żadnej reakcji. Mógłby się takimi sprawami przejmować w normalnym świecie, a nie w uniwersum Paoliniego - gdzie każda postać to debil, a cały świat funkcjonuje sprzecznie ze zdrowym rozsądkiem.

"Nie ostrzegam cię po to, żebyś się z nimi spotykał. [eh?] Opuść Carvahall, wracaj do domu"

Genialne, tam na pewno ich nie znajdą!

"- Nie zostaniesz choć trochę? - spytał zdumiony Roran.
(...) - Nie mam tu nic do roboty i nie zamierzam stać i czekać, aż odejdziesz"

Ależ oczywiście. Wiemy już, że w mniemaniu Paoliniego chłopscy synowie to absolutnie nic nie mieli do roboty - włóczyli się tylko po okolicy. Dodajmy, że Eraś jest w kuźni Horsta, u którego miał odpracować dług, ale nawet w takiej sytuacji twierdzi bezczelnie, że nic nie ma do roboty, a Horst oczywiście w żaden sposób nie protestuje.
Dodajmy jeszcze, że mieliśmy tu ostatnią w powieści szansę, aby skreślić jakiś przyzwoity dialog między Erasiem i Roranem, który przedstawiałbym nam zażyłość ich relacji. Ale czy Paolini tę szansę wykorzystał? Oczywiście, że nie. Budowa relacji między postaciami w książce jest dla niego nieważna - ważne jest, aby przez bite akapity ględzić o wykluwaniu się smoczka czy nadawaniu mu imienia. Albo opisywać te szczeniackie fochy głównego "bohatera" w złudnej nadziei, że to wystarczy, abyśmy zrozumieli, że kuzyn jest mu bliski.

"Gdy kowal zniknął mu z oczu, skręcił za dom, po czym z powrotem zakradł się do miasteczka. Trzymając się cieni, sprawdzał kolejne ulice, nasłuchując w poszukiwaniu nawet najcichszych dźwięków"

Bo przecież nie ma nic rozsądniejszego, by łazić po mieście, gdzie kręcą się akurat groźne typy gotowe poddać go brutalnemu przesłuchaniu, a potem zarżnąć jak prosię jego i smoczycę. Tylko i wyłącznie głupocie autora Eraś zawdzięcza fakt, że już od dłuższego czasu nie jest przywiązany do katowskiego stołu, ani też nie gryzie gleby.
Niech mi ktoś w tym miejscu wyjaśni, nie uwłaczając mojej inteligencji - właściwie dlatego taki skończony kretyn, jak Eragon, ma być głównym bohaterem powieści i zbawcą świata?

"Eragon potrafił sobie wyobrazić, co mogliby zrobić. Czy ktokolwiek poza imperium śmiałby tak grozić ludziom?"

Och, myślę że chętnych znalazłoby się od groma. Pierwsi w kolejce stanęliby zwykli, przydrożni zbójcy. Ale według Paoliniego, to koniecznie musi być Wielkie Zue Imperium.

"Pewnie nie, ale osoba, która przysłała jajo, mogła być dość potężna, by otwarcie posługiwać się przemocą"

Grożenie przemocą zwykłym wsiurom wymaga naprawdę wielkiej potęgi... Rzygać mi się już chce od tego nieustannego przeświadczenia Paoliniego, iż zjawiska codzienne i banalne należy ukazywać jako dużo bardziej wzniosłe i znaczne, niż na to zasługują. Jak wschód słońca, no to od razu "orszak run". Jak smoczek budzący się ze snu, to "pradawny strażnik". A jeżeli jakiś cieć grozi pospolitemu wieśniakowi, no to musowo jest to albo agent Zuego Imperium, albo jakiś potężny mag.

"- Twoje [Sloana] informacje bardzo nam pomogą. Nie zapomnimy o tym - Eragon mu uwierzył"

A to naiwniak. Ja tam bym nie uwierzył...
Serio... co to ma do rzeczy? Co jest w całej tej sytuacji, że Eraś czułby potrzebę poczynić spostrzeżenie, iż wierzy Ra'zacom? Czy Paolini naprawdę ani przez chwilę się nie zastanawiał nad tym, co pisze? Czy naprawdę nic mu nie zgrzytało, jak piasek między zębami, kiedy pisał te wszystkie z d**y wzięte frazy, pozbawione wewnętrznego uzasadnienia i nie pełniące żadnej funkcji w tekście?

"Eragon poruszył się lekko, próbując przyjrzeć im [Ra'zacom] się bliżej"

Bo przecież nie dał jeszcze dostatecznie dużo dowodów tego, jaki jest bezdennie głupi. I że tylko chciejstwu autora zawdzięczamy, że w ogóle się sprawdził jako Zbawca Świata.

"myśli skrępowała mu dziwna moc, nie pozwalając się ruszyć (...) Obcy skradali się ku niemu płynnym bezszelestnym krokiem"

Skoro Eraś był sparaliżowany i na ich łasce, to dlaczego się w ogóle skradali? Bo Paolini to kompletny idiota, który nie używa w ogóle rozumu, nie MYŚLI, kiedy to pisze, i zdaje się na swoje chciejstwo?

"- Eragon! - krzyknął ponownie Brom. Obcy jeszcze raz spojrzeli na niego, po czym zniknęli między domami"

Wiecie, to jednak musieli być pospolici zbójcy. Agenci Zuego Imperium nie zwiewaliby tak po prostu na sam widok starego dziada. Owszem, Brom jest byłym smoczym jeźdźcem, ale po pierwsze - nie wiemy, czy Ra'zacowie o tym wiedzą, a jeśli wiedzą, to skąd. Po drugie, taki obrót spraw powinien był przynajmniej zwrócić uwagę Erasia, tymczasem jego to kompletnie nie obeszło. Ot, to normalne, że Zue Imperium ucieka na sam widok wioskowego dziadka opowiadającego baśnie. Normalne w świecie Paoliniego - bo w takim zdroworozsądkowym (o którym Paolini wie bardzo mało) już nie.

"silne palce bajarza chwyciły jego przegub i obróciły, na moment ukazując wnętrze dłoni i srebrzyste znamię. Oczy Broma zabłysły, pozwolił jednak Eragonowi wyszarpnąć rękę i naciągnąć rękawicę.
- Bywaj - wykrztusił wstrząśnięty Eragon i pośpieszył w stronę domu. Za plecami usłyszał, jak Brom pogwizduje wesołą melodię."

Jestem pewien, że ta melodia dużo lepiej uchroni Erasia - ostatniego (no, prawie) smoczego jeźdźca - przed niebezpieczeństwem ze strony Ra'zaców niż, bo ja wiem... dowolne inne, czynne działanie, żeby stanąć w jego obronie? To naprawdę najlepsze, co przychodzi do głowy Bromowi? Przekonuje się, że Eraś to smoczy jeździec - i sterczy, pogwizdując piosenkę? Nie pójdzie z nim, nie powie mu prawdy, nie poinformuje o tym, co to za jedni, te Ra'zaci, naprawdę nie zrobi absolutnie NIC? Niech mi ktoś w tym miejscu wyjaśni, nie uwłaczając mojej inteligencji, dlaczego to właśnie taki zramolały, niemyślący bęcwał, jak Brom, ma być mądrym mentorem głównego bohatera i zbawcy świata?



W dzisiejszym odcinku mniej musieliśmy się użerać z nędznym stylem Paoliniego - pod tym względem było to do przebolenia - za to główną bolączką rozdziału były właśnie takie, pozbawione logiki zachowania bohaterów. Jak świat Paoliniego (i background za nim stojący) jest zbudowany w sposób sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem i pozbawiony sensu, tak również żyjące w tym świecie postaci postępują w sposób sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem i pozbawiony sensu. Eragon jest debilem i jest nienormalny - to już wiemy. Ale zaraz okazuje się, że nienormalny jest również Garrow - z tą swoją pouczającą gadką za pięć dwunasta, że nienormalni i równie jak Eraś głupi są Roran z Horstem - kompletnie ignorując nazbyt jawne zachowania "bohatera" wskazujące, że coś jest nie tak... A na koniec się pokazuje, że skończonym durniem jest także Brom, który odkrywa ostatecznie małą tajemnicę Erasia - i to w czasie, gdy w wiosce pojawili się już kolesie gotowi go zabić - a jego jedyną reakcją jest gwizdanie. Dziwi mnie, że ci wszyscy ludziowie są w stanie się podetrzeć przed naciągnięciem spodni. A zresztą, może nawet i tego nie potrafią?
Boże, ja po prostu nie wierzę, że można napisać coś tak głupiego... A jeszcze bardziej nie wierzę, że można to przeczytać - i nie czuć tej całej, wylewającej się ze stronic głupoty, nie czuć, że autor nieustannie obraża inteligencję czytelnika.

Der_SpeeDer

Ja też mam ciekawe rzeczy do robienia (ale nie chcę, żeby to zabrzmiało, że analiza tego "dzieła" mnie nie interesuje) , nie siedzę przecież nad Eragonem Bóg wie ile :) Twój komentarz świetny, jak wszystkie pozostałe :)
W przyszłym tygodniu postaram się coś napisać.

ocenił(a) film na 1
arawis18

Dzięki za słowa uznania. A ponieważ mam akurat ochotę poznęcać się jeszcze nad jakimś rozdziałkiem, zrobię to. Jest niedługi, co mi szkodzi.


"Eragon niemal biegł do domu, a myśli kłębiły mu się w głowie"

Eee... właściwie dlaczego "niemal" biegł? To słowo w ogóle pojawiło się w zdaniu w wyniku przemyślanego działania, czy może raczej się wymknęło, jak nie przymierzając bździna?

