Skręcić ze znajomymi film dla jaj to nie sztuka. Skręcić film z jajem, to już pewien wyczyn. Autorom "Jezusa Chrystusa - łowcy wampirów" w pewnym stopniu ta sztuka się udała. Sam tytuł filmu jest na tyle czadowy by stanowić wystarczający powód do nakręcenia czegokolwiek, a twórcy tego dzieła kilka genialnych pomysłów na nie mieli.
Film zaczyna się z impetem. Pierwsza połowa filmu to przegląd czadowych pomysłów z genialną sceną musicalową (wbrew temu co można usłyszeć - w całym filmie musicalowych sekwencji można doliczyć się maksymalnie dwóch, a szkoda) i mocnego wejścia ateistów. Mnie już kupiła czołówka stylizowana na grindhouse'owe klimaty, a w niej najbardziej muzyka i wizerunek ojca Mamoniusza (jego wejście też zresztą jest boskie). To taki lajtowy spektakl popularnych motywów powykręcanych jak tylko się da. Tu nie ma prób stworzenia emocjonującej fabuły jak w choćby "Legendzie siedmiu złotych wampirów" studia Hammer. Tutaj dominuje absurd i warsztatowe niedostatki z filmów ZF Skurczu rodem (co życzliwsi mogą mówić że z Monty Pythona).
Nie ma tu też na szczęście żadnej ideologii i żadnego kopania kościoła. Chociaż twórcy śmieją się ze wszystkiego, nie robią z księży gwałcicieli, czy zwykłych rzezimieszków. Nikt tu nie wyrzuca swoich żalów względem religii, tylko znane schematy doprowadza do absurdalnych rozmiarów. Istnieje zatem szansa, że osoby religijne w tym filmie również się odnajdą.
Niestety po pewnym czasie impet siada.Zaczynają się pojawiać bardziej typowe gagi, a nawet i pewna nutka dramatu. Niespecjalnie też się udało wcisnąć do filmu Santo, bo choć wydawał sięzacnym wyborem, sceny z jego udziałem są trochę za bardzo rozciągnięte. Tak na dobrą sprawę w drugiej części filmu już tylko ciastko i parę scen gore przypomina o świetności pierwszej połowy.
W kwestii warsztatu ... no poziom kinowy, czy telewizyjny to to nie jest. Jednak niezłe ujęcia kamer oraz odpowiednio dobrana kwaśna muzyka nadają filmowi pewien charakter i czynią go dość zjadliwym. Pod względem warsztatu porównywałbym go z "Sumem, tak zwanym olimpijczykiem".
W podsumowaniu mogę już przestać owijać w bawełnę - ten film jest zły i większość uzna go za stratę czasu. Jednak są w nim też takie momenty, których próżno szukać w innych, bardziej cywilizowanych filmach. Na tym głównie polega urok filmów tak złych, że aż dobrych i "Jezus Chrystus - łowca wampirów" idealnie się w tej niszy odnajduje. Mogło być znacznie lepiej, ale cieszmy się tym co mamy.
2/5
Ostatnio gdzieś czytałem o jakimś tam bodaj opowiadaniu SF, w którym Jezus był wampirem czy coś w tym stylu. Muszę tego poszukać. To zapewne bez związku, ale ciekawostka, i wydaje się, że pasuje tu, przynajmniej jeżeli uwzględnimy tytuł filmu, bo o reszcie nic nie wiem i jakie takie wyobrażenie zyskałem dzięki Wam.