Bardzo lubię twórczość Guya Ritchiego i po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym reżyserem. Nie sądziłem, że w tak zgrabny sposób połączy smaczki z Przekrętu czy Porachunków z elementami fantasy i historii. Sceny walk zmontowane wzorowo, świetne przejścia klatek szybko-wolno - typowy Ritchie. Do tego należy dodać angielski humor (choćby scena z opisem dnia 'and then?') i GENIALNĄ ścięzkę dźwiękową, zwłaszcza 'Growing Up Londinium' Daniela Pembertona i 'The Devil & The Huntsman' Sama Lee. Muzyka świetnie pasuje do każdej sceny i nadała całemu filmowi takiego charakteru, że większą część seansu zbierałem szczękę z podłogi z ciarkami na grzbiecie.
Pójdę na ten film jeszcze raz :)