"Pędząc zmarzniętym traktem, posyłał przed siebie myśli w poszukiwaniu Saphiry"

Oto się dowiadujemy, że zdaniem Paoliniego telepatia działa w ten sposób, że się myśli posyła konkretnym wektorem i trajektorią, niczym impulsy w ASDICu... Jak się pojawiają zjawiska codzienne i banalne, Paolini opisuje je poprzez wymiotnie górnolotne określenia, za to kiedy przychodzi do zjawisk nadprzyrodzonych, które trudno ogarnąć rozumem, Paolini przedstawia je tak prostacko, jak to tylko możliwe. Po prostu - wszystko, absolutnie wszystko, Paolini robi źle, robi na opak, robi dokładnie odwrotnie niż tak, jak robić się powinno.

"Czy powinienem pomówić z nim [Garrowem] od razu? Nie uwierzy mi, chyba że zobaczy Saphirę. Lepiej najpierw ją znajdę."

A może najpierw podszedłbyś do Garrowa, ostrzegł go po prostu o zbirach zmierzających już do jego domu i wraz z nim stamtąd zwiał... a dopiero potem tracił czas na gadanie o Saphirze? Dobrze wiedzieć, że nasz przyszły zbawca świata nie umie nawet ustalić banalnych priorytetów i jest ogólnie pozbawiony rozumu. Z kimś takim na pewno nie zginiemy. A że przez jego głupotę zginął Garrow... cóż, pierwsze śliwki-robaczywki.

"Uspokajając umysł, szybko opowiedział jej o wszystkim. Gdy wspomniał o nieznajomych, Saphira szarpnęła się, wspięła na tylne nogi i ryknęła ogłuszająco, po czym machnęła mu nad głową ogonem"

I znowu. Kiedy normalni ludzie zostawiliby wyczerpujące wyjaśnienia na później, bo przecież zaraz może ktoś zginąć, Eraś traci czas właśnie na takie wyjaśnienia... Raz jeszcze zapytam: dlaczego ten przygłupi smark ma niby odgrywać rolę zbawcy świata, skoro elementarnego pomyślunku nawet nie ma?
Zastanawiam się też, w jaki sposób Saphira machnęła mu nad głową ogonem, skoro jest generalnie smokiem czworonożnym, jej ogonek znajduje się gdzieś za jej zadem, kompletnie z dala od Erasia - przez co, żeby machnąć mu nim nad głową, musiałaby się obrócić. No, chyba że ona rozmawiała z nim, stojąc zadem w jego stronę...

"Przelał w te słowa całą swą siłę, lecz jej umysł otaczał żelazny mur, osłaniając myśli"

Znaczy, osłaniając te myśli, które WYCZUWAŁ?

"Przysięgi złamane, dusze zabite, strzaskane jaja! Wszędzie krew. Mordercy!"

Wykrzykuję losowe, górnolotne frazy, sądząc, że to wszystko głębokie i sugestywne, kiedy w rzeczywistości uskuteczniam pretensjonalny bełkot!!! Literatura zgwałcona, zabezpieczenia złamane, czerwony guziczek wciśnięty! Kremówka z kiełbasą! Umba!

"Obcy zmierzają na farmę. Trzeba ostrzec Garrowa"

Od tego trzeba było zacząć, idioto...

"Sięgnął ku jej umysłowi i natychmiast natrafił na mur gwałtownego strachu i wściekłości. Zdecydowany zawrócić, z ponurą determinacją zaczął przebijać myślową zbroję smoczycy. Wyszukiwał najsłabsze miejsca, poruszał mocniejsze fragmenty, cały czas walczył, próbując zmusić ją, by go wysłuchała"

Zastanawiam się teraz, gdzie niby są w prostych emocjach (strach i wściekłość) jakieś "miejsca" i "fragmenty". Widać wyraźnie, że skoro Paolini już coś nazwie "murem", no to musi to być mur pełną gębą, z cegiełkami i pustakami. Z przewagą tych drugich, bo tego się należy spodziewać w "książce" napisanej przez pustaka.
Poza tym jestem absolutnie pewien, że w obecnej sytuacji - gdy Garrowa tam mordują, gdy Eraś niby powinien mu pomóc, ale jest gdzieś porywany w góry - ponura determinacja byłaby ostatnim uczuciem, jakie towarzyszyłoby Erasiowi. Panika, desperacja, rozgorączkowanie, frustracja - już prędzej. Ale nie oczekujmy przecież od Paoliniego, że przedstawi nam w książce postacie zachowujące się jak normalni ludzie...

"Wkrótce otoczyły ich góry, niewiarygodnie wielkie białe ściany i granitowe urwiska"

To już nie te "ostrze jak brzytwa zębiska" sprzed trzech akapitów?

"Prądy powietrzne wzbijane przez skrzydła Saphiry szarpały nim gwałtownie. Za każdym razem, gdy poruszała głową, rzucała nim z boku na bok"

Ani chybi, te całe prądy powietrzne też nie działały zgodnie z regułami rzeczywistego świata, tylko sobie urządzały wycieczki po całej okolicy, żeby Erasia niepokoić. No bo przecież... ruchy ciała Saphiry same nie dałyby rady szarpać Erasiem, nie?

"Wystraszony, zsunął spodnie i skrzywił się. Uda miał otarte do krwi, skóra zniknęła, zdarły ją twarde łuski Saphiry"

Ano, właśnie. To już wcześniej z arawis18 przerabialiśmy - oczywiście te obdarte ze skóry nogi nie przeszkadzają mu później w normalnym chodzeniu, oczywiście w trakcie lotu jakoś w ogóle nie czuł, że coś mu tę skórę obdziera i nie wrzeszczał wniebogłosy z bólu, oczywiście noszone przezeń spodnie mają takie właściwości, iż siła tarcia przez nie przenika, nie czyniąc im szkody, za to magicznie zdzierając skórę pod spodem. Równie oczywiste jest to, że reakcja Erasia z OBDARCIA ŻYWCEM SKÓRY ogranicza się do pojękiwania i syknięcia, gdy owych ran dotknie. Bo Paolini jest takim przygłupim ignorantem, iż mu się zdaje, że zdarcie skóry niczym się nie różni od zdrapania naskórka paznokciem - podobnie jak chłostanie człowieka (Roran), które w rzeczywistym świecie obierało skórę i mięso z kości, według Paoliniego czyni mniej więcej tyle szkody, co klapsy gołą ręką na równie goły tyłek. PAOLINI... TO... SKOŃCZONY DEBIL...
Poza tym chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że właśnie tutaj nagle nam się pojawiają te "twarde łuski", o których Paolini jakoś już nie pamiętał, kiedy pisał bzdurne historyjki o zbłąkanych strzałach trafiających smoczycę Galbatroniksa czy też o elfie, co to z łuku smoka zabił na polowaniu, jak jelenia. Oczywiście w rzeczywistym świecie strzały kompletnie się nie sprawdzają przeciwko opancerzonemu celowi - nie wspomnę tu już o zbrojach płytowych, od których strzały się po prostu odbijały, bo nawet krzyżowcy, odziani w plecionki kolcze, przyjmowali na klatę cały grad strzał od muzułmanów i parli niezrażeni dalej. No, ale przecież nie oczekujmy od Erasia wiedzy na takie tematy. To po prostu głupi gówniarz, który nie zna się kompletnie na niczym, nie ma najmniejszego pojęcia, co robi i o czym gada, ale sobie mimo to ubzdurał, że książkę se napisze.

"Położył rękę na boku smoczycy i odkrył, że drży. Otaczająca jej umysł bariera zniknęła. Bez niej zalały go fale smoczego strachu"

Czym się różni strach smoczy od strachu ludzkiego?
Jeśli miałbym zgadywać, to powiedziałbym, że jest mniej uzasadniony i bardziej irytujący - nawet z punktu widzenia osoby, która przeczytała tomy późniejsze, nie widzę żadnego powodu, dla którego Saphira miałaby wiać przed Ra'zacami i aż tak się ich bać. Szczególnie że Oromis zapewnia w tomie drugim, że ci kolesie się lubują w łowach na ludzi - nie na smoki.

"[Eraś] Nie potrafisz mnie chronić? (...) Skoro uważasz, że potrafisz, czemu uciekłaś?
[Saphira] Śmierć to trucizna"

Ech... tłumacząc bełkot Saphiry na ludzki, tuszę, iż po prostu zachciało się jej powkurzać ludzi czytających to dzieło - podobnie jak wcześniej Eraś wkurzał swoimi bezsensownymi fochami wokół wyjazdu Rorana.

"Owinę się wokół ciebie i okryję cię skrzydłami. Mój wewnętrzny ogień cię ogrzeje"

Wewnętrzne co? Naprawdę Paoliniemu nie wystarcza coś tak banalnego, jak normalna ciepłota czyjegoś ciała - musi sobie na siłę wymyślić jakiś "ogień" do tego?
Swoją drogą, niejaki Temeraire ze wspomnianego przeze mnie nie tak dawno "Smoka jego królewskiej mości" (i kontynuacji), kiedy jego ludzki towarzysz - Lawrence - znajdował się w sytuacji zagrożenia, albo gdy na przykład przez długi czas się nie widzieli, nie potrzebował z tego strony zachęty, by się do niego przytulić, objąć, et cetera. Gdyby go zastał w takiej sytuacji, leżącego w śniegu w skąpym ubraniu, też by w żadnym razie nie czekał, aż Lawrence go wyraźnie poprosi o osłonięcie go od zimna.
Dlaczego o tym mówię? Ano dlatego, że tego typu sceny mi uświadamiają (a dzieje się to wielokrotnie podczas lektury "dzieła" Paoliniego"), że jako osoba znająca już trochę przykładów relacji smok - człowiek widzę, iż Eraś oraz Saphira to zdecydowanie najgorsza parka, jaką przyszło mi poznać. Są fatalnie przedstawieni, w ogóle nie czuć między nimi "chemii", ich związek opiera się zresztą na jakimś magicznym "pakcie", a nie na ich wzajemnych uczuciach, a że sami w sobie są marnie skonstruowanymi postaciami, to już gwóźdź do trumny. Zawdzięczamy to wszystko przejawom kompletnego braku umiejętności pisarskich u Paoliniego, wskutek którego (co już wcześniej mówiłem) nie wyczuwa w ogóle potrzeby opisania jakiejkolwiek sceny czy dialogu, gdzie robiliby wspólnie coś, co ich zbliża, dzięki czemu faktycznie by się wzajemnie poznawali. Nie ma tu żadnych uczuć, żadnych antagonizmów między postaciami, żadnej głębi - po prostu są, magia ich połączyła i tyle. Sprawę tylko pogarszają takie sceny, jak ta, którą się właśnie zajmujemy - na dzień dobry widzimy, jak Saphira obdziera Erasia żywcem ze skóry i jeszcze robi to bez żadnego ważnego powodu - ot, z głupoty. Urocze, nie ma co...

