Jak szanowałem tego reżysera, tak po zobaczeniu zwiastunu, w którym nawet aktorzy są ucharakteryzowani w sposób, by przypominać wersję z 1997, sceny są identyczne!!!! Stwierdzam, że ktoś tu chce ze mnie zrobić frajera.
Haneke zrobił ten sam film dwa razy, dla powiększenia sobie portfela. Wielka szkoda.
I do tego jeszcze pewnie film okaże się hitem, jak "Infiltracja" pana niby-Scorsese.
Może nakręci pan Haneke jeszcze Funny Games w 2017, tylko tym razem z japońskimi aktorami?
Przykre.
Dokładnie, wszystko wskazuje na to, że nie zmieni tu nic. Typowy film dla kasy, tym bardziej dziwi, że zgodził się na to Haneke, gość dotychczas raczej porządny...
No ale zaraz, to jeśli ktoś dba o to, by mieć pieniądze, staje się z tego powodu człowiekiem nieporządnym? Ja bym sobie życzył, żeby Haneke, jako reżyser przeze mnie uwielbiany, miał jak najwięcej pieniędzy. Niech robiąc je, odcina kupony od swojej znakomitej twórczości, proszę bardzo, jest przecież od czego. Nie mam z tym problemu. Ważne jest dla mnie, że dostałem od niego to, co dostałem. A jeśli dzięki temu, że zrobi jakiś swój film jeszcze raz, tylko po angielsku, i dzięki temu jego twórczość stanie się powszechniej znana, ktoś może sięgnie po inne jego filmy, to ja się mogę jedynie cieszyć.
Moja pierwsza reakcja była taka jak reakcja Deda. Jednak po chwili zastanowienia doszedłem do tego, że nie to, co zrobił Haneke, jest przykre. Przykre jest, że taki Andersson większą część życia musiał poświęcić na produkcję reklamówek, by mieć za co realizować swoje artystyczne fantazje.
"Dzięki temu jego twórczość stanie się powszechniej znana, ktoś może sięgnie po inne jego filmy, to ja się mogę jedynie cieszyć."
Z tym się akurat zgodzę. Mam nadzieję, że tylko Haneke teraz nie nakręci reszty swoich filmów w USA, bo to b było już przykre.
Tzn. chodzi mi o nowe wersje swoich starych filmów, bo jak chce to nowe pomysły może tam realizować, niemniej jednak robienie remake'ów już mnie nudzi, nawet jeśli mają być takie same jak oryginał.
No bo to jest, rozumiem, film dla Amerykanów, a nie dla wielbicieli twórczości Haneke'ego. Chociaż Ci najgorętsi, mimo że będą przeklinać może, obejrzą pewnie i tak. ;-)
Myślę, że taki "Siódmy kontynent" albo "71 fragmentów" nie miałyby tam zupełnie brania nawet w wersji "po amerykańsku". Tego rodzaju przykra sytuacja więc nam nie grozi. ;-)
Wiadomo, że przemoc i krew w USiA smakuje najlepiej ;) W sumie też obejrzę i jestem przekonany, że Watts będzie w roli Anny jeszcze lepsza od Susanne Lothar, ale jednak wolałbym żeby Haneke nakręcił jakiś inny równie interesujący thriller zamiast robić drugi raz dokładnie to samo... I ciekawe czy zostaną te sceny, w których jeden z napastników rozmawia z widownią, bo inteligentni amerykanie mogliby nie pokapować o co w tym chodzi, choć z drugiej strony bez tego film stałby się płaski. Z kolei jednak na zwiastunie widać, jak Anna strzela do jednego z napastników, a więc chyba będzie pewna scena, która przeczy moim obawom.