W skrócie. Nie cierpię:
1. taniego sentymentalizmu
2. szantażu emocjonalnego i moralnego
3. egzaltacji
4. klasycznego śpiewu operowego / opery klasycznej
W tym filmie te cztery elementy zostały wymieszane w dużej ilości w niestrawną papkę i solidnie podsypane drożdżami aż spuchły tak bardzo, że to wszystko eksplodowało mi w twarz niczym grubas z "The Meaning of Life".
"Philadelphia" mogłaby śmiało stanąć na jednej półce z socrealistycznymi produkcyjniakami, bo tyle samo w niej artyzmu.
PS.
Z tą operą to oczywiście tylko szczegół, podobnie jak opłatek z "Sensu życia": https://youtu.be/lhbHTjMLN5c?t=1m23s
Prawda. Film totalnie mnie zmasakrowal a ta operetke musialem przewinac. Po prostu nie dalem rady. Film po obejrzeniu daje duzo do myslenia: - po co ja to ogladalem, - i co wynika z tego filmu? - czemu wiekszosc sie zachwyca tym gniotem??? itp, itd...