"Nadal jednak dręczył go podstawowy problem: czy zdoła dotrzeć do domu, nim zjawią się tam obcy?"

Fakt, że Eraś w ogóle się nad tym zastanawia - i dopuszcza możliwość, że przez te kilka godzin, jak leciał z Saphirą (bo Paolini wyraźnie pisze o godzinach), Ra'zacowie nadal nie dotarli do rezydencji Garrowa - to tylko kolejny z wieeelu przejawów jego bezdennej głupoty.



Generalnie to ja widzę, że coś tracę formę. Praktycznie brak już w tych moich złośliwych analizach faktycznych złośliwości, a zamiast tego kobyły na każdy akapit. Mam nadzieję, że następnym razem pójdzie mi lepiej. Zaraz, jaki jest tytuł następnego rozdziału?

"Zagłada niewinności"

O mój Boże, dosłownie czuję, jak umieram od tego całego kretyńskiego patosu...

Der_SpeeDer

Patrzę na te posty i widzę, że ja kiedyś wybiegłam do przodu i rozdział "Zagłada niewinności" już omówiłam. (post z 26 listopada) Der, jeśli chcesz coś dodać to proszę bardzo :)

Przed nami rozdział "Czuwanie" - ciekawe, bo nie jest to tytuł ani żałośnie nadmuchany przez Paoliniego ani też szczególnie nie razi w oczy. Jednak jego terść już razi.

"Gdzieś z bilska dobiegało skrzypienie. Tam i z powrotem, tam i z powrotem. Uporczywy dźwięk sprawił, że Eragon otworzył oczy i spojrzał z dołu na żebrowania strzechy. Ktoś okrył go szorstkim kocem, osłaniając nagość. Czyjaś ręka zabandażowała mu nogi i opatrzyła kostki."

Czy z tego fragmentu wynika, że Eragon jest KOMPLETNIE goły?

"Znajdował się w jednoizbowej chacie"

Szok. Niedowierzanie. Jednoizbowa chata? Gdzieś niedaleko willi Garrowa, gdzie każdy miał osobny pokój z dachówką i tak dalej. Za późno, Paolini.

"Choć Eragon czuł się kompletnie wyzuty z sił, zmusił się, by usiąść. To pomogło mu oczyścić umysł"

W jaki sposób?

"Próbował nawiązać kontakt [z Saphirą] ale nie mógł. Gdziekolwiek była, to było daleko od Carvahall."

Strasznie ograniczona to umysłowa więź. Skoro mając tak czadowy znak jeźdźca na ręce nie jest w stanie skontaktować się z Saphirą (nie było pomiędzy nimi żdanej bariery magicznej, prawda?) To teoretycznie jak Eraś chciałby znaleźć ją później? Czekać łaskawie, aż będzie bliżej? Do niczego ta więź jak dla mnie.

"Gertrude pociągnęła krzesło bliżej łóżka"

Nie pasuje mi to łóżko w jednoizbowej chacie. Nie wiem, może jakaś słoma, w końcu to chłopi byli.

"Cała wioska chce wiedzieć, co się stało. Posłali ludzi do waszego domu i znaleźli zgliszcza"

Pisałam o tym wątku w listopadzie, więc może po prastu skopiuję:

Właściwie to całość jest bez sensu: Jeśli dzieje się coś złego to jest mnóstwo gapiów. Tu nie ma nikogo. Nie wierzę, że w prawdziwym świecie nikt by się nie zainteresował zniszczoną willą (ajć, znowu - prostym chłopskim domkiem) Garrow ma znajmych jakichś, naprawdę nikt mu nie pomógł gdy Eraś leciał z akcją ratunkową? No przecież się wyjaśniło póżniej: to Saphira! Saphira musiała mu pomagać a jej absolutnie nikt nie ma prawa zobaczyć.

"Gertrude: Masz niezłą bliznę na dłoni. Odruchowo zacisnął palce. - Tak. - Skąd? Szybko przebiegł myślami kilka możliwych odpowiedzi i wybrał najprostszą. - Mam ją, odkąd pamiętam nigdy nie pytałem Garrowa, skąd się wzieła"

What the hell? Pomijając fakt,że najdurniejsze odpowiedzi uchodzą płazem. Wydaje mi się (mówię wydaje, bo Paolini stwierdził, że opisanie wyglądu unikatowego znamienia jeźdźców to strata czasu, napisane jest tylko: "biały owal") że to całe gedwëy ignasia ma faktycznie jakiś oryginalny kształt, który odróżniałby go od zwykłej blizny. Tak więc, "mam ją odkąd pamiętam" Aha, ok. Żaden problem. Idziemy dalej.

"Odwróciła się plecami, by nie patrzeć jak chłopak z trudem naciąga spodnie, krzywiąc się, gdy dotykał oparzonych ran. Na grzbiet narzucił własną koszulę. (...) [Gertrude] Przejdź parę kroków"

Pisaliśmy już o nogach ale chciałabym zwrócić uwagę na jeden szczegól. Że Eragon ubrał własną koszulę. Tę, którą wcześniej rozdarł w Kośćcu? :D Eraś jest z rodziny chłopów, więc skąd ma brać te koszule dodatkowe?

"Horst zbudował sobie piętrowy dom na wzgórzu, by móc podziwiać górskie widoki. Włożył weń wszystkie swe umiejętności. Łupkowy dach osłaniał ograniczony poręczą balkon, na który wchodziło się z wysokiego okna na piętrze. Każda rynna kończyła się wykrzywionym gargulcem. Framugi okien i drzwi zdobiły rzeźby węży, jeleni, króków i splecionych pnączy."

Paolini, dobijasz mnie swoją bezdenną, niekończącą się głupotą. Jak (pominę przekleństwo) chłop ze wsi jest w stanie wybudować sobie taką willę (a bo górski widok) Albo lepsze pytanie - za co ją wybudował i w jakim celu? Żeby kusić złodziei? Jeszcze z misternymi zdobieniami + piętro (a potem jest wspomniany kominek w dalszej części rozdziału). Garrow może się schować!

Co jakiś czas pojawia się w opisie, że Eraś krzywi się z bólu. Czemu nie drze się w niebogłosy przy tak okropnych ranach?

"W wiadrze topił się śnieg" W takim miejscu [dom Horsta] nie było podłączonej bieżącej wody??

Podsumowując, Paolini to idiota, idiota i jeszcze raz idiota.

Dotarłam mniej więcej do połowy rozdziału, myślę, że na dzisiaj wystarczy. Nie wiem czy zajmować, się tym rozdziałem dalej bo w sumie podobne wątki już przerabialiśmy. Zastanawiam się, czy nie wziąźć coś np. z "Najstarszego" dla porównania?

ocenił(a) film na 1
arawis18

To co, bawimy się dalej?

Teraz mam do omówienia rozdział o jednym z najgłupszych tytułów, jakie widziałem na oczy...

I niech arawis18 pozwoli, że będę abstrahował od jej własnej złośliwej analizy. Łatwiej jest mi pisać, kiedy nic mnie nie ogranicza.



"Niebieska opadająca płaszczyzna [skrzydło Saphiry] rozciągała mu się nad głową"

Opadała ta płaszczyzna, opadała, przeniknęła już przez głowę Erasia i dalej opada...

"Strupy naciągnęły się i pękły. Ból był nieco mniejszy, niż wczoraj, lecz sama myśl o marszu wydała się odstręczająca"

No, pewnie. Erasia oskórowano żywcem, ale jakimś cudem już nazajutrz rano w miejsce tej zdartej skóry są jakieś "strupy", a myśl o marszu to przecież zaledwie niedogodność.

"Zmrużył oczy, bo blask odbitego od śniegu słońca na moment go oślepił"

Ani chybi, kryształowy jakiś był ten śnieg...

"Otaczały ich wyniosłe, nieznajome góry, rzucające głębokie cienie na polanę"

I oto się okazuje, że Kościec, który Eraś doskonale zna i po którym wielokrotnie łaził, to nagle są "nieznajome góry". Niech się Palini powstrzymuje od używania takich klimatycznych określeń, jeśli nie mają one sensu...

"Z jękiem dźwignął się z ziemi i zakołysał, po czym sztywno pokuśtykał pod drzewo. Chwycił jedną z gałęzi, napierając całym ciężarem. Przez chwilę, w końcu złamała się z głośnym trzaskiem. Oderwał boczne gałązki, jeden koniec konara wsunął pod pachę, drugi oparł o ziemię. Wspierając się na zaimprowizowanej kuli, ruszył powoli do zamarzniętego strumyka"

I znów mamy wiele głupot naraz. Nie chce mi się już nawet odmieniać przez wszystkie przypadki wątpliwości co do tego, jak Eraś mógłby się w ogóle poruszać z OBDARTYMI ZE SKÓRY NOGAMI. Koncept kuli u chłopa (laska - to byłoby jeszcze w pełni zrozumiałe) to zapewne kolejny efekt mariażu z rzeczywistym światem, a drzewo z grubymi gałęziami tuż przy ziemi - tak, aby Eraś mógł spokojnie sięgnąć i złamać je ciężarem ciała - to (po tej jarzębinie, gdzie umieścił Saphirę) jeszcze jeden wynik chorego eksperymentu naukowego w wykonaniu Paoliniego. Oraz kolejna oznaka, że autor nigdy w życiu lasu na własne oczy nie widział, ale to już szczegół.

