Znana z tytułowej roli w "Le foto proibite di una signora per bene" (1970), Dagmar Lassander, wciela się rok wcześniej w rolę pięknej, choć niepozornej dziennikarki Marii, która w poszukiwaniu informacji o męskiej płodności i sterylizacji (?!) do pewnego artykułu, trafia pod skrzydła doktora Sayera (Phillipe Leroy). A są to skrzydła niezbyt opiekuńcze. Skrywający się pod maską filantropa i świetnego kochanka, brutal przemieni życie Marii w piekło...
Film Schivazappy, to twór o tyle dziwny co fascynujący. Ani blisko mu do thrillera, ani też do dramatu (kobiety dręczonej przez psychopatycznego samca), ani tym bardziej do nurtu giallo, stawiającego wtedy pierwsze kroki. Lassander i Leroy także tworzą niecodzienny duet, do końca nie wiadomo o co właściwie chodzi każdej z tych postaci. Przez ponad półtorej godziny toczą ze sobą walkę - walkę dwojga płci, interesów i poglądów. Maria, taka trochę uległa, trochę chce się wyzwolić. Doktorek niby bije, ale przecież kocha... Wiadomo, że walka ta skończy się dobrze tylko dla jednej osoby. Szczególne wrażenie robi scena w basenie oraz z kamiennym blokiem i organkami. No i oczywiście finał, w którym poznajemy właściwą twarz głównej bohaterki i jej rzeczywiste zamiary.
Oprócz świetnych zdjęć Achillich mamy tu ciekawe wnętrza w pięknej kolorystyce oraz doskonały soundtrack Stelvio Ciprianiego. Motyw główny z wokalami Olympii długo zostaje w głowie. Plus wspaniałe ujęcia niesamowitej rzeźby Niki de Saint Phalle, w którą dosłownie wchodzi dr Leroy, jasno nawiązującej do tematyki filmu i głównej bohaterki! Piękna wizualnie, choć wprawiająca w niemałą konsternację rozrywka.