Tak czytam po kolei komentarze, trafiłam też na Twój i pomyślałam, że jednak jesteś niesprawiedliwy:) Oczywiście forma jest mocno dyskusyjna, ale nie wierzę, że nie doszukałeś się tam żadnej treści, albo że jakimś argumentem jest dla Ciebie kwestia urody aktorek... Zdaje mi się poza tym, że "Nieodwracalnie" jest dokładnie o tym samym, tylko bardziej z perspektywy przypadkowej ofiary, nie sprawcy. Hmmm. komentarz z 2005 roku, stare dzieje odgrzewam:) Pozdrawiam

Tak jak zauważyłaś, film oglądałem dawno temu, ale sądzę, że dzisiaj odczucia miałbym podobne. Treści "doniosłych" jakoś nie pamiętam - ot, feministyczny bełkot. A "Nieodwracalne" to zupełnie inna liga - u Noe niezwykle ważna jest forma, strona wizualna, "Gwałt" zaś zrealizowany został w sposób chałupniczy i nie ma tu na czym oka zawiesić. Autorka filmu najwyraźniej stwierdziła, że tanim kosztem wywoła sensację, co jej się w pewnym sensie udało. Patrząc jednak z perspektywy czasu - mało kto dziś pamięta o tej pozycji, więc "sukces" był raczej krótkotrwały. Oczywiście, każdy odbierać będzie film inaczej, pojmuję więc, że podobać też się mógł. A że jestem niesprawiedliwy..., cóż, mało kto sprawiedliwym na tym łez padole... Pozdrawiam również,)

pewne z nim coś nie tak, albo to jest babo-chłop.

Kolega chyba nie zrozumiał filmu.