Nie ma może zbyt bogatego zasobu min i gestów (bo czy to konieczne?), jego postać nie ma wybuchów złości czy rozpaczy, nie jest nieuleczalnie chora ani zła do szpiku kości (wiadomo, że publika lubi takie postacie), ale ma to, co w aktorstwie jest (albo powinno być) najważniejsze - charyzmę. Jego spojrzenie, sposób mówienia itp. sprawiają, że po prostu nie można od niego oczu oderwać. Tak charymatycznej i hipnotyzującej roli nie widziałem od czasu "Dnia próby". IMO zasługuje na Oskara bardziej niż Philip Seymour Hoffman, który jest w tym roku faworytem. 3mam za niego kciuki!
PS Filmowi daję 9/10.