"Pięścią rozbił wierzchnią warstewkę lodu i nabrał w dłonie czystej, lodowatej wody. Zaspokoiwszy pragnienie, wrócił na polanę"

Najpierw łażenie z oskórowanymi nogami, teraz to... Ani chybi, Eraś jest wprawdzie bezdennie głupi, ale tak poza tym to prawdziwy Superman.

"W tym właśnie miejscu pośród ogłuszających grzmotów pojawiło się jajo Saphiry"

No i właśnie. "Nieznajome góry", akurat.

"Zabierzesz mnie do domu? (...) Oboje jesteśmy dłużnikami Garrowa, wiele mu zawdzięczamy. Opiekował się mną i pośrednio także tobą. Zlekceważysz to? Jeśli nie wrócimy, co będą mówić w przyszłości ludzie? Że ukrywaliśmy się niczym tchórze, podczas gdy memu wujowi groziło niebezpieczeństwo?"

Do niego naprawdę nic nie dociera, co nie? Naprawdę do tej pory - a minęła już reszta poprzedniego dnia i cała noc - nie przyszedł mu do głowy oczywisty wniosek, że dla Garrowa jest już o wiele za późno? Najwyraźniej zdaniem Erasia latanie smokiem powoduje efekt relatywistyczny - on latał wprawdzie parę godzin, ale za to dla Ra'zaców minęło parę sekund i wciąąąąż dochooodzą pod ten dom Garrowa...
Wiecie, co? Lepiej byłoby dla tego świata, gdyby Ra'zacowie jednak zarżnęli tego idiotę Erasia... Naprawdę KAŻDY byłby lepszy jako Wybraniec...

"Eragon chciał ją rozzłościć i udało mu się (...) Miał nadzieję, że nie posunął się za daleko"

Cały Eraś. Najpierw działa, a dopiero potem - z trudem - myśli. Zresztą, co tam - jeszcze głupsze było to, jak parę rozdziałów temu żałował, że Saphira ogniem nie zieje...

"- Głupota czy nie - odparł głośno - nie mamy wyboru"

Eee... dlaczego? Oczywiście zgadzam się, że pozostawanie w górach i czekanie na śmierć Erasia z głodu lub wyziębienia (nie wiem, czemu, ale jak teraz to napisałem, brzmi bardzo zachęcająco...) jest głupotą, ale niby dlaczego ich jedyną opcją jest lecenie ze smokiem w sam środek wioski, żeby wszyscy mogli sobie Saphirę pooglądać? I żeby Zue Imperium wiedziało, gdzie ich szukać?

"Ostrożnie wspiął się na grzbiet Saphiry"

Boże, co za debil... Widzę, że w świecie Paoliniego zasada "kto się na gorącym sparzył..." w ogóle się nie sprawdza.

"Miał nadzieję, że dodatkowa wyściółka ochroni skórę, ale każdy ruch wzbudzał kolejne fale bólu w nogach. Wkrótce po jego łydkach spływały strużki gorącej krwi"

Albowiem ponowne siadanie na grzbiecie Saphiry - co poprzednim razem zakończyło się obraniem nóg ze skóry - to zdaniem Erasia najrozsądniejsze, co można było zrobić. Ani jemu, ani Saphirze oczywiście nie przyszło do głowy żadne inne, mniej niebezpieczne dla zdrowia Erasia rozwiązanie, jak choćby - no nie wiem - po prostu to, żeby tego kretyna wzięła w łapy?
Poza tym zaczynam się pomału zastanawiać, ile jest właściwie sensu w tym, że niby od latania na grzbiecie Saphiry Erasiowi nogi ze skóry obdarło. Czy Paoliniemu się wydaje, że łuski mają fakturę papieru ściernego? W takim razie łuski w jego świecie zdecydowanie różnią się od łusek ze świata rzeczywistego. To, że są twarde, jeszcze niczego nie tłumaczy.

"- Ląduj na polach! - wrzasnął, przekrzykując ryk powietrza"

Nie, żeby nie mógł tego po prostu powiedzieć telepatycznie...
Poza tym, skąd nagle ten "ryk powietrza"? Smok to nie odrzutowiec, a Paolini nawet słowem się nie zająknął, że wiał silny wiatr.

"Jakaś siła rozdarła dom na kawałki. Belki i deski, tworzące ściany i powałę, leżały rozrzucone wokół (...) Wszędzie widział osmolone dachówki"

Zapytałbym jeszcze, DLACZEGO właściwie Ra'zacowie dom rozwalili, skoro przyszli tylko po to, żeby wydostać od Garrowa informacje, gdzie podział się Eraś ze smoczycą. W czym miało pomóc rozwalanie domu i ściąganie w ten sposób niepotrzebnej uwagi? Pewnie - tak, jak ja - nie znoszą nędznych efektów mariażu średniowiecza ze współczesnością.
Poza tym - zważywszy charakter opisanych zniszczeń - skąd się właściwie wziął ten "czarny pióropusz dymu" sprzed paru akapitów?

"W śniegu tkwiły odłamki białych naczyń"

Czekaj, czekaj, Chris - ja tylko żartowałem, parę postów temu, że ich zastawa była pewnie z porcelany. A ty... ty tak na serio? Ty naprawdę jesteś tak bezdennie głupi? Nie, żebym nie miał okazji się o tym wielokrotnie przekonać, ale zawsze mam nadzieję, że mimo wszystko jest gdzieś jakaś granica...

"- Wuju! - Eragon pobiegł w stronę ruin, szukając Garrowa w zniszczonych izbach"

Oczywiście, że pobiegł. Nie, żeby takiemu Supermanowi przeszkadzały zbytnio OSKÓROWANE NOGI. A zmajstrowana parę akapitów temu kula oczywiście przepadła w nicości.

"Saphira okrążyła dom i dołączyła do niego.
Osiadł tu smutek - oznajmiła"

Górnolotnych i bezsensownych fraz ciąg dalszy... Jaki to właściwie "smutek" tutaj miał osiąść? Garrowa, co to był poddawany torturom i czuł zapewne nie tyle smutek, co skrajne przerażenie? A może Erasia, który był w tym czasie kawał drogi stąd? Paoliniemu się wydaje, że jak sobie palnie coś górnolotnego, to taka fraza jest zwolniona z wymogu posiadania wewnętrznego uzasadnienia? Że jak pisze w sposób górnolotny, to może pisać wszystko, co mu ślina na jęzor przyniesie?

"Gdybyśmy zostali, już byś nie żył"

Albowiem Saphira w żadnym razie nie mogła Ra'zaców zwyczajnie pozabijać.

"- Spójrz na to! - krzyknął. - Mogliśmy ostrzec Garrowa! To twoja wina, że nie uciekł!"

Okłamuj siebie dalej, baranku. Prawdziwa wina leży po stronie twojej - skończonego idioty, który widząc już Garrowa, wiedząc, że do jego domu lezą niebezpieczne typy, które dosłownie depczą ci po piętach (bo wyruszyły w kierunku domu Garrowa dosłownie w tym samym czasie, co ty), zamiast Garrowa przed owymi typami ostrzec, polazłeś do swojej smoczycy.
Eraś był wystarczająco denerwujący, kiedy to robił - a kiedy teraz jeszcze próbuje zwalać winę na Saphirę, dosłownie mam ochotę go strzelić. Mocno. I nie zachęca mnie do dalszej lektury świadomość, iż cała "książka" opiera się właśnie na tej, wyjątkowo beznadziejnej i wyjątkowo wkurzającej postaci...

"Moje oczy dostrzegają ślady tylko dwóch osób. Nie mogli stąd zabrać Garrowa"

OK, czyli ci straszliwi agenci Zuego Imperium najpierw wierzą ludziom w wiosce na słowo, że ci nic nie wiedzą, potem skradają się - bez żadnego rozumnego powodu - do sparaliżowanego Erasia, a teraz jeszcze - po dokonaniu całkowicie zbędnej i wręcz szkodliwej dla ich pracy destrukcji chłopskiej rezydencji - bardzo szybko dają sobie spokój z torturowaniem Garrowa i zwyczajnie odchodzą, nie zabierając nawet ze sobą zakładnika i całkowicie zarzucając poszukiwanie Erasia i Saphiry. Jak już mówiłem, dziwię się, że tamci w ogóle zbudowali jakieś imperium, skoro są tacy nieudolni.

"Słabe odciski dwóch par skórzanych butów prowadziły w stronę domu"

Teraz jeszcze Eraś ujawnia zdolności profetyczne, niczym w "Martwej Strefie" - jakimś magicznym sposobem, jest w stanie stwierdzić, na podstawie śladów podeszwy, czy ktoś chodził w bucie skórzanym, czy może w adidasach...

"Wgramolił się do zrujnowanej kuchni i zaczął gorączkowo kopać w stosach gruzów, odrzucając kawałki drewna, których w zwykłych warunkach nie zdołałby nawet poruszyć"

Najwyraźniej w świecie Paoliniego złość powoduje transformację, niczym w Dragon Ball Z...

"Mężczyzna oddychał głośno, płytko. Każdy oddech przypominał odgłos śmierci"

Wysoki Sądzie, przepraszam, ale to mnie przerosło.

"Eragon zaczął kopać w gruzach, w końcu odnalazł dużą deskę i skórzane pasy"

Nawet rozwalona, rezydencja Garrowa jest widać prawdziwą skarbnicą...

"Gdy to robił, z dłoni wuja wypadł skrawek czarnej tkaniny. Pasowała do ubrań obcych przybyszów"

Albowiem w świecie Paoliniego Ra'zacowie jako jedyni mają czarne ubrania.
Poza tym, czemu ten kawałek właściwie służy i co robi w tekście? Skąd ten kawałek miałby się wziąć w dłoni Garrowa - autor chce mi wmówić, że Garrow się tak po prostu rzucił na tych straszliwych Ra'zaców i nawet zdołał im zniszczyć ubranie, nim go obezwładnili? A ten wydarty kawałek materiału pozwolili zatrzymać jako pamiątkę? Do tego ręka Garrowa zastygła w tymczasowym rigor mortis, przez co mogła przez cały ten czas ową pamiątkę utrzymać? Serio - po co w ogóle tu jest wzmianka o kawałku ubrania Ra'zaców w łapie Garrowa? Że niby Eraś dzięki temu się dowiaduje, że to oni są za to odpowiedzialni? Chyba nie, bo to przecież od samego początku było oczywiste...
Niezrozumiały jest też dla mnie cały ten pomysł umieszczania Garrowa na desce i przywiązywaniu do Saphiry. Paolini NAPRAWDĘ sugeruje, że ona jest kaleką, że nie umie tymi swoimi łapami niczego złapać?

