Prosty, na pół amatorski film robi momentami wrażenie zabawy w kino. Jest w nim wiele uroku i latynoskiej poetyki z pogranicza realizmu magicznego. Doskonała muzyka i zapierające dech w piersi krajobrazy porażają swoją wieloznacznością. Szkoda tylko, że kamera nie jest najlepiej wykorzystana. Czasami reżyser wraz z operatorem wpadają na znakomite pomysły (zwłaszcza na początku filmu), dzięki czemu kamera staje się jakby Cieniem głównego bohatera. Jednakże czasami nazbyt rozedrgane ujęcia sprawiają wrażenie, jakby kamera za bardzo wysuwała się przed aktorów, jakby chciała grać główne skrzypce zamiast cierpliwie i dokładnie pokazywać zwykłą historię nie do końca zwyczajnych ludzi. Film opowiada o przemijaniu, starzeniu się, śmierci ale i kontynuacji życia czyli o niczym innym jak o dwóch stronach medalu jakim jest istnienie. Niektóre ze scen są aż nazbyt odważnie ukazane. Muszę się też przyznać, że nie wszystko z tego filmu zrozumiałem. Jednego jestem jedna zupełnie pewien - to nie jest film dla miłośników zwierząt. Mimo pewnych wątpliwości film ciekawy jako odskocznia od hołdującej młodzieńczemu typowi urody Hollywood.