„Japón” (2002) - niezdarna i leniwa opowieść o... niczym. Trudno „toto” nawet nazwać opowieścią; pewien starszy mężczyzna wyrusza na meksykańską prowincję by umrzeć. Chaotyczna praca kamery i chaotycznie pełzająca akcja upozowane niezdarnie na abstrakcyjną sztukę.
Nużące, irytujące i niesmaczne (brzydkie ciała, brzydkie losy) filmidło z najbardziej odpychającą sceną łóżkową w historii kina.
Niepotrzebna nikomu niezdarna namiastka kina.
Nie do końca. Życie wewnętrzne bohatera jest bardzo złożone i zagadkowe.
Urzeka mnie wejście w kulturę meksyku - to wyjaśnia też sposób narracji i zdjęć, z tą całą powolnością, inercją i ciężkością. Dla większości ludzi to nuda, nikt nie zmusza do oglądania, lepiej sięgać po Holywod - tam znajdziesz 100% satysfakcji.
Jednak zgodzę się z tym, że Europejczycy nie żyją tak jak meksykanie i ta cała monotonia może męczyć.