"[Saphira] Ktoś może mnie zobaczyć.
[Eragon] To już nie ma znaczenia!"

Jak już arawis18 raczyła zauważyć - ależ oczywiście, że ma to znaczenie. Niech Eraś jeszcze najlepiej tych całych sygnałów dymnych użyje, by wszem i wobec ogłosić i Zuemu Imperium zakomunikować "tu jesteśmy!". Poza tym, czy Eraś naprawdę się nie obawia reakcji wieśniaków na widok smoczycy?
A skoro już o tych ostatnich mowa - autor oczywiście chce czytelnikom wmówić, że Ra'zacowie torturowali Garrowa, rozwalili jego rezydencję, a kiedy już wszystko ucichło, ŻADEN z okolicznych mieszkańców nie pojawił się na miejscu. W normalnym świecie - co arawis18 też zdążyła zauważyć - kiedy dzieje się jakaś katastrofa czy tragedia, ludzie natychmiast zlatują się z całej okolicy. I tu leży zresztą pies pogrzebany - świat Paoliniego nie jest przecież normalny. Chyba że według standardów dla upośledzonych umysłowo.

"Garrow kołysał się gwałtownie pod nimi. Jedynie cienkie skórzane pasy chroniły go przed upadkiem"

Ot, kolejny dowód na to, jakiż to "rozsądny" jest nasz główny bohater...

"Eragon zacisnął zębyi zaczął wlec Garrowa drogą. Po pierwszych kilku krokach ból eksplodował w nim ze zdwojoną siłą"

Ach! W tym bowiem momencie autor wreszcie się wywiedział, co to znaczy OBDARCIE ZE SKÓRY!

"Zrozpaczony, zastanawiał się, czy Carvahall w ogóle jeszcze istnieje, czy może obcy także spalili je ze szczętem"

Autor i sam Eraś nie raczyli nas wcześniej poinformować, że widzieli dym gdziekolwiek indziej niż nad domem Garrowa - ale teraz jakimś cudem dopuszczają możliwość, że cała wioska się spaliła.

Natykam się na tę kwestię już któryś raz, muszę to w końcu powiedzieć - czy istnieje jakikolwiek rozumny powód, dla którego Garrow zbudował dom z dala od wsi? Czy może Paolini po prostu sobie wymyślił, że taka samotna rezydencja jest klimatyczna i w ogóle kewl?

Der_SpeeDer

Twoja analiza jest lepsza od mojej :) Żałuję, że nie potrafię dodawać równie ciętego humoru.
Tak się zastanawiam: J.K Rowling (Harry Potter) i S. Collins (Igrzyska śmierci) pozwoliły zekranizować swoje książki. Jednak te filmy są zdecydowanie lepsze niż ekranizacja pożal się Boże Eragona. Zdaje się, że obie Panie miały też wiele do powiedzenia jeśli chodzi o te filmy. G.R.R. Martin (Gra o tron) odrzucił wiele ofert dotyczących sprzedaży praw do nakręcenia filmu bo były dla niego nie odpowiednie.

I jak ta oferta musiała wyglądać dla Paoliniego? - Hej, Krzysiu, chcę zrobić film o twojej książce. -Super, gdzie mam podpisać?

Bo ja nie widzę innej możliwości :)

Co do analizy kolejnego rozdziału to przez najbliższy czas nie będę miała kiedy się tym zająć. Ale na pewno do niej jeszcze wrócę. :)

ocenił(a) film na 1
arawis18

"Twoja analiza jest lepsza od mojej :) Żałuję, że nie potrafię dodawać równie ciętego humoru"

Dziwi mnie, że tak mówisz, bo ja ze swojej strony wciąż odnoszę wrażenie, że nie jestem w formie. Przydałyby się jakieś krótsze komentarze, takie w postaci krótkiej, acz celnej riposty. Niemniej, podejrzewam, że z takich ripost kolesie czytający toto - w każdym razie ci, którzy myślą, że Paolini ma talent - nie zrozumieliby, co z danym kawałkiem jest nie tak.

"Tak się zastanawiam: J.K Rowling (Harry Potter) i S. Collins (Igrzyska śmierci) pozwoliły zekranizować swoje książki. Jednak te filmy są zdecydowanie lepsze niż ekranizacja pożal się Boże Eragona"

Może wynika to częściowo z faktu, że same książki są też zdecydowanie lepsze - co nie oznacza, że dobre (mówię tu w każdym razie o HP, bo Igrzysk nie czytałem).



Następny rozdział w kolejce - "Czuwanie".


"W umyśle Eragona wirowały sny, mnożąc się i gasnąc wedle własnych sennych praw"

Ani chybi, w uniwersum Paoliniego obowiązują takie senne prawa, na mocy których sny parzą się jak te króliki... Albo jak jętki - to by od razu tłumaczyło, czemu równie masowo "gasną"...
Serio... czy Paolini był naćpany, kiedy to pisał? Co to w ogóle ma być? To już nie jest zwykła kiczowata górnolotność, to jest jakiś totalny bełkot...
Dalej też mamy paręnaście wersów czegoś, co można określić w najlepszym razie jako pozbawioną sensu zapchajdziurę - też sprawiającą wrażenie, jakby Paolini przed napisaniem nowego rozdziału dał sobie w żyłę i tak naprawdę opisał własne halucynacje.

"Wizja zamgliła się. Nim jednak zniknęła, Eragon dostrzegł na niebie dwa smoki"

A teraz pytanie za sto punktów - po cholerę był nam cały ten fragment?

"Gdzieś z bliska dobiegało skrzypienie. Tam i z powrotem, tam i z powrotem"

HOBBIT!!!

"Znajdował się w jednoizbowej chacie"

Sam już nie wiem - czy śmiać się, czy płakać... Po tych wszystkich chłopskich rezydencjach, mamy nagle normalną, jednoizbową chatę - taką, jaka powinna być. Szok i niedowierzanie.
A także kolejny powód, by odczuwać wściekłość z wyraźnie widocznego w tym momencie względu - gdyby się Paolini choć odrobinę postarał, gdyby się dowiedział, o czym pisze, gdyby mu faktycznie zależało, by swoją powieść napisać jak najlepiej, mogłaby przynajmniej wyglądać przyzwoicie. Może by na przykład przeredagował wcześniejsze rozdziały i wyrzucił te rezydencje, wstawiając w ich miejsce normalne chłopskie chaty.
Ale... po co się starać, nie? Paolini ma centralnie w d**ie i całą tę "książkę", i czytelników, ani mu się śni dowiadywać czegokolwiek czy też poprawiać już napisane rozdziały. To, że prawidłowo zbudowane elementy świata biorą się w tej sytuacji nagle i z d**y, wcale mu nie przeszkadza. On leje, zwyczajnie leje, na tych swoich zahipnotyzowanych fanów - a oni się cieszą i wołają, że to deszcz pada.

"Przy nim w bujanym fotelu siedziała przysadzista kobieta - miejscowa uzdrowicielka Gertrude"

OK, czyli mamy najwyraźniej podział na rezydencje oraz takie właśnie, jednoizbowe chaty - ani chybi, musi to się jakoś wiązać ze statusem właściciela. Czy zatem biednego rolnika umieściłbym w rezydencji, a znachorkę - która z pewnością byłaby w rzeczywistym świecie dużo lepiej sytuowana, bo ludzie przecież do nóg by jej padali i płacili dowolną cenę, by ich uzdrawiała - w jednoizbowej chacie? Ja nie. Paolini oporów nie ma.

"Choć Eragon czuł się kompletnie wyzuty z sił, zmusił się, by usiąść. To pomogło mu oczyścić umysł"

Eee... w jaki sposób? Życie nas uczy, że podejmowanie przez skrajnie wycieńczonego człowieka jakiegokolwiek wysiłku - nawet przyjęcia pozycji siedzącej czy stojącej - może się skończyć najwyżej bólem lub utratą przytomności, ale na pewno nie "oczyszczeniem umysłu".

"Przynajmniej Brom dostarczył mnie do wioski. Ciekawe, co się z nim stało"

Padł ofiarą chciejstwa autora.

"Gertrude poruszyła się i otworzyła błyszczące oczy"

Pewnie te oczy były kryształowe, jak tamten śnieg...

"- Gdzie Garrow?
- U Horsta. Za mało mam miejsca na was dwóch i wierz mi, nie brakowało mi zajęć"

Oczywiście pomysł, aby jednemu z nich po prostu zrobić posłanie na podłodze, albo żeby obu przenieść do pałacu (już nie rezydencji...) Horsta, to kolejna rzecz, która w rzeczywistym świecie nawet opóźnionemu umysłowo przyszłaby do głowy, a w świecie Paoliniego jakoś nie przychodzi do głowy nikomu. I ta cała uzdrowicielka jakoś nie widzi nic zdrożnego w tym, aby latać przez pół wsi od jednego rekonwalescenta do drugiego - mimo że jeden z nich jest w stanie krytycznym...
Debilny świat, zaludniony przez debili i stworzony przez debila.

"Dwa dni! To znaczyło, że ostatni posiłek jadł cztery ranki wcześniej"

Na domiar złego, Paolini najwyraźniej nie umie także liczyć na poziomie podstawowoszkolnym. Ostatni posiłek Eraś jadł zapewne trzy ranki wcześniej, bo wtedy właśnie nastąpiła cała ta heca z Ra'zacami i Saphirą ponoszącą go w głąb Kośćca. Nazajutrz wrócił do wioski, wtedy stracił przytomność i od tamtej pory należy liczyć te dwa dni. Poza tym, ta uzdrowicielka przez cały ten czas nie próbowała podać Erasiowi wody, ani nic do jedzenia? Jestem pewien, że w ten sposób szybciej wyzdrowieje...

