George Clooney nie przestaje zaskakiwać filmowym wyczuciem i stylem. Jego drugie reżyserskie dzieło przynosi połączenie technicznej precyzji i prostego przekazu, które doskonale obrazuje jeden z największych przełomów w amerykańskim dziennikarstwie telewizyjnym. Clooneyowi za pomocą niezwykle prostych środków udało się oddać nie tylko klimat i realia lat 50-tych, ale również emocje towarzyszące dziennikarzom tamtego okresu, mechanizmy władzy i paranoję związaną z komunizmem. Siła drzemiąca w wyzbytym amerykańskiej sztampowości realizmie scenariusza i czarno-białych kadrach skąpanych w papierosowym dymie sprawia, że trudno oderwać wzrok od ekranu, mimo, iż jest to film w pełni przegadany. Doskonały David Strathairn.
nie przestaje zaskakiwać jako aktor, który podjął się reżyserii. Pomijając techniczną biegłość jest to film do bólu konserwatywny w technice realizacji. Pod tym względem 'Niebezpieczny umysł' wypad znacznie lepiej, choć i tak mam wielki żal do Clooney'a za to, że poszatkował scenariusz Kaufmana i nie zaryzykował tak jak Spike Jonze i Michel Gondry. W jednym się z Tobą jednak zgodzę, David Strathairn zagrał doskonale ;)
auto refleksyjny edit:
tak, zdaje sobie z tego sprawę, że tematyka filmu wymusza taką do bólu anachroniczną i skąpą formę, i nie przeczę, że Clooney jest dobrym reżyserem. Jednak jest to pewien paradoks współczesnego Hollywood, że gdy w morzu kompletnie głupich, eskapistycznych filmów pojawia się jeden skromny, kameralny film z dobrym scenariuszem, nagle wszyscy wołają "Geniusz!", podczas gdy nie ma w tym filmie tak naprawdę NICZEGO czego by nie wypróbowano w latach '70.