Jestem fanem reżysera, aczkolwiek konwencja luzackiego fantasy do mnie nie trafia. Audiowizualna otoczka stanowi dla mnie mimo wszystko tło do samej historii, która w tym wypadku jest potraktowana po macoszemu. Owszem był klimat fantasy, ale bardziej taki, który się kojarzy z gier komputerowych niż z książek bądź kanonicznych filmów fantasy - Excalibur czy nawet LOTR. W moim odczuciu (jest to zdanie subiektywne) fantasy = patos, a w tym filmie walka o tron była dla Artura wręcz zabawą (jak się uda to fajnie, nie - trudno), główny antagonista to w zasadzie bezradny głupiec, a każda śmierć była tylko beznamiętnym mgnieniem. Zabrakło tajemniczości (nie tajemnicy), mroku, zidentyfikowania się z którymkolwiek bohaterem - po prostu klimatu tradycyjnego fantasy. Film ogląda się jak teledysk i o ile przy "Porachunkach" czy "Przekręcie" to się sprawdza, to w tym przypadku zdecydowanie zubaża potencjał całej legendy. Wychodzi na to, że dobre fantasy ostatnimi laty to tylko "Gra o Tron".