"Posłali ludzi do waszego domu i znaleźli zgliszcza"

Ano. Minęła reszta poprzedniego dnia, cała noc i jeszcze parę godzin z kolejnego dnia - w rzeczywistym świecie już dawno zleciałby się tłum, ujrzawszy ten dym. A tutaj dopiero wtedy, gdy ranny Eraś pojawia się w wiosce, POSYŁAJĄ kogoś do domu Garrowa...

"- Masz niezłą bliznę na dłoni (...) Skąd?
Szybko przebiegł myślami kilka możliwych odpowiedzi i wybrał najprostszą.
- Mam ją, odkąd pamiętam. Nigdy nie pytałem Garrowa, skąd się wzięła."

Wiecie, co? Patrzę tak na ten debilny świat, na tych pozbawionych rozumu ludzi, którzy go zamieszkują - i śmiem przypuszczać, że wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby Eraś wytłumaczył, że ta blizna to w rzeczywistości światło odbite przez Wenus.
Oto bowiem Eraś od bardzo niedawna ma lśniący jak moneta znak na dłoni - bo autorowi się zachciało, żeby było cool - co byłoby skrajnie trudne do przeoczenia. Gdyby Eraś dorobił się jej w dzieciństwie, byłby z nią powszechnie kojarzony. Tymczasem jakie on wybiera "najprostsze wyjaśnienie"? Że ma ją od dawna i jakimś cudem przez te wszystkie lata nikt tego nie zauważył. A znachorka? Oczywiście łyka bez popicia. Naprawdę muszę to komentować? Naprawdę muszę po raz n-ty powtarzać, jaki debilny jest ten świat, i jakim debilem jest sam Paolini, który napisał te wszystkie idiotyzmy?

"Z wdzięcznością przyjął posiłek i pociągnął ostrożny łyk [zupy]. Była pyszna"

Czuję się niewątpliwie bogatszy duchowo, wiedząc, jaką to pyszną zupę konsumuje nasz bohater.

"Na grzbiet narzucił własną koszulę"

Tę, co to ją podarł w poprzednim rozdziale? Naprawdę, Paolini w ogóle nie panuje nad własnym "dziełem". W ogóle. Nie ma zielonego pojęcia, co robi i o czym pisze.

"Na zewnątrz porywisty wiatr ciskał im w twarze dym z sąsiednich budynków"

Ha! Więc Ra'zacowie jednak spalili Carvahall! Dzięki im, niech na zawsze będą im dzięki! Koniec debilnego mariażu średniowiecza ze współczesnością! Koniec udręki! Teraz mogę już odkorkować szampana.

"Chmury burzowe dotarły do Kośćca i zasnuły całą dolinę. Zasłona śniegu zbliżała się do miasteczka, przysłaniając wzgórza"

Losowe i chaotyczne opisy w dalszym ciągu są losowe i chaotyczne.

"Horst zbudował sobie dom na wzgórzu, by móc podziwiać górskie widoki. Włożył weń wszystkie swe umiejętności. Łupkowy dach osłaniał ograniczony poręczą balkon, na który wchodziło się z wysokiego okna na piętrze. Każda rynna kończyła się wykrzywionym gargulcem [ŁUP! ŁUP! ŁUP! - to ja walę zapamiętale czołem o blat biurka, bo już po prostu nie wytrzymałem...] Framugi okien i drzwi zdobiły rzeźby węży, jeleni, kruków i splecionych pnączy"

Długo, naprawdę długo rozmyślałem, jak mam to skomentować. Ale w zetknięciu z takim poziomem głupoty oraz braku jakiejkolwiek elementarnej wiedzy o świecie, po prostu kapituluję. Wszelkie słowa są bezsilne. To już wykracza bowiem poza zwyczajowy u Paoliniego mariaż średniowiecza ze współczesnością, to już jest całkowite wypier**lenie w kosmos jakiegokolwiek realizmu i sensu. Naprawdę, trzeba się po prostu postarać, żeby być aż takim skończonym durniem, jak Paolini!
Dlatego zamiast komentować, opowiem wam historię z własnego życia. Szczeniakiem jeszcze będąc, dwukrotnie odwiedzałem, w celach edukacyjno-poznawczych, Muzeum Wnętrz Dworskich w Ożarowie (za pierwszym razem indywidualnie, za drugim razem z wycieczką szkolną). Rzeczone muzeum jest urządzone w autentycznym dworku szlacheckim, którego poszczególne pomieszczenia można sobie dokładnie zwiedzić - przewodnik w każdym pokoju się zatrzymuje i urządza zwiedzającym wykładzik. Polecam, aby w miarę możności tam zajrzeć. I wiecie co? Ten dworek - przypominam: szlachecki - wygląda ZDECYDOWANIE SKROMNIEJ, niż ten pier**lony, zrodzony w chorym umyśle Paoliniego pałac Horsta!!! A tak przy okazji - właściwie to dlaczego, na jakiej cholernej podstawie, Paoliniemu się ubzdurało, że to właśnie wiejski kowal jest tym, kto powinien w takim siole zarabiać dużo pieniędzy? Na jakiej, kurna, podstawie!? Ten cały Sloan - to byłoby zrozumiałe, gdyby był dziany, bo przecież mięso było w średniowieczu towarem luksusowym. Ale kowal, który podkuwa konie i zajmuje się drobnymi naprawami sprzętu rolniczego? Chrzanić wiedzę w temacie - czy Paolini MYŚLI? Czy może on w ogóle nie ma mózgu pod tą swoją kopułą?

"Garrow leżał na łóżku wśród stosu koców"

Księżniczka na ziarnku grochu?

"Skórę na twarzy miał naciągniętą niczym trup"

No to rzeczywiście truposz, wypisz wymaluj...

"Rozpalona skóra oparzyła mu palce"

Wiecie, jak ja i moi rówieśnicy byliśmy jeszcze dziećmi i stroiliśmy sobie głupie żarty z siebie nawzajem, to faktycznie dotykaliśmy czyjegoś czoła i udawaliśmy, że się sparzyliśmy w rękę - aby zasugerować, że koledze najwyraźniej na mózg padło... Myśl, że Paolini traktuje coś takiego absolutnie serio, to kolejny z bardzo wielu czynników, każących mi podejrzewać, że zatrzymał się w rozwoju w wieku 12 lat - góra.

"Nie tak powinno być!"

W rzeczywistym świecie faktycznie by nie było. Ale to jest świat stworzony przez idiotę - Paoliniego - gdzie wszyscy siłą rzeczy również są idiotami. Więc wszystko jest możliwe.

"W powietrzu rozchodziły się kuszące zapachy kilkunastu potraw, hojnie doprawionych ziołami i korzeniami"

Czemu Paolini na tym poprzestaje? Czemu od razu nie palnie, w stylu Kleopatry z filmu "Asterix: Misja Kleopatra", że dziś jedzą skromnie, bo tylko trzysta lekkostrawnych dań przygotowano? Niech równa dalej w dół, niech dalej mnie przekonuje, że za każdym razem, gdy myślę, że głupszym już być nie można, grubo się mylę.

"- Gdy - policzył w pamięci - cztery dni temu odwiedziłem Carvahall, w miasteczku byli... obcy wypytujący o kamień, taki jak ten, który znalazłem"

To było trzy dni temu. I nie widzę rozumnego powodu, dla którego Eraś miałby rozprawiać o czymś, o czym wszyscy w wiosce doskonale wiedzą. Czemu nikt mu już w tym momencie nie przerwał i nie powiedział "przejdź, kurna, do rzeczy"?

"- A twoje nogi? Jak się zraniłeś?
- Nie jestem pewien"

Jestem pewien, że w takiej wersji wydarzeń nie ma absolutnie nic niewiarygodnego... Ot, Eraś miał niby wyjść na chwilkę do lasu, wrócić, znaleźć rozwalony dom i przywlec Garrowa do Carvahall. I nikt jakoś nie podważa licznych dziur logicznych w jego historyjce, ani nie zastanawia się, dlaczego wobec tego Eraś był w takim stanie, jakby ileś tam godzin spędził w głuszy (rany na nogach, podarte ubranie, niedożywienie - jestem pewien, że to drobiazgi, które zdarzają się na co dzień podczas zwykłej pracy w polu). Jeżeli Eraś jest idiotą i nie stać go na lepszą ściemę, niech mu będzie - ale czy wszystkie inne postacie też muszą być idiotami i wierzyć natychmiast we wszystko, co powie?
Momentami odnoszę wręcz wrażenie, że nasz główny bohater uczestniczy w programie "Mamy cię!", ale umiejętności statystów (i scenarzysty) pozostawiają wieeele do życzenia. Ale ten idiota Eraś i tak daje się nabrać.

"- To mi się nie podoba - wtrącił gwałtownie Baldor. - Za bardzo śmierdzi czarami"

D'OOOOH? Patrząc na głupotę mieszkańców tego świata, jestem w stanie zrozumieć, że mogliby pomyśleć, iż rozprucie całego domu jak źle założonego szwu mogłoby zostać dokonane naturalnymi metodami.

"Eragon został przy stole. Całą uwagę skupił na najbliższym sęku, widział każdy najdrobniejszy szczegół; skręcony wzór drewna, asymetryczną wypukłość, trzy małe krawędzie z plamą koloru pośrodku [bla, bla, bla...] Sęk był pełen detali"

Czy którykolwiek z tych detali był związany w jakiś sposób z myślami Erasia czy też fabułą utworu? Jakikolwiek?

"ERAGON!
Ryk był tak głośny, że chłopak o mało nie spadł z krzesła"

I oczywiście, jego nagłe i dziwne zachowanie nikogo nie obeszło. Jak zwykle.

