"Koszmar z ulicy Wiązów" z 1984r. to jeden z najbardziej znanych horrorów w kinematografii i to nie ulega wątpliwości. Gdyby oceniać ten film tylko pod kątem dramaturgii i całkiem udanych efektów jak na tamte czasy to zapewne byłby na wysokim miejscu. I do tego miejsca można by dać plus. Film jednak (jak mówi sam tytuł) jest o koszmarze (śnie) więc o czymś co się nie wydarzyło, (a prawie wszystkie sceny grozy są przedstawione jako sny) więc gdyby je wyciąć z filmu nic by z niego jako horroru nie zostało.
Abstrahując od naiwności w scenariuszach tego gatunku to w tym jest ich zbyt wiele - za wiele i to mnie irytuje.
Nie bardzo rozumiem. "Koszmarem" nazywamy też czasami sytuacje w prawdziwym życiu. Rzeczy, które wolelibyśmy aby się nie wydarzyły. Oglądając ten film po raz pierwszy, widz nie wie przecież co jest snem a co jawą. I w tym jego siła. Nawet zakończenie pozwala na własną interpretację.
Zgadzam się, że "koszmarem" można, a nawet nazywa się pewne sytuacje w realnym życiu. Moja ocena tego filmu zapewne jest spowodowana tym, że oglądałem go dopiero pierwszy raz, ale przed "Koszmarem..." widziałem inne filmy grozy i pewnie dlatego "Koszmar..." nie powala mnie na kolana. Co do zakończenia to jest ono "typowe" jak dla filmów z tego gatunku, aby twórcy mieli "pretekst " do nakręcenia kolejnej części.