Czy dziś bohaterka filmu miałaby lepiej? Widziałem w telewizji wypowiedź jakiegoś mądrali, że film pokazuje jak straszny był PRL. Pewnie ten pan rzadko opuszcza Warszawę i ma blade pojęcie o dzisiejszej Polsce. Czy Irena mieszkałaby dziś w apartamentowcu w strzeżonej dzielnicy i wyjeżdżała z dzieckiem na wakacje do Grecji a Jacek otrzymywał wysoką rentę za zmarnowane w pracy zdrowie? Bądźmy poważni. Pewnie Irena nie miałaby nawet tej marnej pracy na poczcie. Dla mnie film nie jest o żadnym PRL-u tylko o uniwersalnym losie biednych i opuszczonych, którymi dzisiaj świat przejmuje się bodaj jeszcze mniej niż w minionym ustroju.
Nie wydaje mi się, by film był o "uniwersalnym losie biednych i opuszczonych". To wg mnie byłoby zresztą samoupośledzeniem się filmu.
To co w tym filmie jest największe, to sposób w jaki ukazuje on kondycję człowieka w ogóle. Jacek, dla którego Irena była "największym szczęściem" szybko wyzbywa się swego kochającego podejścia i przybiera typowo samcze role; Irena opiekując się umierającą ciotką, myśli przeważnie o spadku; ludzie wokół są nieprzyjaźni i egoistyczni. Każdy poszukuje kogoś słabszego, by przeżyć choć na małą skalę swoją własną chwilę przewagi i panowania. Wybitność tego filmu polega wg mnie na jego strasznie niebezpośrednio współczującym podejściu; sam choćby los Jacka, kuśtykającego po torach, pobitego przez sąsiada Ireny czy chodzącego za Ireną z jej torbą po ulicach miasta - to do głębi poruszające obrazy. I co najważniejsze - nie są ani trochę ckliwe, nie wciskają swojej litości do umysłu oglądającego, to dzieje się mimowolnie, a film, konsekwentnie, bez żadnych dramatycznych chwytów, snuje opowieść, w której odbija się na wiele sposobów prawda o mentalnych biografiach ludzi. To wszystko jednak, wg mnie pozostaje w zupełnie przypadkowym związku z "losem ubogich", z niższymi klasami społecznymi, itd. Być może dzięki takiej kalce obyczajowej, treści te zostały wyraźniej pokazane, ale uważam, że były tylko co najwyżej narzędziem, by wydobyć coś więcej.
"Kobieta samotna" to z pewnością jeden z najlepszych polskich filmów.
"To co w tym filmie jest największe, to sposób w jaki ukazuje on kondycję człowieka w ogóle" - czyli o uniwersalizmie jakiś tam mówić możemy ;)
co do "samczych ról" - hm no nie wiem; są biedni, pokrzywdzeni przez los i tak jak każdy człowiek myślą o poprawie swojego losu; maja wyrzuty sumienia - Irena ma - z powodu tych myśli o spadku, bo wie, że nią one czyste, ale siłą rzeczy pragnie go; nie nazwałabym tego "samczymi rolami" ale instynktem samoprzetrwania,
brutalnością losu, który zmusza nas do myślenia w en sposób.
ale zgadzam się, że film jest poruszający ;)
uniwersalizm hm, tak, fakt - jest to konkretny przypadek, założycielowi wątku chodziło jednak o to, że tacy ludzie nadal istnieją;
jest samotna kobieta, którą można pomiatać, to trochę, jak z wojną - wchodzi SS, nie ma męża, łapiesz babę za włosy i jedziesz... tyle, że tu nie ma żołnierzy SS, są bracia, i cała ta 'POLSKA', o której na pocżątku Irena mówi dosc wzniośle...
i co z tego, i tak traktują ja, jak psa, jak obcego, wiedza, że nikt jej nie obroni, nikt za nią nie stanie;
a ta jebana (za przeproszeniem) rodzina - szkoda słów
i dziecko jest - równie samotne, bezradne, chopiec, w przyszłości mężczyzna, ale kim on będzie?