"[Eraś] Złapałaś cokolwiek?
[Saphira] Młodego jelenia. Był dość mądry, by strzec się drapieżców na ziemi, ale nie na niebie. Gdy pierwszy raz chwyciłam go w szczęki... [CIĘCIE! CIĘCIE, K***A! MAM TEGO DOŚĆ!!!]"

Przysięgam, ujrzę jeszcze jeden taki fragment, a zapakuję tę książkę w papier ścierny i wepchnę ją Paoliniemu głęboko w tyłek, gdzie jej miejsce. Ile jeszcze razy można pisać takie durne, bezcelowe, nie wnoszące nic do tekstu, z d**y wzięte dygresje? Jak można poświęcać długie opisy i tyle szczegółów czemuś, co jest tak kompletnie pozbawione znaczenia dla fabuły, jak i całkowicie zbędne w narracji?

"Eragon wyjrzał przez okno i ze zdumieniem odkrył, że słońce już zaszło"

Wiecie, tu mi się przypomniał pewien inny amatorski utwór, też niewysokich lotów. Tam też był dzień i nagle zrobiła się noc. Stanowi to ewidentny sygnał, że autor po prostu nie miał pomysłu, co jeszcze napisać, i postanowił zakończyć rozdział w sposób tak wymuszony, jak to tylko możliwe.

"Bardzo zmęczony pokuśtykał do Elaine, która zawijała pasztety w natłuszczone ściereczki"

WHAT KIND OF SHIT LINE IS THAT?!?

"- Macie dość miejsca? - spytał, chwiejąc się na nogach"

W takim pałacu? To pytanie jest równie głupie, jak główny bohater.

"skulił się pod kocami. Ciemność wydawała mu się dziwnie nieprzyjazna"

To zdanie wydaje mi się dziwnie z przysłowiowej d**y wzięte. Znowu.

"W końcu zasnął, lecząc rany odniesione na ciele i duchu"

Paolini by po prostu narobił w majty, gdyby na siłę wcisnął jakiejś górnolotnej frazy do zdania opisującego proste i codzienne zjawisko. Zaraz się okaże, że sen głównego bohatera nadaje mu supermoce.



A jako bonus - kolejny "rozdział". Bo nie jestem pewien, czy w ogóle można to nazwać rozdziałem. Paolini przeszedł samego siebie, wyodrębniając osobny rozdział po to, by poświęcić go JEDNEJ scenie - i opisać ją poprzez pojedynczą stronę tekstu.
Jak tak dalej pójdzie, to zaraz będziemy mieli "rozdziały" składające się z pojedynczych wersów. Dotyczące zjedzonego przez Erasia w danym dniu śniadania.

"Szaleństwo życia" [tytuł rozdziału]

Tamta "zagłada niewinności" była wcześniej kandydatem do miana najgłupszego tytułu, jaki w życiu widziałem... a tu minęły ledwie dwa następne, i już pojawiła się silna konkurencja. A tak na marginesie, odnośnie tych kretyńskich tytułów... Jaki jest właściwie ich sens? Do jakiej to niby "zagłady niewinności" doszło, gdy Eraś po prostu wrócił do domu i wszczął akcję ratunkową wuja? I co to za "szaleństwo życia" w niniejszym rozdziale? Co w ogóle znaczy to określenie? Autor umie mi wytłumaczyć, czy też może (o co jestem gotów się założyć) sam tego nie wie?

"Było parę godzin przed świtem - czas, gdy nic się nie porusza, a wszystko, co żywe, czeka na pierwsze muśnięcie słońca"

Czas, gdy facet śpiący w łóżku przewraca się na bok i wydaje z siebie głośne pierdnięcie. Czas, gdy nastoletni gówniarze, za młodzi, by pić alkohol, wypiwszy go na umór tłoczą się do toalety, żeby rzygać. Czas, gdy...
Już nie wspomnę o naturalnym zegarku kwarcowym w głowie Erasia.

"powoli ogarniało go straszliwe przeczucie. Zupełnie jakby na cały świat opadł całun i swym najcięższym krańcem spowił jego pokój"

Czyli... jakby co się stało? Dlaczego nie można tego opisać w sposób normalny, zamiast silić się na kretynizmy stylistyczne?

"Garrow leżał spokojnie na łóżku, był ubrany w czysty strój, włosy miał uczesane, twarz spokojną"

Pewnie jeszcze karawan za oknem czekał...

"Zdawałoby się, że śpi, gdyby nie srebrny amulet zawieszony na szyi i gałązka suchego szaleju na piersi - ostatnie dary żywych dla zmarłych"

Dając spokój szalejowi - jestem pewien, że nie ma nic bardziej praktycznego dla UBOGICH CHŁOPÓW, by każdego zmarłego obdarowywać na pożegnanie srebrnym, ewidentnie kosztownym i trudnym do zdobycia amuletem.
Paolini, kiedy ty zaczniesz myśleć? Nie wymagam już nawet zdobywania wiedzy w temacie - po prostu MYŚL. Użyj ROZUMU, choć jeden, jedyny raz...

"Poczuł Saphirę nawiązującą kontakt, odepchnął ją jednak, dając się porwać bólowi"

I znowu. Paolini nie ma najmniejszego pojęcia, jak przedstawić relacje Erasia z Saphirą. Nie wykorzystuje żadnej ku temu szansy - nawet teraz, gdy główny bohater pogrąża się w rozpaczy po śmierci ojca, nie pokaże, jak znajduje pocieszenie u smoczycy, jak ona łączy się z nim w bólu ani nic z tych rzeczy - po prostu napisze, że Eraś kazał Saphirze spierd**lać. Zero subtelności, lotność tony betonu i wdzięk zdechłego hipopotama.
A tak przy okazji... dlaczego właściwie nazywam Saphirę Saphirą? Erasia nazywam właśnie w ten sposób, bo żywię skrajną pogardę do tej postaci, z diablo dobrych powodów - a jego smoczyca nie jest przecież wcale wiele od niego lepsza. No i jeszcze to "oryginalne" imię... skoro Paolini nazwał szafirową smoczycę "Szafirą", to ja od teraz też będę ją tak nazywał. Przy okazji, równouprawnieniu płci stanie się zadość.

"Poruszony i przerażony, zwrócił mokrą twarz ku niebu"

Matko jedyna, sufit w pokoju wyparował?

"- Jakiż bóg zrobiłby mi coś takiego? Pokaż mi się! - krzyknął"

https://youtu.be/Wj2sfYCpHOo?t=1m38s



Pragnę na zakończenie zauważyć, że przez jakiś czas było spokojnie, jeśli idzie o styl - aż myśl mi postała, że może jednak mój osąd był zbyt pochopny i Paolini dał sobie w późniejszych rozdziałach na luz z tym kretyńskim patosem. Ale nie - oto kretyński patos powrócił w wielkim stylu.

Der_SpeeDer

You've made my day :D

Mniej więcej przed świętami dodam coś od siebie. Albo jakiś dalszy rozdział, albo coś z "Najstarszego" żeby zobaczyć, czy Paolini zmądrzał czy zgłupiał jeszcze bardziej? :)

"Tak się zastanawiam: J.K Rowling (Harry Potter) i S. Collins (Igrzyska śmierci) pozwoliły zekranizować swoje książki. Jednak te filmy są zdecydowanie lepsze niż ekranizacja pożal się Boże Eragona.

Może wynika to częściowo z faktu, że same książki są też zdecydowanie lepsze - co nie oznacza, że dobre (mówię tu w każdym razie o HP, bo Igrzysk nie czytałem)."

Pomyślałam o Hobbicie- bardzo dobrej książce ale okropnej ekranizacji. (Zwłaszcza 2&3 część bo pierwsza była jeszcze całkiem ok, jak dla mnie.) Więc to chyba nie zawsze działa w sposób, że dobra książka oznacza dobry film. A szkoda.

Jednak pozostaje fakt, iż kontynuacje eragona (celowo mała litera) nie zostały zekranizowane. Może po przebrnięciu przez 1szą część scenarzyści nie dali rady? :) (żarcik, oczywiście zdaję sobie sprawę, że film za mało zarobił)

ocenił(a) film na 1
arawis18

O "Najstarszym" na razie mi się nie chce wypowiadać, bo książkę po raz ostatni czytałem już dawno (byłem wtedy na pierwszym roku studiów), jakoś nie czułem zewu do niej wracać i pamiętam tyle, że czytało mi się go lżej, niż "Eragona". W każdym razie rozdziały z Erasiem i Szafirą, bo kawałki z lokalną Mary Sue (znaczy Roranem) oraz chodzącą dziurą fabularną (znaczy Elvą) były katorgą.

Pamiętam za to, jak może ze dwa lata temu próbowałem się zabrać za "Brisingra". Doczytałem do sto którejśtam strony - i poległem. Na moją kapitulację złożyły się przy tym w równej mierze - głupota, denny styl, siermiężna narracja, nielogiczne zachowania bohaterów, całkowity brak emocji, ogólna nuda oraz fakt, że praktycznie nic się nie działo.

Jeśli chodzi o mądrzenie, to Paolini jeszcze w "Brisingrze" wymyślił na przykład taką scenę, w której Roran zabija z dwustu zbrojnych w jakiejś bitwie, machając po prostu swoim młotkiem na lewo i prawo. Nie tylko nie rokuje to mądrzeniu, ale wręcz sugeruje, że głupota Paoliniego tylko się pogłębia.

"Może po przebrnięciu przez 1szą część scenarzyści nie dali rady? :) (żarcik, oczywiście zdaję sobie sprawę, że film za mało zarobił)"

Za mało? Przecież budżet spokojnie się zwrócił i nawet sporo zysku toto przyniosło. Poza tym - patrząc na rozliczne odstępstwa od pierwowzoru - mam wątpliwości co do tego, czy scenarzyści zdołali się przemęczyć nawet i przez pierwszy tom. Fabuła została tak poprzekręcana, że chyba nikt nie umiał sobie wyobrazić, jak teraz kręcić ciąg dalszy. Poza tym, ja osobiście uważam, że jest całkiem możliwe, iż potencjalni reżyserzy oraz scenarzyści czuli po prostu zażenowanie na samą myśl o tym, że mieliby kręcić film na kanwie tak niedojrzałej książki. To tak, jakby im kazano zrobić adaptację jednego z niższej klasy internetowych opowiadań z młodzieżowej twórczości blogowej.



