Kolejny "ohydny" Waters: od wyrzutków, dla wyrzutków. Tym razem reżyser na warsztat bierze historię Dawny Davenport, która ze swojego podłego życia uczyniła bajeczny spektakl. Wszystko tu jest sztuką, wszystko jest "fabulous" - śmierć, przemoc, gwałt a nawet doprawienie, trzymanej w klatce dla ptaków, starej lesbie haka zamiast dłoni. "Każde działanie jest formą sztuki bądź aktem politycznym", jakby zapewne zakrzyknął kontrkulturowy studencik, między popalaniem trawki a dębieniem kasy od dzianych starych.
A co do fabuły? Baltimore (a jakże), lata sześćdziesiąte. Zbuntowana dziewucha ucieka z domu, rodzi zidiociałą córkę, zakłada gang prostytutek, wpada w sidła zblazowanego małżeństwa artystów i dochodzi do tragedii. Między te punkty wsadźcie masę pokrętnych żartów i golizny. No i jeszcze Divine - zawsze drażnili mnie transwestyci, ale przerysowana Divine to po prostu gwiazda.
Próżno szukać w "Female Trouble" scen na miarę "Różowych Flamingów", więc polecam każdemu, kto pragnie zobaczyć coś nietuzinkowego ze stajni Watersa, a jednocześnie brzydzi się miażdżeniem kurczaków bądź nudzi go lekko-komediowa krytyka białych płotów klasy średniej. Bardzo uczciwe 6/10.