90 procent filmu to twarde science. Elementy które sprawiają ze film jest naprawdę wartościowy to:
1. Nawiązanie do "2001 Odysei kosmicznej" . Ta sama historia opowiedziana językiem 21 wiecznej nauki.
2. Pokazanie jak wielką wartością jest nauka i wiedza. Murphy to dzisiejsza Hypatia
3. Film jest zachętą do wejścia w świat nauk ścisłych, który został pokazany jako dobry, szlachetny i życzliwy dla ludzi o szerokich horyzontach. Nie trzeba się bać czarnych dziur i podróży w czasie.
4. Dusza/świadomość to integralna część wielowymiarowego wszechświata. Każda istota i przedmiot ma w nim miejsce. Nawet sztuczna inteligencja robota.
Pewnie nie zrozumiał co się dzieje. Cooper utknął w tym wymiarze i widział to czego najbardziej pragnął: swojej córki. Dzięki temu mógł się z nią porozumieć. I to oznaczało stwierdzenie, że znajdzie ją dzięki miłości.
Gdzie byleś na seansie i kiedy? Może Sadyba 11.11 godzina 15:00. Tak sobie przypominam, że podczas tych wznioslych slów pacnąłem sobie w czolo :) ale moja dyszka nie oznacza, że film jest bez wad, tylko że od genialnego Dystryku 9 nic mnie tak nie zachwycilo i zaskoczylo pomyslowoscia, aktorstwem(chociaż cooper byl troche jak detektyw z pewnego serialu ), tempem akcji, i niesamowitymi zwrotami akcj a takze oprawa audio wizualna.
Bylem w Bydgoszczy. Jednak na to wygląda, że ani ja, ani gość z mojej sali nie byliśmy jedynymi z takimi poglądami - to mnie miło zaskakuje.
Co do aktorstwa, wież mi, że co do McConaughey'a odczułem dokładnie to samo! I nazywajmy rzeczy po imieniu - chodzi oczywiście o jego postać z serialu True Detective ;) Aczkolwiek i tak go cenię - najbardziej właśnie za rolę we wspomnianym serialu - i mam nadzieję, że po prostu tak wczuł się w postać detektywa Rusta, że jeszcze mu z niej trochę "zostało" ;)
Mało tego, we spomnianym serialu detektyw Rust w jednym z odcinkow tlumaczy czym jest czas :) taki smaczek. Jednak w Interstellar dużo gral emocjami a w Detektywie twardy jak stal.
Ja tylko jedno zdanie ws. ciekawej dyskusji między ROBERT_STO a HUtH. Może wystawiam się na strzał, ale moim zdaniem obaj się mylicie i macie rację :) Ja to widzę tak:
1. Film był mega sentymentalny - opowiadał o relacjach między ludźmi w większym stopniu niż metafizyczna "Odyseja". Stare SF to do siebie miały że za cel rozprawki brały zagadnienia ideowe, teoretyczne, absolut, metafizykę, nieznane, etc. Takie intelektualno-oświeceniowe podejście do gatunku.
2. Mimo to w filmie zdecydowanie obecna była metafizyka, grała w nim główną rolę, ale inaczej niż w klasyce sf - metafizyką miała być nienaukowa i nieodkrywcza miłość.
I w sumie czemu nie?
Protestowałem przeciwko łatce sentymentalizmu niejako z urzędu, odbierając taką ocenę jako atak na dobry moim zdaniem film sci-fi.
W klasycznych filmach sci- fi bardziej chyba czuli niż wiedzieli. Fizyka czarnych dziur w latach 60 to epoka kamienia łupanego w porównaniu do dzisiejszej nauki, tak naprawdę wielowymiarowe wszechświaty i fizyka podróży w czasie to efekt badań ostatnich 20 lat.