Zrobiłbym może jeszcze małą erratę do swojej poprzedniej złośliwej analizy.

Po pierwsze, jak się żołądkowałem odnośnie pałacu Horsta, zapomniałem się jeszcze głośno zastanowić nad tym, skąd właściwie się Paoliniemu ubzdurało, że kowal jest jednocześnie architektem, cieślą i mistrzem rzeźbiarstwa.
Nie wiem, co ten Paolini ma pod czaszką, ale na pewno nie ma tam mózgu.

Po drugie, jak tak się odrobinę głębiej zastanowić nad tym "amuletem" dla zmarłych... to znów wychodzi na to, że ja tylko żartowałem, ale ów żart okazał się prawdą. W tym całym Carvahall NAPRAWDĘ mieszka pier**lony złotnik... Inaczej skąd wytrzasnęliby taki amulet?

Po trzecie, z rozpędu napisałem pod sam koniec, że Eraś opłakuje ojca, a opłakiwał przecież wuja vel przybranego ojca. Co zresztą w żaden sposób nie zmienia to pointy mojej wypowiedzi - a jest ona taka, że Paolini kompletnie nie umie zbudować wiarygodnych relacji pomiędzy Erasiem, a Szafirą. On jest kompletnym idiotą, który w ogóle nie zachowuje się jak normalny człowiek, a ona... cóż, do prawdziwych durnot w jej wykonaniu jeszcze sobie dojdziemy.

ocenił(a) film na 1
arawis18

EDIT: oto cały Filmweb. Publikuję kolejny post, a gdy odświeżam stronę, chcąc dokonać edycji, ten znika bez śladu. No to dla pewności piszę wszystko od nowa... a tu proszę - zaginiony post pojawił się znowu. Taki durny sajt, że nie umie nawet bezproblemowo nowego posta wlepić...



O "Najstarszym" to nie chce mi się na razie gadać. Po raz ostatni czytałem go już dawno (byłem wtedy na pierwszym roku studiów), nie czułem zewu, żeby do niego powracać i pamiętam, że czytało mi się go lżej, niż "Eragona". W każdym razie rozdziały z Eragonem i Szafirą, bo kawałki z lokalną Mary Sue (znaczy Roranem) oraz chodzącą dziurą fabularną (znaczy Elvą) były katorgą.

Pamiętam za to, że jakieś dwa lata temu zabrałem się za "Brisingra" - raczej w ramach męczeństwa za sprawę, niż autentycznej ochoty - doczytałem do sto którejśtam strony i poległem. Na moją kapitulację złożyły się w równej mierze głupota, denny styl, siermiężna narracja, nielogiczne zachowania bohaterów, całkowity brak emocji, ogólna nuda oraz fakt, że nic się nie działo.

Jeśli chodzi o mądrzenie, to Paolini jeszcze w "Brisingrze" wymyślił na przykład taką scenę, w której Roran zabija z dwustu zbrojnych w jakiejś bitwie, machając po prostu swoim młotkiem na lewo i prawo, jak ci nadchodzą. Nie tylko nie rokuje to mądrzeniu, ale wskazuje wręcz, że głupota Paoliniego z czasem tylko się pogłębia.

"Może po przebrnięciu przez 1szą część scenarzyści nie dali rady? :) (żarcik, oczywiście zdaję sobie sprawę, że film za mało zarobił)"

Za mało? Przecież nie tylko zwrócił się jego budżet, ale nawet sporo zysku toto przyniosło. Poza tym, patrząc na rozliczne odstępstwa od pierwowzoru, mam wątpliwości, czy scenarzyści faktycznie przemęczyli się i przez pierwszy tom. Tak poprzekręcano fabułę, że chyba nikt nie ma pomysłu, jak teraz nakręcić ciąg dalszy. W gruncie rzeczy, nie będę z tego powodu płakał...
No i może coś jednak jest w tym, że potencjalni reżyserzy i scenarzyści czuli po prostu zażenowanie tym, że mieliby kręcić film na kanwie tak ewidentnie niedojrzałej książki. To tak, jakby im kazano zrobić adaptację jednego z niskiej klasy internetowych opowiadań, z młodzieżowej twórczości blogowej.



Może napisałbym jeszcze małą erratę do swojego ostatniego odcinka złośliwej analizy.

Po pierwsze, żołądkując się odnośnie pałacu Horsta, zapomniałem się jeszcze głośno zastanowić nad tym, dlaczego Paoliniemu się ubzdurało, że kowal jest też równocześnie architektem, cieślą i mistrzem rzeźbiarstwa.
Nie wiem, co Paolini tam ma pod czaszką, ale na pewno nie jest to mózg.

Po drugie, jak się tak głębiej zastanowić nad tym "amuletem", dawanym zmarłym... to wychodzi na to, że znów tylko żartowałem, a jednak miałem rację. W tym całym Carvahall NAPRAWDĘ jest złotnik - inaczej skąd wytrzasnęliby taki amulet?

Po trzecie, z rozpędu napisałem pod koniec, że Eraś opłakuje swojego ojca, kiedy opłakiwał przecież wuja vel przybranego ojca. Co zresztą i tak nie zmienia mojej pointy - czyli tego, że Paolini kompletnie nie umie zbudować relacji pomiędzy Erasiem, a Szafirą. On jest przy tym kompletnym idiotą, który w ogóle nie zachowuje się jak normalny człowiek, a ona... A zresztą, do durnot z jej udziałem jeszcze sobie w swoim czasie dojdziemy.

Der_SpeeDer

Jest ok. Twój post pojawił się dwa razy.

"Może po przebrnięciu przez 1szą część scenarzyści nie dali rady? :) (żarcik, oczywiście zdaję sobie sprawę, że film za mało zarobił) Za mało? Przecież nie tylko zwrócił się jego budżet, ale nawet sporo zysku toto przyniosło. "

To ja źle napisałam. Chodziło mi o to, że film nie zarobił takich kokosów jak inne adaptacje bestsellerów (Harry Potter, Władca Pierścieni) Mimo wszystko, racja - film się zwrócił, ale pewnie nie tyle, na ile liczyli producenci.

"Poza tym, patrząc na rozliczne odstępstwa od pierwowzoru, mam wątpliwości, czy scenarzyści faktycznie przemęczyli się i przez pierwszy tom. Tak poprzekręcano fabułę, że chyba nikt nie ma pomysłu, jak teraz nakręcić ciąg dalszy. W gruncie rzeczy, nie będę z tego powodu płakał..."

Wiesz, po tej całej analizie jaką przeprowadzamy teraz dopiero zrobiło się dla mnie oczywiste, dlaczego film tak bardzo różni się od książki. Bo dawno, dawno erasia nie czytałam; poza tym, mając naście lat (6 podstawówki? Kiedy to tylko pierwsza część była dostępna w Polsce) bezdenna głupota autora nie drażniła tak bardzo jak teraz. Co ja piszę - w ogóle tego nie widziałam.

Dodam kolejną analizę jak tylko dorwę książkę w swoje ręce (czyli w święta) W sumie może i lepiej by zostać przy pierwszej części - ciekawe co po pałacu Horsta Paolini wymyślił następnego :)

Shurtugal_Eragon

W sprawie ekranizacji to trzeba pisać do producentów filmowych i do wytwórni, a nie do autora książki. Ewentualnie do reżyserów. Gdyby taki Peter Jackson napisał do producenta, że chce zekranizować Eragona i potrzebuje kasy, to dostałby ją bez mrugnięcia okiem. Wszystkie filmy Jacksona, które znam, czyli LoTR, Hobbit i King Kong to ogromne sukcesy kasowe. Ten facet gwarantuje stopę zwrotu z inwestycji na poziomie 700-1000%. Przejrzałem sobie jego kilka filmów i z budżetu $90mln gość robi miliard dolarów przychodu. Są filmy gdzie jest po 800-900mln dolarów przychodu. Coś wspaniałego.

blizzarder

ok, piękne dzięki za cenne info ;) A masz jakiś pomysł, by zrobić jakąś akcje,żeby zasypać Petera Jaksona spora ilością wiadomości np. na facebooku od różnych osób, to wtedy to by go skłoniło do ekranizacji - mam nadzieję ;) Co sądzisz ? Może masz jakiś lepszy pomysł ?

Shurtugal_Eragon

Moim zdaniem nierealne. Jeżeli chce się coś zrobić dobrze, to trzeba w to włożyć serce i pasję. Jackson sam musiałby chcieć zekranizować Eragona, musiałby poczuć w sobie tę wenę. Z niewolnika nie ma pracownika, gdyby robił Eragona z przymusu, to mogłaby wyjść z tego szmira.

Na pewno gdzieś po świecie chodzi sobie reżyser, który nakręciłby porządny film, ale jak go znaleźć? Można zrobić fanpage na facebooku "We want remake of Eragon movie" i wyjaśnić po angielsku o co chodzi. Następnie wstawić link na polskie i zagraniczne fora internetowe związane z Eragonem/Fantasy, prosić znajomych o posyłanie linku i modlić się o cud. Można wysłać maila do wytwórni filmowej, ale przemysł filmowy to biznes jak każdy inny i o wszystkim decydują pieniądze. Decyzji nie podejmuje się na chybił-trafił. Gdyby rzeczywiście znalazło się na świecie kilkadziesiąt milionów osób, które zadeklarowałyby chęć pójścia do kina na remake Eragona, to może ktoś by się zdecydował włożyć w to pieniądze.

Można też spróbować zebrać fundusze przez crowdfunding i samemu zatrudnić ekipę do nakręcenia filmu, ale to wszystko jest bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. Bez doświadczenia i poświęcenia mnóstwa czasu to niemożliwe.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones